Kultura, Polska, Życie i społeczeństwo

Antyk z siłą kataklizmu. Romantyczny bunt Zbigniewa Herberta

Herbert nie tylko spożytkował, ale i przekradł kulturę Greków i Rzymian na teren naszej kultury – niczym Prometeusz święty ogień z Olimpu, stwarzając taką lirykę, która wytworzyła cały paradygmat polskiej aktualizacji antyku. I to aktualizacji w pełni polskiej – pisze z okazji setnej rocznicy urodzin Zbigniewa Herberta prof. Karol Samsel – literaturoznawca i poeta.

Zbigniew Herbert Fot. Forum/DlaPolonii

Pisząc o Zbigniewie Herbercie, trudno mi oddzielić go od perspektywy swej własnej pracy artystycznej, dlatego esej ten – jeżeli ma być „organicznie uzasadniony”, a to zawsze należy stawiać sobie za cel – musi, właściwie, mieć zgoła inny charakter od tradycyjnych. Powiem o swojej własnej praktyce artystycznej oraz o tym, na jakich drogach tych praktyk Herberta spotykałem…

Ostatnie spotkanie należy datować stosunkowo niedawno. Otóż, pracując nad siódmą częścią poematu Autodafe, z wielką ekscytacją odkryłem, w jaki sposób dawałoby się wykorzystywać aluzję antyczną, by ta powracała – chciałoby się powiedzieć – z siłą kataklizmu. Tematem Autodafe 7 miała stać się wojna Ukrainy z Rosją: jakże cały utwór zyskał na sile, kiedy zacząłem porównywać ze sobą… Putina z Odyseuszem a Putina oraz Zełenskiego – z Dionizosem oraz Apollem. Nie ukrywam, byłem po lekturze wierszy zebranych Konstandinosa Kawafisa i również on, odczytywany we wspaniałym przekładzie Ireneusza Kani – utwierdzał mnie w przekonaniu, że aktualizacja antyku jest dziś potrzebna bardziej niż kiedykolwiek. Ów model kawafisowski Herbert nie tylko spożytkował, ale wykradł, przekradł na teren naszej kultury niczym Prometeusz święty ogień z Olimpu – stwarzając taką lirykę, która – można to powiedzieć otwarcie – wytworzyła cały paradygmat polskiej aktualizacji antyku. I to w pełni polskiej. Chciałbym podkreślić w niniejszym tekście, jak bardzo romantyczny jest to gest.

Bo Herbert jest romantykiem w pełnym tego słowa znaczeniu, również formalnym oraz – nie bałbym się użyć tego słowa – awangardowym. Bo trzeba właśnie takiego, romantyczno-awangardowego odruchu, by tak klasycyzmu „użyć” – jak kataklizmu… A trzeba by również być romantykiem – ażeby z taką werwą i emfazą podkraść klasycyzującą stylistykę modernistom, Kawafisowi przede wszystkim – mówiąc najprościej, trzeba być romantykiem, aby aż „tak dobrze” „kraść” języki. Jeżeli istniałoby coś, co można by nazwać „awangardą użycia”, takim „awangardzistą użycia” – języków klasycznych, fabuł mitologicznych, more antiquo, antykizacji – był właśnie Zbigniew Herbert. Skandalizował na biało, skandalizował sposobem podania problemu, nie samym tematem – piewca stanów granicznych, ale nie ich fetyszysta – tak także można by go przecież opisać, mając w pamięci jego terminowanie u Henryka Elzenberga…

A człowieka Herbertowskiego bez Elzenbergowskiego modelu uprawiania etyki by – po prostu: nie było. Elzenberg nie tylko uznaje całkowitą wyższość wartości perfekcyjnych ponad utylitarnymi, mówi także bardzo otwarcie o podstawowym, aksjologicznym pojęciu sensu. Czy nie z tego brałaby się rewolucyjność poezji Herberta? Sposób, w jaki Herbert używa antyku: bezwzględny, radykalny, uderzający, ostentacyjny, właśnie romantyczny, wydaje się z dużym prawdopodobieństwem taką właśnie realizacją aktualizacji – do celów perfekcyjnych, nie utylitarnych – z siłą kataklizmu nie powołuje się wartości utylitarnych, a weryfikuje – perfekcjonizmy…

Jest, oczywiście, wiele rzeczy, na które autor Hermesa, psa i gwiazdy nie pozwoliłby sobie – na co ja zaś decydowałem się przystać: w Autodafe 7 podobnym przykładem jest – zderzanie antyku z chrześcijaństwem, zrównywanie zatem dwóch perspektyw duchowych – pogańskiej i religijnej, niechrześcijańskiej i chrześcijańskiej. Uważałem, że w pracy, wciąż przecież dość elzenbergowskiej z ducha – takie ryzyko jest potrzebne do poniesienia, jeśli chciałoby się uzyskać perfekcjonistyczną szczerość własnego wyznania, czy też raczej – wyznania (wiary) we własną kulturę… Pisałem zatem, chociażby, o dwunastu pracach Maryi i najważniejszej spośród nich – narodzinach Jezusa Chrystusa.

Zbigniew Herbert, oczywiście, nie posuwał się tak daleko – za Mickiewiczem nie „dozwalał bluźnić imieniu Maryi”, tak można by ująć jego chęć operowania niebezpiecznym „metaforycznym przesunięciem” wyłącznie w ścisłym obszarze antyku – pomimo wszystko aluzją antyczną autor Pana Cogito umiał rozporządzać z całą siłą powszechnie mogącą być tutaj dostępną, o czym można być przekonanym. Z siłą kataklizmu, powtórzmy może to sformułowanie raz jeszcze, a na tym, nawiasem mówiąc, polegałaby również siła jego romantyzmu i potęga jego nieoczywistego eksperymentatorstwa w zakresie sposobów używania konwencji. Hermes, pies i gwiazda z 1957 roku okazał się pod tym względem bardzo wyrafinowanym przełomem, jednak po dziś dzień nie doceniamy tego tomu, nazbyt pospiesznie klasyfikując go jako klasykizujący albo retoryczny… Po nim, oczywiście, poszły tomy następne, zaś tzw. Herbertowska aktualizacja antyku stała się immanentną cechą ukształtowanego już stylu poety…

Karol Samselr

Źródło: DlaPolonii