Australia i Polonia, Felieton, Życie i społeczeństwo

Notatki z Polski, część 2

Tarnowskie Góry. Stąd pochodzi moja synowa, tu mieszkają jej rodzice, a obecnie jest tu w odwiedzinach mój syn z naszym wspólnym wnukiem. Dzisiaj wybraliśmy się we troje do Zabytkowej Kopalni Srebra. To tam dowiedziałam się, że już sama nazwa miasta pokazuje swoje powiązanie z górnictwem. „Gory” w czasach staropolskich oznaczały kopalnie. A znajdujące się w herbie Tarnowskich Gór narzędzia górnicze – pyrlik i żelozko – jednoznacznie określają to, czym od wieków zajmowali się mieszkańcy miasta.

Legenda głosi, że około roku 1490 chłop zwany Rybką, mieszkujący w niewielkiej osadzie Tarnowice, podczas prac polnych, znalazł w ziemi, między korzeniami karczowanego drzewa bryłę kruszcu srebrnego. Gdy wieść rozeszła się po okolicy, zaczęli doń przybywać poszukiwacze cennego metalu, kuszeni wizją zdobycia fortuny.

Jednak o wydobyciu bogactw naturalnych decydowali miejscowi władcy. Wydawane przez nich akty prawne, podejmowane inwestycje i sprowadzanie tu doświadczonych górników sprawiły, że istniejąca od drugiej dekady XVI wieku osada górnicza szybko się rozwijała i nabierała cech miasta. Za datę jego powstania przyjmuje się rok 1526 r.

Pierwszy okres pomyślności Tarnowskich Gór trwał do początku XVII wieku. Głównym minerałem wydobywanym przez górników była tzw. galena, czyli ruda ołowiu z domieszką srebra. Uważa się, że eksport ołowiu tarnogórskiego miał pośredni wpływ na rozwój międzynarodowego handlu i ogólne ożywienie gospodarcze kontynentu.

Z kolei srebro trafiało aż do Chin, które potrzebowały go do produkcji monet.

Druga era górnictwa rozpoczęła się pod koniec XVIII wieku i wiązała się z wydobyciem złóż na dużą skalę w państwowej kopalni Fryderyk. To tam, po raz pierwszy zastosowano technikę parową do odwadniania podziemi. Wcześniej, używano do tego odwadniarki konnej. Była to potężna jak na owe czasy konstrukcja składająca się z kieratu konnego, poruszającego dwie pompy odwadniające, zainstalowane w szybie kopalnianym. Było to dosyć kosztowne, gdyż kopalnia musiała utrzymywać aż 120 koni. Innym jeszcze sposobem na pozbycie się nadmiaru wody, były sztolnie. W okresie od 1547 do 1834 wydrążono następujące sztolnie: Daniela, Św. Jakuba, Daru Bożego, Krakowską, Pomagaj Bóg, Boże Dopomóż, Tarnogórską, Wspomóż Bóg, Głęboką – Fryderyk. Podczas zwiedzania, mieliśmy możliwość płynąć jedną z nich. Pod nami 80 cm wody, łódź niemal dotykała ścian kopalni. W tej chwili jest to wszystko znakomicie przystosowane dla turystów, zelektryzowane i odpowiednio oświetlone. Co jakiś czas na ścianach kopalni rozmieszczone są telefony, do komunikacji pomiędzy przewodnikami i operatorami wycieczek. Dzięki nim czuliśmy się na dole bezpiecznie, otoczeni opieką i wiedzą, którą łakomie czerpaliśmy. Po zwiedzaniu kopalni, muzeum i obejrzeniu filmu, łatwiej sobie wyobrazić, że w ciągu kilku stuleci na obecnych terenach miasta wydrążono około 20 tysięcy szybów, 150 kilometrów chodników i kilkadziesiąt kilometrów sztolni odwadniających. Tak duża ich ilość powodowała, że górnicy mieli kłopot z wymyślaniem nowych nazw. Pojawiały się więc takie jak: Arystoteles, Małpi Ogon, Gwiazda Wieczorna, Aurora czy Pieczeń Wieprzowa. Gdy górnicy zgłaszali w urzędzie cztery szyby równocześnie, nadawano im nazwy pokrewne, np. Owies, Pasza, albo Talerz, Dzbanek, Szklanka, Piwo jasne. Zdarzało się, że używano także wulgaryzmów.

Podziemia kopalni zostały udostępnione do zwiedzania w 1976 roku, w 450. rocznicę nadania Tarnowskim Górom praw miejskich. Na głębokości 40 m powstał szlak turystyczny o długości 1700 m i kształcie trójkąta. Łączy on szyby: „Anioł”, „Żmija” i „Szczęść Boże”. Blisko 300-metrowy fragment trasy pokonuje się łodzią i jest to jeden z najprzyjemniejszych odcinków. Polecam gorąco wszystkim odwiedzającym ten region Polski. Na koniec dodam jeszcze, że spotkani na dole w kopalni przechodnie, mijali nas pozdrowieniem „Szczęść Boże”. Jest to tradycyjne górnicze powitanie. Większość też zawsze się żegna, zjeżdżając w dół. Żeby wrócić. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wszystkim górnikom tyle samo wyjazdów, ile zjazdów.

Ela Chylewska