Na dzikiej łące, praktycznie w sercu Jury Krakowsko-Częstochowskiej, w moim rodzinnym Ryczówku, bardzo blisko od mojego domu, panuje prawdziwe bogactwo przyrody. To tu, w zielonym królestwie, żyją sarny, lisy, dziki, zające, łasice, kuny, dzięcioły, bażanty, derkacze, dudki, sójki, wilgi, sikorki, wróble, jastrzębie i wiele innych. Za każdym razem, gdy idę to tej zielonej świątyni kogoś z nich spotykam.
Sarny przeważnie spokojnie przemierzają wspomnianą łąkę, wypasając się na soczystej trawie, bacznie przyglądając się, abym za nadto się nie zbliżył. Dziś niechcący zaskoczyłem leżącą w trawie kozę, która najprawdopodobniej karmiła swoje koźlątko. Sarna wyskoczyła nagle z sięgającej mi po pas trawy wbiegając pomiędzy pobliskie zarośla, krótkim tylko beknięciem poinformowała swą latorośl o niebezpieczeństwie. Niebezpieczeństwo, czyli ja, szybko się oddaliło z tego miejsca, aby niepotrzebnie nie stresować mamy i jej dziecka.
Wczesną wiosną miałem spotkanie z zającem, który spał, jak nie przymierzając suseł, przy ścieżce, którą zwykłem chodzić. Wśród zeschłej trawy wyglądał jak stara porzucona futrzana czapka, i za takową początkowo go wziąłem. Dopiero z odległości jakiegoś półtora metra zorientowałem się, że ta czapka ma oczy i że należą one to jak najbardziej żywego zająca. Dobrze, że nie próbowałem sprawdzić stopą co to, bo moje, i jego zajęcze serce, mogłoby mieć problem. Zając, gdy tylko zacząłem gmerać w kieszeni, aby wyciągnąć telefon popatrzył na mnie ze zdziwieniem i odkicał w spokojniejsze miejsce.
Zimą spotkałem w tej okolicy również ciekawską łasicę, która zdaje się nie zdawała sobie sprawy, że jej białe futerko na ziemi bez śniegu jest doskonale widoczne. Biegła, stawała słupka i przyglądała mi się z zaciekawieniem równym mojemu. Nasze wzajemne obserwacje zakłócił głośno ujadający w oddali pies. Łasica zniknęła nagle niczym łąkowy duch. Za parę dni spadł śnieg, więc łasica znowu była bezpieczna.
W tej okolicy lisy mają swoje nory. Nie daleko sąsiad, Jacek, ma swoje kury i kaczki, na które rudzielce mają wieczną ochotę. I czasem dopinają swego, ku złości i rozpaczy hodowcy. Dziki przychodzą tu na łąkowe smakołyki robiąc przy okazji niezły bajzel.
W tym mikroświecie jest też miejsce i dla ptaków. Co raz więcej żyje tu dudków, które jeszcze parę lat temu trudno było zobaczyć. Teraz można je i zobaczyć oraz usłyszeć ich charakterystyczny głos. Jeśli chodzi o charakterystyczny głos, to mieszkają tu i derkacze, które, gdy się pojawiły, to z moim przyjacielem Konradem, wzięliśmy ich „śpiew” za… cykady. Derkacza trudno zobaczyć, mimo, że słychać go blisko. Wszystkim tym zwierzętom przyroda zapewniła na tej łące, i w pobliskich zaroślach, schronienie, pożywienie i bezpieczeństwo.
Ta opisana idylliczna sceneria jeszcze nie tak dawno była zagrożona przez plany poprowadzenia linii kolejowej w ramach Centralnego Portu Komunikacyjnego, którą wytyczono dokładnie przez tą łąkę oraz część wsi. To wszystko miało zostać zniszczone, bo ktoś, gdzieś daleko, jednym ruchem ołówka tak sobie maznął, bo tak mu wypadało. Dla tego kogoś było to tylko jakieś mało znaczące miejsce na mapie, ale dla mieszkających tu zwierząt i ludzi to cały świat.
Grzegorz Turski