„Rano we wczesnym słońcu” – tak otwiera się jeden z wierszy Andrzeja Kopackiego i tak też zaczyna się jego najnowsza książka: w świetle, które odsłania nie tylko pejzaż Sycylii, lecz także fundamenty samej poezji. Kopacki – germanista, poeta i eseista, wieloletni redaktor „Literatury na Świecie” i jeden z najwybitniejszych polskich tłumaczy literatury niemieckojęzycznej – prowadzi w „Agrygencie” czytelnika do własnych rudymentów: tego, co w kulturze jeszcze surowe, pierwotne, nieobrobione. Właśnie dlatego jego tom staje się nie tyle podróżą na Południe, ile wyprawą do źródeł mówienia o literaturze, do miejsca, gdzie tradycja i nowoczesność zaczynają rozmowę od początku.

Samotność, Trwoga, Wstyd?
– rano we wczesnym słońcu dziwię się imionom niektórych
kolumn z mojego rudymentu, niegdyś
strzegących adytonu, gdzie trzymałem relikwie.
Dziś w tym nie-miejscu
hula sycylijski wiatr.
Być może współczesnemu czytelnikowi współczesnej poezji strofa ta powie na początku niewiele. Nie powinien się on tym zniechęcać do całej procedury hermeneutycznej, jaka roztacza się przed nim. Autorem zacytowanego wiersza jest Andrzej Kopacki – germanista, poeta, eseista i tłumacz – od lat należy do najważniejszych polskich znawców literatury niemieckojęzycznej i łączy w swojej twórczości precyzję badacza z wrażliwością poety.
Cytowany wiersz pochodzi z tomu Agrygent, ściślej Agrygent 2 (patrząc na ruinę świątyni Herkulesa). Kopacki mówi wiele o tradycji, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że mówienie o niej, mówienie o tekście i w ogóle cała metaliteratura, czysta literatura czy czyste uprawianie literatury – to wszystko możliwe jest jedynie w obrębie tzw. literatury Południa – literatura Północy zaś jest chyba skazana na niebezinteresowność, innymi słowy, jeżeli występuje jednak w „szacie” tzw. bezinteresowności, to tylko „szatka” – maska, kostium, nic więcej. No chyba że jest to – Friedrich Hölderlin, poeta wyjątkowy, przez Andrzeja Kopackiego tłumaczony – taki, pod którego patronatem bez trudu dałoby się cały Agrygent przeczytać. Tu wiele wierszy jest przedstawianych jako tzw. rudisy, to autorska forma gatunkowa przez Kopackiego do życia powołana, podstawa słowa „rudyment”, dla poety – najważniejszy wymiar, bazowy wymiar projektowanej przez niego w tomie architektury przedpoetyckiej (bo o rodzaj przedpoezji, czystej poezji w tym sensie, to chodzi, to ten rodzaj poezji byłaby w stanie obsłużyć cała literatura Południa, chociaż już – całkowicie „po katastrofie”, można powiedzieć, i trzeba, zatem, mówić tu o czymś w rodzaju post-Południa, postpołudniowym stylu wierszy poety). Czym są rudisy? Są wpisane w słowo rudyment, w słowo rudimentum, i oznaczają to, co nieokrzesane, surowe. To, co frygijskie – dodałbym – przywołując tutaj Norwida, otóż ten zafascynowany archeologią jako procedurą poetycką Polak wierzy, że właśnie archeolog zyskuje dostęp do rudymentów kultury – czyli do tego, co w niej pierwotne, niekształcone, rudalne, występujące jeszcze przed rudymentalnością. To archeolog obcuje więc z formami czystej sztuki. A Norwid pisze – w »A Dorio ad Phrygium«:
Strony różne, rozliczny obyczaj
Poznawając, winienem mieć słowo
Kolibrowem skrzące się skrzydełkiem,
Ton winienem mieć nie jednotężny:
Od cygańskiej drumli, co w zębach wre,
Jak zgryzione jestestwo konające,
I trzepoce się w wargach, — aż do organu,
Swoje długie rozwlekającego brzmienia,
Ileż strun, ustrojów ile mam poruszyć,
Względów jak niemałą zachować liczbę!2
Jesteśmy w samym sercu różnoimiennego i czystego stylu Andrzeja Kopackiego… Kopacki (mistrzowsko, takie są fakty) dyskutuje z klasycyzmem na poziomie, którego wiek dwudziesty nie przeczułby jeszcze, dwudziesty pierwszy zaś by się nie powstydził, czasy kolejne z kolei – powinny uznać za klasykę nowego typu i gatunku… Oczywiście, musimy ustalić, co w tym wypadku oznacza słowo „klasycyzm”, i co słowo „postklasycyzm”, czy swobodniej rzecz ujmując: do czego życzylibyśmy sobie je odesłać. To dobre słowa w odniesieniu do „rudisowej” poetyki Kopackiego – bowiem wiedza u niego pojawia się na prawach poważnego, tychicznego kaprysu, erudycja natomiast nie pojawia się jako przemęczone narzędzie do modelowania albo zabudowy. „Posty krążą po twitterze. Żadne potęgi nie sprzymierzą się przeciw nim, / żaden Guizot z Metternichem”, „to jest dobre trocheiczne zdanie, które niczego nie nazywa”, i jeszcze na dobicie całego stylu: „Zdanie w sam raz dla nowego chłopaka Stelli”3. To Kopacki. Należy tu mówić o fantastycznej oraz zdyscyplinowanej – i w tym samym stopniu ruchliwej i rozbudzonej dykcji. A to Norwid: „Muzo […] córo czasów, tylokrotnie / Na kurtynach malowana oper, / Na wachlarzach, na pudełkach perfum… / Ty gwoli mojemu zejdź wołaniu”4.
Nie spotkałem się jeszcze u Kopackiego z tak monumentalną, epicką, wypracowaną (wystosowaną do wspaniałej patetycznej lekkości) dykcją, ale podejrzewam, że ma one niezwykle określone źródło w ostatnich zatrudnieniach przekładowych poety, znakomitego germanisty. Słychać tu m.in. klasycystyczno-ironiczny majestat Dursa Grünbeina, którego przekłady wydał Andrzej Kopacki w ostatnich latach – nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego (pt. Powroty z księżyca. Wiersze wybrane5)… Jestem zatem zachwycony postklasycystycznym autotematyzmem (tak samo też, jak klasycystyczną metaliterackością, autoliterackością) tych tekstów, zachwyca i porywa mnie również nienachalny – a bardzo, bardzo szlachetny literaturocentryzm całej obszernej przecież – książki. Kopacki sięga tu swojej miary mistrzowskiej – jako erudyta – ironista – poeta kulturowy, metakulturowy – nowoczesny i ponowoczesny – nie mniej jako poeta kryzysu, jako antypoeta czy metapoeta – w końcu, jako poeta doctus, antidoctus, jako Hölderlin pomieszany z Erazmem, piewca podszyty błaznem, błazen podszyty piewcą – oraz poeta dojmującej bezpośredniości, tak, Agrygent to wielka i dojrzała literatura, która wyznacza literackie układy odniesienia, estetyczno-artystyczne układy odniesienia – z żelazną konsekwencją – ma co więcej coś ważnego do powiedzenia – zbawi nas Południe, tylko jeżeli zrozumiemy jego nową naturę, postpołudniową: w Północy nie ma już co szukać ratunku. Zbawi nas Południe, jeśli tylko zrozumiemy, że jest tylko konwencją, kodem i wszystko zależy od nas, odpowiedzialność spocznie w naszych rękach, o ile tylko zrozumiemy, że współcześnie jedyny odpowiedni i rzemieślniczy w dobrym tego słowa znaczeniu – stosunek do tradycji – to prastosunek, prastosunek i metakonwencjonalizm: tak jak u Hölderlina czy – u Grünbeina… Zgubi nas Północ, zbawi nas Południe. Aż chciałoby się zacytować Antoniego Malczewskiego:
«Bujno rośnie, odludnie kwiat stepowy ginie;
I wzrok daleko, próżno, błądzi po równinie;
A w niezbędnej zgryzocie jeśli chcesz osłody,
Chmurne na polu niebo, i cierpkie jagody.
Idź raczej w piękne mirtów i cyprysów kraje;
Co dzień w weselnej szacie u nich słońce wstaje,
U nich w czystym powietrzu jaśniejsze wejrzenie
I głosy rozpieszczone i rozkoszne tchnienie.
U nich wawrzyny rosną; i niebo pogodne,
I ziemia ubarwiona, i myśli swobodne6.
I dalej: „Ale na pola nie chodź, gdy serce zbolało; / Na równinie mogiły – więcej nie zostało – ”7. Raz jeszcze powtórzmy: dopiero u Kopackiego jesteśmy tam, gdzie – być powinniśmy – „rano we wczesnym słońcu”. U genezis wszelkiej poezji. Przed początkiem wszelkich interesów. Jakichkolwiek interesów…
1 A. Kopacki, Agrygent 2 (patrząc na ruinę świątyni Herkulesa), [w:] tegoż,
2 C. Norwid, »A Dorio ad Phrygium«, [w:] tegoż, Pisma wybrane, t. 2: Poematy, wybrał i posłowiem opatrzył K. Samsel, Warszawa 2022, s. 371.
3 A. Kopacki, W sam raz na świat, dz. cyt., s. 14.
4 C. Norwid, »A Dorio ad Phrygium«, dz. cyt., s. 370-371.
5 D. Grünbein, Powroty z księżyca. Wiersze wybrane, wybrał, przeł. i posłowiem opatrzył A. Kopacki, Warszawa 2022.
6 A. Malczewski, Maria. Powieść ukraińska, oprac. R. Przybylski, Warszawa 1976, s. 73.
7 Tamże.
Karol Samsel
Źródło: DlaPolonii




USD
AUD
CAD
NZD
EUR
CHF
GBP 












