Australia i Polonia, Lifestyle, Podróże, Promujemy

Wyprawa na Cape York. Pajinka

YES!!! Tak, dotarliśmy do Pajinka, najbardziej wysuniętego na północ punktu Australii. Nasz przewodnik Mark buduje napięcie. Z rana wycieczka szlakami historycznymi. Zatrzymujemy się przy wraku samolotu transportowego Douglas C-49 z czasów II wojny światowej, który rozbił się i zapalił w pobliżu lotniska Bamaga-Injinoo (dawniej Higgins Field) 5 maja 1945 r. Potem jeszcze jeden wrak, więcej historii, również o Bamaga, w której się zatrzymaliśmy. Miejscowość została założona po II wojnie światowej jako miejsce przesiedleń dla mieszkańców wyspy Saibai w Cieśninie Torresa. Po prostu z powodu licznych powodzi, szukano lepszych terenów do życia. Obecnie Bamaga jest centrum administracyjnym Obszaru Półwyspu Północnego, obejmującego kilka społeczności aborygenskich i mieszkańców wysp.

Wrak samolotu Douglas C-49 z czasów II wojny światowej (fot. Ela Chylewska)

Dzisiaj podróżuję w samochodzie przewodnika. Będziesz widziała więcej niż z tylnego siedzenia samochodu Piotra – mówi Mark.  Dodatkowe komentarze i wiedzę mam na wyciągnięcie ręki. Przy tylnym lusterku, tuż przed moimi oczami dynda pęk ptasich piór. Ten najpiękniejszy jest z czarnego kakadu. Mark komunikuje się z kierowcami samochodów przez krótkofalówkę. Informuje, gdzie jedziemy, co oglądamy, jakie przeszkody drogowe nas czekają.

Mijamy plażę Narau. Too many white horses, mówi Alison uczestniczka wyprawy. Rozglądam się z wyraźnym znakiem zapytania na twarzy. Alison pokazuje mi białe fale przy plaży. Śmieję się zakłopotana, że od razu nie załapałam australijskiego zwrotu. To dlatego, że tu na północy półwyspu jest dużo dzikich koni, tzw. brumbies. Spotykamy je na następnej plaży.

Brumbies – dzikie konie (fot. Ela Chylewska)

Na lunch zatrzymujemy się nad zatoką, przy której znajduje się zabytkowy cmentarz, Somerset Graves Site. Cały czas jesteśmy po wschodniej stronie półwyspu. Wracamy na zachód. Około godziny jazdy od Bamagi, na końcu drogi znajduje się parking. Stąd do tzw. Tip of Australia prowadzi 700-metrowy spacer.

(fot. Ela Chylewska)

Aborygeńskie plemię Gudang Yadhaykenu nadało obszarowi nazwę Pajinka. Ruszamy w drogę, którą odbywa 99% osób wybierających się na „wyprawę na Cape”. Jest spektakularna. Wspinamy się na grzbiet góry i maszerujemy jej wierzchołkiem. Z trzech stron otacza nas ocean. Widoki są niezwykłe! Co kilka metrów przystaję by się nimi nacieszyć. Wiem, że zdjęcia nie oddają tego co widzę, co czuję. Mimo to, fotografuję te wyjątkowe, piękne i czułe chwile ku pamięci. Schodzimy do punktu, który był celem wyprawy. Jakieś dziwne wzruszenie chwyta za gardło. Dzwonię do wszystkich dzieci po kolei, dzieląc się radością.

Ela Chylewska na “tip of Australia” w Pajinka (fot. Piotr Ozdowski)

Mark ciągnie mnie jeszcze parę kroków poza tablicę, prosząc o zdjęcie na top of the top! Przysiadamy z Anią na skałach, delektując się chwilą. Piotr wchodzi do skalnego baseniku. Jest w siódmym niebie. Wracamy dużo łatwiejszą drogą, przez zachodnią plażę tuż po odpływie. Nazywa się Frangipani, jak ulubione, pachnące kwiaty. Ktoś podjechał po swoją żonę samochodem. Mark stojąc jedzie z tyłu auta. Widząc jak brodzę w trampkach po mokrym piachu, wyciąga rękę. Wskakuj, woła i już po chwili jestem obok, jedną nogą na haku, drugą nie wiem o co oparłam.

Wiatr we włosach. Potargane myśli. Świat jest taki piękny!

Ela Chylewska