Australia i Polonia, Lifestyle

Burzliwe dzieje polskiej emigracji do Argentyny

Wśród imigrantów, którzy „przybyli na statkach” i osiedli w Argentynie nie brakowało osób pochodzących z ziem polskich, zarówno Polaków jak i przedstawicieli innych narodowości zamieszkałych na terenach Rzeczypospolitej, którzy później pokojowo współdzielili nową ziemię z innymi narodowościami. Niezwykłą historię polskiej emigracji do tego kraju przypomina Marek Pernal.

Fot. pochodzi z albumu „Jejou”, również wydanego nakładem Ambasady RP w Buenos Aires

„Todos descendemos de los barcos” – wszyscy zeszliśmy ze statków, mawiają o sobie Argentyńczycy. Choć twierdzenie to nie całkiem jest prawdziwe, bo hiszpańscy konkwistadorzy zaludnili obszary, które były częściowo zamieszkałe przez plemiona indiańskie i we krwi współczesnych Argentyńczyków płynie spora część pochodząca od pierwotnych mieszkańców tych ziem, to nie ulega przecież wątpliwości, że wspólnota narodowa Argentyny powstała w rezultacie nawarstwiania się wielu pokoleń imigrantów.

Proces kształtowania społeczeństwa argentyńskiego, dość powolny w epoce kolonialnej, nabrał nowej dynamiki w połowie XIX wieku. W trzy dekady po proklamowaniu niepodległości w 1816 roku Republika potrzebowała rąk do pracy i mieszkańców, którzy zasiedliliby rozległe obszary kraju. Uchwalona w 1876 roku specjalna ustawa o imigracji i kolonizacji zachęcała Europejczyków do przyjazdu i osiedlania się w nowej ojczyźnie. Prowadzona z rozmachem akcja agitacyjna trafiała na podatny grunt.

W ostatnich dekadach XIX wieku Argentyna stała się, obok Stanów Zjednoczonych i Brazylii, jednym z najważniejszych i najbardziej atrakcyjnych krajów docelowych dla europejskich emigrantów. W ciągu kilkudziesięciu lat nad La Platę napłynęły rzesze ludzi zachęconych wizją lepszego życia w Nowym Świecie. Do roku 1930 w Argentynie osiedliło się na stałe 3 miliony 400 tysięcy nowo przybyłych Europejczyków. Zeszli z pokładów 2313 statków, które pomiędzy 1882 i 1960 rokiem zawinęły do portu w Buenos Aires.

Fala imigracji znacznie przyhamowała w latach dwudziestych. Powodem były wielki kryzys gospodarczy oraz kroki antyemigracyjne wprowadzone przez władze argentyńskie, które obawiały się negatywnych skutków działań, jakie podejmowali napływający do kraju przedstawiciele nowych filozofii i ruchów społecznych, socjalizmu, anarchizmu, syndykalizmu. Zainteresowanie emigracją z Europy wzrosło ponownie dopiero po zakończeniu II wojny światowej, w połowie lat czterdziestych.

Za pierwszego rządu generała Juana Peróna, pomiędzy rokiem 1947 i 1951 w kraju osiedliło się ponad 460 tys. emigrantów. Wielki fenomen imigracji europejskiej z przełomu XIX i XX wieku należał już jednak bezpowrotnie do przeszłości. W pewnym tylko stopniu w ostatnich dekadach XX i w początkach XXI stulecia zastąpiła ją nowa imigracja z innych państw kontynentu południowoamerykańskiego.

Wśród imigrantów, którzy „przybyli na statkach” i osiedli w Argentynie nie brakowało i osób pochodzących z ziem polskich, zarówno Polaków jak i przedstawicieli innych narodowości zamieszkałych na terenach Rzeczypospolitej (Głębsza interpretacja terminu „imigracja polska” wymagałaby rozważań natury historycznej, etnograficznej i socjologicznej, które wykraczałyby poza ramy tego tekstu). Trudno ocenić ich liczbę, w przeciągu pięćdziesięciu lat pomiędzy końcem XIX wieku a połową XX stulecia było ich zapewne ponad 200 tysięcy. Według niektórych opinii stanowili trzecią lub czwartą co do liczebności grupę imigrantów w Argentynie. Dziś, po zliczeniu kolejnych pokoleń polski rodowód ma – według różnych szacunków – od pół miliona do miliona Argentyńczyków. Polscy imigranci trafiali do nowej ojczyzny w trzech następujących po sobie falach. W każdej z nich inną flagę widzieli na rufie statku, którym płynęli ich przez Atlantyk. W każdej inne dokumenty tożsamości chronili w swych bagażach.

Pierwsza fala emigracji polskiej 1897-1914

Pierwszymi Polakami na ziemiach argentyńskich byli już w początkach XIX wieku weterani napoleońscy biorący udział w walkach o wyzwolenie Wicekrólestwa Rio de la Plata spod dominacji hiszpańskiej, niektórzy pod dowództwem samego generała San Martina. W drugiej połowie stulecia pojawili się w Argentynie nieliczni uczestnicy powstania styczniowego (1863).

Rzuceni przez los za Atlantyk zamieszkali w Republice i podjęli na jej rzecz pracę lub służbę. Nazwiska wielu z nich, między innymi Jordana Czesława Wysockiego (1839-1883), wybitnego topografa i inżyniera czy Roberta Chodasiewicza (1832-1896), jednego z pionierów argentyńskiego lotnictwa mają trwałe miejsce w historii kraju. Ich osiedlanie się w Argentynie nie było jednak elementem większego procesu migracyjnego. Nie utworzyli ani licznego ani zwartego środowiska.

Pierwsze większe i lepiej zorganizowane grupy emigrantów z ziem polskich zaczęły przybywać do Argentyny dopiero u schyłku XIX wieku. Stanowiły jeden z nurtów „gorączki parańsko-brazylijskiej”, potężnej fali migracyjnej, jaka zaczęła opuszczać Europę Środkową i kierować się ku Ameryce Południowej, głównie do Brazylii, ale i do Argentyny, począwszy od przełomu 1889 i 1890 roku. Zasadniczą przyczyną exodusu, który objął w Polsce ok. 100 tysięcy ludzi była dramatyczna sytuacja społeczna na przeludnionej wsi.

W każdym z trzech zaborów znaczna część chłopów nie posiadała własnej ziemi lub gospodarowała na gruntach minimalnej wielkości. Brak możliwości utrzymania siebie i rodziny skłaniał wielu bezrolnych mieszkańców wsi lub pozbawionych perspektyw ludzi w miastach i miasteczkach do skorzystania z możliwości, jakie oferowali agenci imigracyjni jednej z kompanii morskich obsługujących rejsy transoceaniczne. Pośrednicy prowadzący agitację – i zarabiający prowizję od każdego namówionego! – rozpowszechniali w swych broszurach i ulotkach informacje, często nadmiernie optymistyczne, o atrakcyjnych warunkach proponowanych emigrantom, o taniej ziemi, o pracy czekającej na chętnych i o pomocy w rozpoczęciu nowego życia na obczyźnie. Dla wielu wahających się istotną rolę odgrywały także zachęty zawarte w listach nadchodzących zza Oceanu od rodzin i znajomych, którzy wcześniej zdecydowali się na wyjazd. Na opuszczenie rodzinnych okolic decydowały się w zaborze rosyjskim i austriackim całe wsie.

Pionierami masowej emigracji zarobkowej, którzy przybyli nad La Platę bezpośrednio z Europy (kilka lat wcześniej nieliczne grupy przenosiły się do Argentyny z sąsiedniej Brazylii) było 14 rodzin, ogółem 120 (według innych danych – 69) osób, które przypłynęły do Buenos Aires w sierpniu 1897 roku. Ich podróż przebiegła w nieoczekiwany sposób. Mieli zamiar osiedlić się w Stanach Zjednoczonych i z takim planem opuścili swe rodzinne strony. W porcie w Hamburgu (inne źródła mówią o Trieście) okazało się jednak, że niektórzy z członków grupy nie posiadają dokumentów wymaganych przez władze północnoamerykańskie, więc za radą miejscowego urzędnika (konsula?) zdecydowali się płynąć do Argentyny. Pochodzili z ubogich rejonów Galicji Wschodniej, z terenów etnicznie zróżnicowanych, zamieszkiwanych i przez Polaków, i przez Ukraińców.

Po wylądowaniu w Buenos Aires i po kilkudniowym pobycie w Hotel de los Inmigrantes przybysze trafili na krótko do miasta La Plata, gdzie zajął się nimi przebywający w Argentynie od 1878 roku Polak Michał Szelągowski. Potem, ostatecznie, przepłynęli Río Paraná do Terytorium Narodowego Misiones.

Osiedlili się w Apóstoles, a grupy kolejnych emigrantów, także z terenu zaboru rosyjskiego, założyły wkrótce w regionie następne miejscowości – między innymi Azara, San José i Corpus. Podjęli heroiczny wysiłek, karczując ziemię otrzymaną do uprawy, zmagając się z gorącym klimatem, z barierą językową, z nieznaną fauną i florą tych okolic. Dzięki życzliwości gubernatora prowincji Juan José Lanusse i zaangażowaniu polskiego administratora Józefa Białostockiego (1846-1925) w ciągu kilkunastu lat na obszarze Misiones powstała jedna z największych i najbardziej zwartych społeczności polskich w całej Ameryce Łacińskiej.

Emigracja sprzed 1918 roku, choć zdominowana przez ludność wiejską, objęła także środowiska robotnicze i nie ograniczyła się do Misiones. Po rewolucyjnych wydarzeniach 1905 roku w Królestwie Polskim duża grupa robotników zmuszonych przez władze rosyjskie do wyjazdu z kraju osiadła w Buenos Aires. Przed 1913 rokiem polscy imigranci znaleźli zatrudnienie między innymi w chłodniach w Berisso, ważnym ośrodku przemysłu mięsnego. Już w 1890 roku w Buenos Aires utworzone zostało Polskie Towarzystwo Demokratyczne, pierwsza polska organizacja w Ameryce Łacińskiej.

Nie ma niestety narzędzi pozwalających precyzyjnie określić liczebność imigracji z ziem polskich w tym okresie. Przybysze byli obywatelami państw zaborczych (niepodległa Polska miała odrodzić się dopiero w 1918 roku) i legitymowali się dokumentami wydanymi przez władze austriackie, rosyjskie lub niemieckie.

Przybysze z terenów dawnej Rzeczypospolitej docierali do Argentyny na statkach którejś z transatlantyckich kompanii morskich obsługujących ruch emigracyjny między Europą a Ameryką Południową. Mieszkańcy zaboru rosyjskiego i pruskiego wyruszali najczęściej z Bremy i Hamburga, największych portów Niemiec. Część odpływała także z Antwerpii. Osoby z zaboru austriackiego rozpoczynały podróż z reguły w Genui, gdzie agenci emigracyjni mieli liczne powiązania z włoskimi towarzystwami okrętowymi. Rejs do Buenos Aires trwał około 24 dni. Gdy w jego trakcie emigranci z Królestwa Polskiego, Galicji Wschodniej czy Śląska przebywali na pokładzie statku – na wielu jednostkach pomieszczenia dla podróżnych 2 i 3 klasy były na dzień zamykane! – większość z nich widziała zapewne nad sobą czarno-biało-czerwoną flagę Cesarstwa Niemieckiego lub ozdobioną herbem dynastii sabaudzkiej zielono-biało-czerwoną flagę marynarki handlowej Królestwa Włoch.

Pierwsza faza polskiej emigracji do Argentyny zakończyła się wraz z I wojną światową.

Druga fala emigracji polskiej 1919-1939

Druga, najliczniejsza fala polskiej emigracji do Argentyny objęła niemal cały okres dwudziestolecia międzywojennego. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości za Ocean emigrowali już obywatele wolnej Rzeczypospolitej, posiadacze paszportów z orłem w koronie. I wśród nich dominowała uboga grupa chłopska, opuszczająca przeludnione wsie i zdesperowana z powodu przestarzałych stosunków własnościowych, utrwalanych przez brak reformy rolnej.

Emigracja wydawała się też drogą wyjścia z sytuacji dla rzesz bezrobotnych, którzy nie mogli znaleźć zatrudnienia w rodzącym się dopiero przemyśle i dla tych, którzy pozostawali bez pracy po demobilizacji po zakończonej wojnie polsko-bolszewickiej. A zarazem wyjeżdżający znacznie częściej niż w okresie przedwojennym planowali, że ich emigracja będzie mieć charakter tymczasowy – pozwoli na zgromadzenie oszczędności, które zostaną wykorzystane po powrocie do ojczyzny.

Innym czynnikiem nowym, nieobecnym w pierwszej, dziewiętnastowiecznej fali emigracyjnej była celowa polityka władz niepodległej Polski. W kręgach rządowych widziano w emigracji narzędzie pozwalające nie tylko na zmniejszenie liczby osób pozostających bez pracy, ale także skuteczny sposób na pozbycie się z kraju najaktywniejszych członków mniejszości narodowych, w pierwszym rzędzie ukraińskiej, a tym samym osłabienie politycznych i społecznych aspiracji tej grupy.

Powstawały dotowane przez państwo instytucje zajmujące się ułatwianiem wyjazdów. W prasie ukazywały się obszerne ogłoszenia zachęcające do emigracji oraz artykuły opisujące warunki życia w Ameryce Południowej. Nieliczni politycy widzieli w emigracji także szansę na stworzenie za Oceanem ośrodków, które w przyszłości mogłyby wspierać rozwój kontaktów handlowych z Polską.

Przybywający z II Rzeczypospolitej mieszkańcy wsi po przyjeździe do Argentyny nadal kierowali swe kroki do Misiones, gdzie od początku wieku funkcjonowała już silna społeczność polska. To tu skoncentrowało swe działanie Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP, które we współpracy z polsko-argentyńską spółką Compaña Colonizadora del Norte wspierała proces osiedlania się Polaków. Owocem tych starań było założenie w 1936 roku miejscowości Colonia Wanda, a rok później Colonia Gobernador Juan José Lanusse.

Emigracja robotnicza osiedlała się w miastach, między innymi w innych regionach, głównie w silnie zurbanizowanym sąsiedztwie Buenos Aires, choć także w Córdobie, Rosario i Santa Fé. Tu dominowali robotnicy niewykwalifikowani, pracujący sezonowo w rolnictwie, w sektorze budowlanym, w przemyśle mięsnym i skórzanym. W centrum zainteresowania nowo przybywających pozostawała jednak stolica kraju i jej okolice. O aktywności środowiska polskiego w regionie Buenos Aires świadczy liczba polskich związków i stowarzyszeń, jakie powstały w tym okresie m.in. w Llavallol, San Justo, Valentín Alsina, San Martín i Quilmes.

Sytuacja emigracji robotniczej dramatycznie pogorszyła się w okresie kryzysu ekonomicznego pod koniec lat 20. Polacy stali się wówczas w Buenos Aires jedną z najbardziej poszkodowanych grup obcokrajowców pozbawionych pracy, często popadających w konflikt z prawem.

Na tle całej fali emigracyjnej wyróżniała się grupa polskich techników i robotników pracujących wcześniej przy wydobyciu ropy na Podkarpaciu, którzy w 1925 roku znaleźli zatrudnienie w rozwijającym się intensywnie zagłębiu naftowym w okolicach Comodoro Rivadavia w Patagonii. Wyjątkową pozycję zajęli także niezbyt liczni przedstawiciele inteligencji, wolnych zawodów i polskiej arystokracji. W 1926 roku zebrani w Buenos Aires przedstawiciele trzynastu towarzystw polonijnych uchwalili powołanie do życia Związku Towarzystw i Organizacji Polskich „Dom Polski” w Argentynie. Dał on początek założonemu w 1931 roku Związkowi Polaków w Argentynie, który skupił większość istniejących w kraju polskich organizacji. W 1922 roku został założony tygodnik „Głos Polski”, istniejące do dzisiaj pismo polskiej wspólnoty polonijnej.

Liczebność emigracji polskiej drugiej, międzywojennej fali, można określać nieco dokładniej, począwszy bowiem od roku 1921 władze argentyńskie odnotowywały w swych statystykach przybywających do Buenos Aires obywateli polskich. Swe statystyki prowadziło także Poselstwo RP, utworzone w Buenos Aires w 1922 roku.

Z dostępnych danych wynika, że w przeciągu dwóch dekad pomiędzy 1919 a 1939 osiadło w Argentynie od 157 do 167 tysięcy obywateli Rzeczypospolitej. Emigranci narodowości polskiej stanowili około 50% tej grupy. Na pozostałe 50 % składała się wielotysięczna emigracja polskich Żydów oraz Ukraińców. Fala emigracyjna miała swój szczyt w latach 1926-1930, gdy z Polski do Argentyny przybyło ogółem ponad 91 tysięcy osób.

Do czasu wybudowania portu w Gdyni kolejne fale emigrantów przepływały przede wszystkim przez porty niemieckie, Hamburg i Bremę, ale także przez port gdański i amsterdamski. W pierwszej międzywojennej dekadzie nad statkami, którymi podróżowali, powiewały więc najczęściej flagi floty handlowej Republiki Weimarskiej. Inni emigranci wyruszali za ocean z francuskiego Hawru lub z brytyjskich portów w Londynie i Hull. Sytuacja zmieniła się w końcu lat 20., gdy zakończyła się pierwsza faza budowy Gdyni, polskiego portu nad Bałtykiem. Wkrótce po inauguracji gdyńskiego portu połączenia między Gdynią a portami Ameryki Południowej – brazylijskimi Rio de Janeiro i Santos oraz argentyńskim Buenos Aires zaczęły utrzymywać statki „Światowid” i „Krakus” pływające pod polską, biało-czerwoną banderą.

Odbijały z Gdyni co dwa miesiące, podróż do Argentyny trwała 24 dni. Od roku 1936 emigranci mogli korzystać z jednostek nowo powstałej kompanii transatlantyckiej Gdynia-America Line. Na dziobach dwóch pierwszych statków widniały nazwiska bohaterów kontaktów polsko-amerykańskich: Kościuszki i Pułaskiego. W 1939 roku na atlantycką trasę ruszyły także nowoczesne, wybudowane w stoczniach w Wielkiej Brytanii i w Danii transatlantyki MS „Sobieski” i MS „Chrobry”. Oba odbyły do Buenos Aires swe dziewicze i jedyne rejsy w lipcu i sierpniu 1939 roku.

Postacią symbolizującą drugą falę emigracji stał się między innymi Florian Czarnyszewicz (1900-1964), pochodzący z okolic Bobrujska w zaborze rosyjskim, który przybył do Argentyny w 1924 roku i który potem przez trzydzieści lat pracował jako robotnik w rzeźni w Berisso. Przeszedł do historii jako utalentowany prozaik, autor autobiograficznej powieści „Nadberezyńcy” (1942), która mimo znakomitych recenzji emigracyjnych krytyków nigdy nie została przez komunistyczną cenzurę dopuszczona do rozpowszechniania w Polsce.

Ważną postacią argentyńskiego życia kulturalnego był także Jerzy Lalewicz (1875-1951), uczeń Rimskiego-Korsakowa, pianista o światowej renomie, który wkrótce po przybyciu do Buenos Aires w 1921 roku objął stanowisko dyrektora i profesora klasy fortepianu w Conservatorio Nacional. Uwagę tłumów przykuwała przez lata postać Karola Zatuszka (1897-1937), który po przybyciu z rodzinnego Lwowa w 1921 roku zrobił błyskotliwą karierę jako czołowy argentyński kierowca wyścigowy.

Trzecia fala emigracji polskiej 1946-1950

W okresie II wojny światowej do Argentyny przybyli tylko nieliczni Polacy. W wyjątkowym położeniu znalazły się osoby, które Wrzesień 1939 roku zastał za Oceanem i które w obliczu wojny zdecydowały się nie wracać do Europy, choć wcześniej nie planowały emigracji. Tak w Argentynie osiedli między innymi pisarz Witold Gombrowicz (1904-1969), uczestnik inauguracyjnego rejsu MS „Chrobry” oraz wybitny szachista pochodzenia żydowskiego Mieczysław Najdorf (1910-1997), reprezentant Polski na Olimpiadzie Szachowej w Buenos Aires w sierpniu 1939 roku.

Należy w tym miejscu dodać, że po wybuchu wojny dwa tysiące polskich emigrantów zdecydowało się wstąpić do tworzonej w Europie Armii Polskiej. Dziewiętnastu wróciło do Argentyny z nadanym za męstwo orderem Virtuti Militari. Nazwiska sześćdziesięciu dziewięciu ochotników, który padli na polach bitew II wojny, przypomina tablica w Domu Polskim w Buenos Aires.

O znaczącej liczbowo grupie emigrantów polskich do Argentyny można mówić dopiero w odniesieniu do lat 1946-1950. Tę ostatnią w historii falę przybyszów tworzyli obywatele RP, którzy znalazłszy się po 1945 roku na Zachodzie postanowili nie wracać do kraju rządzonego przez komunistów i wybrali życie na obczyźnie. Owa trzecia grupa emigrantów w znaczący sposób różniła się od dwóch poprzednich.

Inne były jej motywacje (polityczne, a nie ekonomiczne), inny skład socjalny (znacznie większy udział wyższych i średnich warstw społecznych), inny rozkład płci (zdecydowana przewaga mężczyzn), inny typ przygotowania zawodowego (przewaga wojskowych i osób z wykształceniem technicznym).

Wszystkich Polaków przybywających w tym okresie do Argentyny dotknęły dramatyczne skutki II wojny światowej, choć ich wojenne losy toczyły się bardzo rozmaitymi drogami. Na Zachodzie znaleźli się w różny sposób. Jedni opuścili Polskę jeszcze w czasie trwania walk obronnych w 1939 roku, ewakuując się z kraju przez granicę rumuńską. Inni mieli za sobą doświadczenia okupacji niemieckiej. Jeszcze inni – terror stalinowski i syberyjskie zesłanie. Jedni byli niedawnymi żołnierzami polskich sił zbrojnych, inni – cywilami. Ostatni mieszkający w Argentynie członkowie owej trzeciej fali polskiej emigracji są nadal żywymi świadkami wojennej tułaczki, temu środowisku poświęcone tu więc zostanie więcej miejsca. Niech pojawiające się w tym tekście nazwiska będą przykładową ilustracją tysięcy losów tych wszystkich, którzy „zeszli ze statków” po 1945 roku.

Niektórym z powojennych emigrantów do Argentyny udało się opuścić Polskę jeszcze przed rozpoczęciem okupacji niemieckiej i sowieckiej. Należeli do fali uchodźców, którzy wyjechali z kraju jeszcze we wrześniu 1939 roku. Część ludzi opuszczających wówczas Polskę obawiała się represji, powszechna była wola kontynuowania walki u boku aliantów.

Większość pozostawiała w Polsce rodziny, tylko nieliczni przekraczali granicę z gronem najbliższych. Ewakuowali się przez Rumunię i Węgry, zmierzali do Francji i Wielkiej Brytanii, krajów które wydawały się zapewniać bezpieczeństwo i wydawały się być gwarantem dalszej zwycięskiej walki z Niemcami. Kilkadziesiąt tysięcy wrześniowych uchodźców wstąpiło w szeregi polskich formacji wojskowych. Inni na wojennej emigracji włączyli się w życie polityczne, w prace polskich instytucji rządowych i w działania placówek dyplomatycznych.

Po 1940 roku i upadku Francji wielu przez kilka lat tworzyło społeczność emigracyjną „polskiego Londynu”. Niektórzy z reprezentantów tego środowiska dotarli po wojnie do Argentyny. Należał do nich między innymi Marian Seyda (1879-1967), polityk Narodowej Demokracji, przed I wojną jeden z bliskich współpracowników Romana Dmowskiego, ekspert delegacji polskiej na konferencji pokojowej w Wersalu, późniejszy minister spraw zagranicznych II RP i minister sprawiedliwości oraz minister spraw kongresowych w rządach Wł. Sikorskiego i Stanisława Mikołajczyka. Przybył do Buenos Aires w 1948 roku i do śmierci aktywnie uprawiał publicystykę polityczną.

Inni z powojennych przybyszów do Argentyny mieli za sobą doświadczenie okupacji niemieckiej. Padli ofiarą hitlerowskich prześladowań – trafili do obozów koncentracyjnych na terenie Rzeszy lub zostali wywiezieni do Niemiec do pracy jako robotnicy przymusowi. Do grupy tej zaliczyć należy także jeńców wojennych, zarówno z okresu kampanii wrześniowej jak i wziętych do niewoli uczestników Powstania Warszawskiego. Gdy po zakończeniu działań wojennych znaleźli się na terenach wyzwolonych przez aliantów i zdecydowali się nie wracać do Polski poddanej dominacji ZSRR – po krótszym lub dłuższym pobycie w jednym z krajów zachodnich wybrali Argentynę (często trafiając wcześniej do Urugwaju czy Paragwaju) jako miejsce swego nowego osiedlenia. Postacią emblematyczną dla tego środowiska był Ryszard Białous (1914-1992), w latach 1943-1944 dowódca batalionu AK „Zośka”, harcerskiego oddziału wsławionego akcjami dywersyjnymi w okresie okupacji i bohaterskimi walkami w czasie Powstania Warszawskiego, który po zakończeniu powstańczej epopei trafił do niewoli niemieckiej i został z niej uwolniony przez oddziały brytyjskie w 1945 roku.

W lipcu Białous 1948 przybył do Argentyny i zamieszkał w Neuquén. Był uznanym architektem, nadzorował budowę lotniska w Quillen, piastował stanowisko ministra ds. planowania i rozwoju w rządzie prowincji Neuquén i dyrektora generalnego zarządu dróg i energii elektrycznej w Patagonii.

Niemieckim jeńcem był także Zygmunt Kiciński (1911-1976), przed wojną zaangażowany w budowę elektrowni w Gdyni, który po agresji hitlerowskiej dostał się do niewoli jako oficer Marynarki Wojennej. Po wojnie przeniósł się wraz z rodziną do Argentyny, gdzie przez wiele lat jako członek dyrekcji firmy Electrodine był odpowiedzialny za projektowanie pionierskich linii wysokiego napięcia.

Doświadczenie okupacji niemieckiej w Polsce miała za sobą Zofia Chomętowska (1902-1991), jedna z najważniejszych i najbardziej aktywnych polskich fotograficzek dwudziestolecia międzywojennego, dokumentalistka Powstania Warszawskiego, która opuściła Polskę i przybyła do Buenos Aires w 1947 roku.

Kolejna, bodaj najliczniejsza grupa emigrantów osiadłych po wojnie w Argentynie doświadczyła okupacji sowieckiej. Przeżyli dramat polskich Kresów, planową czystkę etniczną dokonaną przez Rosjan po zajęciu wschodnich terenów Rzeczypospolitej przez Związek Sowiecki, masowe deportacje ludności polskiej na Syberię i do Kazachstanu. Ofiarami polityki Stalina w latach 1939-1941 padło od 700 tysięcy do 1 miliona osób.Los represjonowanych Polaków i obywateli polskich odmienił polsko-sowiecki układ polityczny, jaki 30 lipca 1941 roku podpisali premier Władysław Sikorski i sowiecki ambasador w Londynie Iwan Majski.

W protokole, jakim opatrzono tekst układu, znalazła się zapowiedź „amnestii” dla obywateli polskich – więźniów politycznych, zesłańców przebywających w więzieniach i gułagach oraz jeńców wojennych. W sierpniu 1941 roku rozpoczęto formowanie Armii Polskiej w ZSRR. W istniejących obozach NKWD dla jeńców polskich rozpoczęły pracę komisje rekrutacyjne. Armia już w już w październiku osiągnęła stan ponad 40 tysięcy ludzi. Osobom wstępującym do wojska towarzyszyła ludność cywilna – zwolnieni z łagrów i zesłania, którym udało się dotrzeć do punktów ośrodków formowania wojska w Buzułuku i Taszkiencie. Ilość ochotników wielokrotnie przekraczała ustalone wstępnie stany etatowe polskich jednostek.

Wobec dramatycznej sytuacji zaopatrzeniowej w marcu i w lipcu 1942 roku dowódca Armii, gen. Władysław Anders, uzgodnił ze Stalinem ewakuację wojska polskiego do Iranu, gdzie formujące się oddziały mogły liczyć na lepsze warunki. W ciągu następnych miesięcy w utworzonych w Iranie obozach dla wojskowych i ich rodzin znalazło się około 116 tysięcy Polaków, w tym 45 tysięcy osób cywilnych, a wśród nich trzynaście tysięcy dzieci do czternastu lat.

Ewakuowane z ZSRR oddziały Armii Polskiej zostały przetransportowane bliżej europejskiego teatru działań wojennych – przez Irak na Bliski Wschód, do Egiptu i Palestyny. Wraz z nimi podążyła część ludności cywilnej. Po zakończeniu wojny część rozsianych po świecie Polaków uratowanych z syberyjskiego zesłania powróciła do Polski. Cywile podążający wraz z oddziałami Armii Polskiej znaleźli się ostatecznie najczęściej w Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Wielu z nich po pobycie w tych krajach zdecydowało się na przyjazd do Argentyny.

W grupie emigrantów mających za sobą dramatyczne lata syberyjskiego zesłania znalazła się między innymi Elżbieta Niewiadomska-Bogusławlewicz (1918-1986), tancerka baletu Opery Lwowskiej, aresztowana przez NKWD i skazana na 10 lat łagru.

Po „amnestii” i odzyskaniu wolności w 1941 roku trafiła do teatru wojskowego działającego przy Armii gen. Andersa, a potem wraz z polskimi oddziałami przemierzyła cały szlak bojowy 2. Korpusu Polskiego od Bliskiego Wschodu aż po kampanię włoską. Po wojnie przybyła w 1948 roku do Argentyny, gdzie zasłużyła się jako założycielka, choreograf i wieloletnia dyrektorka zespołu tańca ludowego „Nasz Balet” w Buenos Aires.

Szczególnie liczną grupę powojennych emigrantów do Argentyny stanowili byli żołnierze i oficerowie jednostek wojskowych, zarówno ci, którzy weszli w skład Polskich Sił Zbrojnych formowanych po Wrześniu 1939 roku we Francji, a od 1940 roku w Wielkiej Brytanii, jak i ci, którzy po zwolnieniu z syberyjskiego zesłania znaleźli się w 1941 i 1942 roku w szeregach Armii Polskiej w ZSRR.

Pierwsi uczestniczyli w walkach prowadzonych na lądzie, morzu i w powietrzu przez cały okres wojny, uczestnicząc w obronie Francji i w kampanii norweskiej w 1940 roku, w obronie Tobruku, w lotniczej bitwie o Anglię i w wojnie prowadzonej z niemiecką Kriegsmarine na morzach, a w końcowej fazie wojny – w desancie w Normandii i w wyzwalaniu Francji, Belgii i Holandii. Drudzy, mający za sobą doświadczenia sowieckiej „nieludzkiej ziemi”, włączyli się w wojenne zmagania aliantów po 1943 roku, gdy na szlak bojowy ruszył 2. Korpus Polski dowodzony przez gen. Władysława Andersa. Jego dokonania w czasie kampanii włoskiej – udział w bitwach Monte Cassino, o Ankonę i Bolonię pozostaną na zawsze świadectwem chwały polskiego oręża.

Po zakończeniu działań wojennych państwa alianckie cofnęły uznanie Rządowi Polskiemu na Uchodźstwie i nawiązały stosunki z komunistycznymi władzami w Warszawie. Podległe Rządowi formacje wojskowe zostały rozwiązane. Znaczna część spośród 240 tysięcy żołnierzy i oficerów Polskich Sił Zbrojnych wstąpiła do utworzonego w 1946 roku Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia, organizacji mającej zająć się przysposobieniem osób zdemobilizowanych do życia cywilnego i rozmieszczeniem ich na terytorium Wielkiej Brytanii lub poza jej granicami. Wielu byłych żołnierzy i oficerów zdecydowało się na emigrację do Argentyny. Byli wśród nich przedstawiciele wszystkich formacji wojskowych – marynarki, lotnictwa i wojsk lądowych.

W 1948 roku przybył do Argentyny komandor podporucznik Wszechwład Maracewicz (1907-1987). Jako oficer okrętu ORP „Błyskawica” w sierpniu 1939 roku brał udział w ewakuacji trzech polskich niszczycieli do Wielkiej Brytanii, uczestniczył w lądowaniu w Normandii, był I oficerem krążownika ORP „Conrad” i ostatnim dowódcą ORP „Piorun”. Po osiedleniu się w Argentynie pracował jako I oficer na statkach handlowych. Nestorem polskich lotników był mjr Antoni Żebrowski (1924-2019), który przez Rumunię i Francję trafił w lipcu 1940 r. do Wielkiej Brytanii, gdzie służył jako radionawigator w 307 Nocnym Dywizjonie Myśliwskim. Jego załoga strąciła 3 niemieckie samoloty i przyczyniła się do uszkodzenia celów naziemnych na terenie Niemiec. Po wojnie osiadł w Argentynie, otoczony szacunkiem jako jeden z polskich bohaterów Bitwy o Anglię.

Doświadczenie sowieckiego zesłania ma za sobą inny weteran wojny, artylerzysta por. Franciszek Ślusarz (ur.1924). Wywieziony w 1940 roku wraz z rodziną do Kazachstanu, w 1942 wyjechał wraz z Armią Polską w ZSRR do Iraku, a w 1944 jako żołnierz 8. Pułku Artylerii Przeciwlotniczej Ciężkiej brał udział w bitwie o Monte Cassino, jednym z kluczowych starć podczas prowadzonej przez wojska alianckie kampanii włoskiej. Po wojnie trafił do Argentyny po dwuletnim pobycie w Wielkiej Brytanii. Mimo upływu lat nadal reprezentuje środowisko uczestników wojny jako prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Argentynie.

Emigranci trzeciej fali osiedli przede wszystkim w miastach, przede wszystkim w Buenos Aires. Tu włączyli się w życie społeczności polonijnej tworząc cały szereg organizacji kombatanckich i zawodowych. Powstały między innymi Związek Byłych Żołnierzy Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich i Stowarzyszenie Lotników Polskich w Argentynie, swe organizacje założyli byli marynarze Marynarki Wojennej, żołnierze 2. Korpusu Polskiego wsławionego walkami we Włoszech oraz żołnierze 1. Dywizji Pancernej, uczestnicy bitwy pod Falaise i walk o oswobodzenie Belgii i Holandii.

Emigranci trzeciej fali reprezentowali często wysoki poziom przygotowania zawodowego. Dowodem aktywności i wysokich kwalifikacji nowo przybyłych było utworzenie w 1947 roku Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Polskich w Argentynie, przekształconego później w Polskie Stowarzyszenie Absolwentów Szkół Wyższych. Do założycieli Stowarzyszenia należał między innymi wybitny inżynier mechanik zasłużony już w przedwojennej Polsce, Witold Wierzejski (1882-1950), przed 1939 rokiem dyrektor Państwowej Wytwórni Uzbrojenia, a w Argentynie, do której przybył w 1945 roku, organizator produkcji broni w zakładach zbrojeniowych w Rosario.

Wśród członków najnowszej emigracji znaleźli się także reprezentanci historycznych rodów polskich, którzy legitymując się często piękną wojenną kartą zdecydowali się nie wracać do kraju, gdzie komunistyczne władze uznały ich za „wrogów klasowych”. Do znanych postaci tego środowiska należał Aleksander Grabia Jałbrzykowski (1921-2005), bliski krewny arcybiskupa wileńskiego, przed wojną pracownik Nuncjatury Apostolskiej w Kownie, potem żołnierz Polskich Sił Zbrojnych, osiadły w Argentynie w 1950 roku, bardzo zaangażowany w życie polonijne pasjonat heraldyki.

Liczebność trzeciej fali emigracyjnej nie jest łatwo oszacować. Trudność wynika ze specyficznej sytuacji, w jakiej znajdowali się przyjeżdżający. Znaczna część z nich nie posiadała swych oryginalnych polskich dokumentów tożsamości, które pozostały w okupowanej Polsce lub zaginęły w zawierusze wojennej. Liczni legitymowali się jedynie tymczasowymi zaświadczeniami wydanymi przez władze brytyjskie lub Międzynarodową Organizację Uchodźców (IRO) powołaną do życia w 1946 roku przez ONZ. W takiej sytuacji władze argentyńskie często klasyfikowały ich zgodnie z rejestrem pasażerów przedstawianym przez kapitana statku, ten zaś, bywało, nie oddawał rzeczywistej narodowości emigrujących.

Badacz historii Polonii argentyńskiej Stanisław Pyzik ocenia liczbę Polaków, którzy osiedli po wojnie w Argentynie na 20-22 tysiące, zaś duszpasterz polskiego środowiska o. Antoni Wróbel – na 16 tysięcy. Należy dodać, iż w kolejnych dekadach po zakończeniu wojny wielu przedstawicieli najnowszej emigracji zdecydowało się na opuszczenie Argentyny. Do Polski postanowili powrócić m.in. aktywni na polonijnej scenie artystycznej Jerzy Petersburski i Kazimierz Krukowski. Do Europy przeniósł się w 1963 roku Witold Gombrowicz, nie będący typowym reprezentantem emigracji powojennej, ale osiadły w Argentynie w związku z wybuchem wojny w 1939 roku. W latach sześćdziesiątych, po kolejnym z kryzysów ekonomicznych, Argentynę opuściło ok. 2 tys. polskich wychodźców, którzy zdecydowali się na zamieszkanie w USA, Kanadzie i Australii. W 1975 roku wrócił do Polski Wiktor Ostrowski, który w 1934 roku brał udział w sławnej ekspedycji na Aconcagua, uwieńczonej wytyczeniem nowej trasy na ten najwyższy szczyt kontynentu, potem uczestniczył w kampanii wrześniowej i walczył w szeregach Armii Andersa, by w końcu osiąść w Argentynie w 1947 roku. W powojennych realiach wielkie floty handlowe i pasażerskie państw europejskich zostały znacznie zredukowane. Zniknęła flota niemiecka. Straciły znaczenie oferty armatorów włoskich i francuskich, nieco wzrosła pozycja kompanii holenderskich i norweskich. Praktycznie przestała istnieć polska flota pasażerska.

Uratowany z wojennej pożogi MS „Sobieski”, który w 1939 roku dumnie inaugurował służbę na południowoamerykańskiej trasie, po 1945 roku pełnił służbę jako statek transportowy, a potem, nim w 1950 roku sprzedano go do ZSRR, pływał do Stanów Zjednoczonych. Drugi z „argentyńskich” transatlantyków, MS „Chrobry”, zbombardowany przez niemieckie lotnictwo, spoczął w 1940 roku na dnie norweskiego fiordu. Hegemonem połączeń pasażerskich między Europą a Ameryką Południową stały się linie brytyjskie. Z wielkim prawdopodobieństwem można przyjąć, iż polscy emigranci płynący z Europy do Argentyny w latach 1945-1950 widzieli powiewającą nad głową flagę „Union Jack”. A wkrótce potem, po 1950 roku, morski transport pasażerski zaczął przegrywać konkurencję z szybko rozwijającym się transportem lotniczym. Doświadczenie Polaków, który w okresie przedwojennym „schodzili ze statków” w Buenos Aires mając za sobą podróż pod polską banderą było epizodem, który nigdy już się nie powtórzył.

 

Tekst ukazał się pierwotnie w publikacji „Tak los rzucał nami” wydanej staraniem Ambasady RP w Buenos Aires, opowiadającej niezwykłe losy kilku polskich kombatantów, osiadłych w Argentynie. Publikację można znaleźć i przeglądać online.

Zdjęcie tytułowe pochodzi z albumu „Jejou”, również wydanego nakładem Ambasady RP w Buenos Aires.

Marek Pernal

Polski dyplomata, były ambasador RP w Argentynie.

Żródło: dlapolonii.pl