Lifestyle, Podróże, Świat

Afront.org.pl poleca: Erytrea. Nieteraźniejszość

Erytrea leży na dalekim uboczu współczesnej Afryki, a nawet może poza nią. Zawieszona w czasie nieteraźniejszym. Nie sposób określić jej czasu realnego. Ulegają tutaj skrzyżowaniu byty światów odległych, tych zatrzymanych wieki temu w pustelniczych klasztorach, tych zrodzonych na krótko w okresie włoskiej, bujnej, kolonialnej fantazji w górskiej Asmarze, też i tych upadłych, jak w Massaua, gdzie wrzące, morskie powietrze miesza się z pyłem umierających, poszarpanych przez wojnę ulic wciąż dumnego miasta.

Massaua. Bar Amen
Massaua. Bar Amen

ASMARA. PIĘKNO ZAMKNIĘTE W KRÓTKIM MARZENIU

Asmara rozłożyła się w górach. Nie ma tutaj ani upałów, ani mrozów. Wzniesienia tego miasta pokrywają zarośnięte kwiatami, kolorowymi krzewami i owocowymi drzewami przedwojenne, przestronne włoskie wille. Mieszkam w jednej z nich. Została zbudowana w latach dwudziestych XX wieku dla jednego z włoskich magnatów i usadzona na zielonym wzniesieniu z dominującą pozycją pośród innych górskich willi. Prowadzą do niej marmurowe schody, a otacza ją 40 marmurowych urn. Wchodzę do ogrodu, w którym stoi brązowy posąg Augusta Cezara, zasiadam przy stoliku w morzu róż i spoglądam na wznoszącą się nad miastem katolicką katedrę św. Józefa przy Harnet Avenue. Postawili ją Włosi w stylu neoromańskim ponad 100 lat temu. Obok niej znajduje się Cinema Impero wzniesione w stylu Art Deco tuż przed drugą wojną światową. Przystosowano je do aż 1800 widzów i udekorowano lwami oraz palmami. Nieco dalej, także przy Harnet Avenue, kolejny klejnot Art Deco: dostojne Cinema Roma. Niedaleko Romy przy Bihat St. następna architektoniczna nadzwyczajność: Cinema Odeon – również w stylu Art Deco. I wreszcie czwarte z kin, ambasadorów włoskiego Art Deco: Cinema Capitol przy Denden St. W 1938 r. Włosi pozwoli sobie na jeszcze jedną wielką fantazję: zbudowali Fiata Tagliero. Stoi na skrzyżowaniu Sematat St. i Mereb St. To futurystyczny budynek mający służyć jako stacja paliw. Ma kształt samolotu, szklany kokpit i potężne, betonowe, 15-metrowe skrzydła uniesione bez elementów wspornych z lekkością kartki papieru. Wtedy, kiedy powstawał, nikt, zwłaszcza jego twórca Giuseppe Pettazzi, nie przypuszczał, że stanie się ostatnim wielkim akcentem wspaniałości włoskiej architektury.

Ozdabianie miasta trwało krótko. Włosi weszli do Erytrei w 1869 r., zajmując Assab w pobliżu Dżibuti. W 1885 r. zajęli port Massaua, którą początkowo ustanowili stolicą. W 1887 r. przenieśli stolicę do położonej w górach Asmary. Od tego czasu to miasto stało się wielkim architektonicznym eksperymentem. Wznoszono neoklasyczne wille, modernistyczne kamienice, futurystyczne obiekty oraz kina w stylu Art Deco. Zakładano fabryki i budowano drogi. Z wielkim wysiłkiem, wznosząc w górach wiadukty i drążąc tunele, połączono linią kolejową Massauę z Asmarą, a następnie Asmarę z Keren. Ponad 80 procent włoskich inwestycji zagranicznych koncentrowało się w Erytrei. Przed wybuchem drugiej wojny światowej Erytrea wyprzedzała rozwojem inne kolonie europejskie w Afryce. W 1940 r. Włosi dokonali inwazji na Somali Brytyjskie z terenu Etiopii. Armia włoska wkroczyła do brytyjskiego Sudanu i początkowo odnosiła sukcesy, ale ostatecznie wojska brytyjskie zajęły Keren, a następnie Asmarę. Włoska Erytrea padła. Zakończyło się włoskie, krótkie marzenie stworzenia miasta idealnego w Afryce.

Asmara. Kino Impero (1937/38)
Asmara. Kino Impero (1937/38)
Asmara. Kino Roma (1937)
Asmara. Kino Roma (1937)
Asmara. Stacja benzynowa Fiat Tagliero (1937/38)
Asmara. Stacja benzynowa Fiat Tagliero (1937/38)

DEBRE BIZEN. ŚWIĄTYNIE W CHMURACH

Na terenach dzisiejszej Erytrei z powodzeniem rozwijał się ruch monastyczny. W XIV wieku Abuna Filip założył klasztor na jednej z gór Wyżyny Erytrejskiej. Klasztor w ciągu swej całej historii zgromadził ponad 1000 manuskryptów, relikwie, w tym korony i kadzidła. Wyruszam z Nefasit, które leży na wysokości ok. 1700 m. n.p.m., i wspinam się po wąskiej ścieżce wyrwanej górze na wysokość ponad 2400 m. n.p.m. Wieczorem w chmurach wchodzę do Debre Bizen. Witają mnie dwaj mnisi i prowadzą do studni. Tam jeden z nich zdejmuje mi sandały i obmywa stopy. Zapada zmrok. Mgła gęstnieje. Z szop wyłaniają się inni mnisi. W swych szalach wyglądają jak mumie wybudzone z grobowego snu. Debre Bizen to już nie jeden obiekt, to miasto z wąskimi uliczkami i kościołami usadzonymi na skałach. Wszystko wnieśli na górę i wybudowali mnisi. Budowle oblewa sroga, zimna mgła, która oddaje treść kodeksu życia na tej górze. W Debre Bizen panują surowe zasady. Na terenie przylegającym do świątyń można stąpać – mimo deszczu i zimna – tylko boso. Inna zasada, której nie mogą złamać mnisi, to unikanie kontaktu z kobietami i w ogóle z istotami płci żeńskiej, stąd też surowo zakazana jest tutaj obecność kur, oślic, krów czy wielbłądzic.

Debre Bizen
Debre Bizen
Debre Bizen
Debre Bizen
Debre Bizen
Debre Bizen

SENAFE. MIASTO, W KTÓRYM PSOM SIĘ NIE PRZEBACZA

Opowiem historię o czynie dla Europejczyka smutnym i brutalnym, a dla Erytrejczyka zwyczajnym i koniecznym. Senafe leży na pustynnym płaskowyżu na wysokości ponad 2500 m. n.p.m., pośród nagich, olbrzymich i kolorowych skał. Owiewa je uroczo wyjący pustynny i suchy wiatr. Słońce wschodzi o godzinie 6 rano, dając radość światła i ciepła. Po spaleniu ostrymi promieniami miasta, zachodzi o godzinie 6 wieczorem i znowu wraca ciemność oraz dokuczliwy chłód. W mieście jest cicho, bardzo cicho. Czasami ciszę przerywają piszczące dzieci biegające po ulicy lub warczące ciężarówki jadące do granicy z Etiopią. Czuję, że czegoś w tej panoramie brakuje, a co jest trwałym elementem afrykańskich miast. Nie ma psów. Wybito je wszystkie. Przewrócono każdy zakątek miasta i zabito każdego, małego, dużego, młodego, starego, tego, który biegał i szczekał, i tego, który milczał i się ukrywał. Zabito je w jękliwych psich piskach. Konsekwentnie od pierwszego do ostatniego. Po egzekucji zwłoki zebrano. Uporządkowano i złożono w jednej mogile. Wpuszczono je do szybu w ruinach kolonialnej włoskiej wieży stojącej na wzgórzu. Miejscowi przychodzą tutaj, aby uchwycić zasięg telefoniczny z Etiopią. Nadal z szybu wybija się odór gnijących ciał. Psy zdziczały, tworzyły bandy i atakowały ludzi, przejmując kontrolę nad pustynną osadą. Nie po raz pierwszy okazały gniew człowiekowi, lecz tutaj człowiek im nie przebaczył. Senafe – miasto psiobójstwa.

Senafe
Senafe
Senafe
Senafe
Senafe
Senafe

KEREN. CIEMNOŚĆ

Ulice wypełnione hałaśliwą wonią targu gasną ze słońcem. Pospiesznie umykają przed zmrokiem sprzedawcy kur, kóz i wielbłądów. Wszyscy udziałowcy największego erytrejskiego targu zwierząt toną w ciemności. W upalnym kurzu nastaje noc. Noc bez elektryczności. Codzienność afrykańskiej prowincji. Keren jest całkowicie czarne. Wracam w ciemności do hotelu. W moim hotelowym pokoju – a mam jeden z najznakomitszych w mieście, bo jest łóżko, szafa, krzesło i łazienka z zimą wodą oraz parą moskitów – światło księżyca służy swą niedocenianą naturą. Wpada wraz z pustynnym, ciepłym wiatrem przez szerokie, kolonialne okna modernistycznego budynku, który w swej kolonialnej fantazji postawili przed drugą wojną światową Włosi. Keren to stolica handlarzy wielbłądów, to mogiły żołnierzy z brytyjsko-włoskiej linii frontu z okresu drugiej wojny światowej. Keren to także zniszczona w czasie wojny z Etiopią pozostałość wspaniałości włoskiej kolei górskiej, z cicho rozkładającym się, prawie stuletnim dworcem kolejowym, w którego cieniu śpią wytrwali podróżni.

Keren. Dworzec kolejowy (1920)
Keren. Dworzec kolejowy (1920)
Keren. Targ
Keren. Targ
Keren. Miejsce postoju
Keren. Miejsce postoju

MASSAUA. ROZKŁADAJĄCY UPAŁ NIEZMARTWYCHWSTAŁEGO MIASTA

Massaua leży nad gorącym Morzem Czerwonym. Leży cała w ruinach. Cała niezmartwychwstała. Rozszarpane przez wojnę pałace nawet teraz zachowują wyniosłą dostojność. Pocięte przez bomby wyglądają jak kruche kawałki tortu, na który wszyscy się rzucili, ale nikt nie zdołał połknąć. Wszystko tu ledwo żyje, z trudem oddycha. Massaua to były port arabski, otomański, egipski, włoski, brytyjski, etiopski, aż wreszcie erytrejski. Każda epoka zaznaczyła swą obecność. Najznakomitsze pałace, kamienice, faktorie pochodzą z XIX wieku. Tylko wyobraźnia pozwala odmalować ich pierwotny majestat. Czasy etiopskiej okupacji i wojna domowa wdeptały miasto w ruinę. Teraz Massaua wygląda jak pokaleczone piękne zwierzę, które żal jest dobić, a które nie wiadomo, jak uratować. W wąskich ulicach, wśród ruin żyją jeszcze ludzie. Trwają tam od pokoleń, już nie bacząc na zagrożenie rozsypaniem anemicznych kamienic, rozwątlonych przez kule. Resztę załatwia prawo grawitacji, które ściąga kołyszące się resztki budynków na zakurzone ulice. Wałęsam się po tym labiryncie ruin we wrzącym powietrzu. Z rzadka spotykam ludzi. Wychodzą z zakurzonych jam na upał zagruzowanej ulicy, wychodzą jak zjawy z ciasnych grobów, których nigdy nie porzucą.

Massaua. Ruiny włoskiego banku
Massaua. Ruiny włoskiego banku
Massaua. Ulicami Miasta
Massaua. Ulicami miasta
Massaua. Ulicami Miasta
Massaua. Ulicami miasta
Massaua. Ulicami Miasta
Massaua. Ulicami miasta

ASMARA. NEKROPOLIS W NIETERAŹNIEJSZOŚCI

Na dalekich peryferiach Asmary rozgrywa się osobliwy spektakl. Zwoje łodyg dzikich roślin pną się po metalowych zwłokach. Niektóre pędy wślizgują się przez otwory zezłomowanych maszyn do ich środka i cicho przesuwają się po ich stalowych wnętrznościach. Inne okrążają martwe i ciężkie korpusy, próbując objąć każdy element, aby później poddać go procesowi rozkładu. A ten jest możliwy jedynie w sojuszu z czasem. Tylko pośmiertne plamy rdzy dają chwilami wyraz obecności tego sojusznika. Ten jest tutaj powściągliwy. Waha się w swym działaniu. Starannie ułożone kolekcje zielono-brązowych maszyn tworzą parometrowe mury, a te – labirynt, w centrum którego leżą, zatopione w wysokich trawach, ich bezużyteczne części. Wszystko cierpliwie czeka na rozłożenie przez czas. Wszystko skrupulatnie zebrane z pól, dróg i ulic po 30-letniej wojnie wyzwoleńczej i złożone na największej tutaj nekropoli maszyn wojennych.

Asmara. Nekropolis
Asmara. Nekropolis

Po drugiej wojnie światowej Zgromadzenie ONZ zadecydowało o połączeniu Erytrei i Etiopii jako federacji. Faktycznie Erytrea znalazła się pod panowaniem Etiopii, która językiem amharskim zastąpiła używane tutaj tigrinia i arabski, wprowadziła na obszarze Erytrei cenzurę oraz rozwiązała partie polityczne i związki zawodowe. Wywołało to sprzeciwy w Erytrei i rozwój ruchów wyzwoleńczych, a w konsekwencji wojnę zakończoną referendum niepodległościowym w 1993 r. Od tego czasu Erytrea zamknęła się sama w sobie. Czas tutaj przestał biec w tempie materialnym. Zawiesił się między przeszłością a teraźniejszością. Pozwolił na istnienie bytom niedokończonym. Tutaj na każdym obszarze codzienności, na ulicach, w barach, kinach, sklepach, samochodach wszystko jest jakby tymczasowe, niedokręcone, niedoschłe, ale nadal wyniosłe. Erytrea leży gdzieś poza osią rzeczywistego czasu. Ten tutaj porusza się inaczej, jest leniwy i powściągliwy. Przysypia. Czasami się budzi i cofa, po czym znowu rusza, ale nie może dotknąć poziomu naszej teraźniejszości, jest w nieteraźniejszości.

Dariusz Drajewicz
doktor nauk prawnych (INP PAN), fotografik (AF Warszawa) i podróżnik (przebywał ponad 90 krajach świata).
Tekst opublikowano w Kwartalniku Literacko-Artystycznym Afront nr 1(13)/2021.