Kultura, Lifestyle, Polska

Cezary Pazura: ulubieniec publiczności i dobro narodowe w jednym

„Bycie idolem to ciężki kawałek chleba. Nawet nad Wisłą” – powiada. Najpierw Cezary popularyzował się sam. Na plan serialu „Pogranicze w ogniu” (1988-1991) sprowadzał podrywane dziewczyny, żeby zobaczyły go w trakcie filmowania kolejnych ujęć. To robiło znacznie większe wrażenie niż samo oświadczenie, że jest się aktorem. Kiedy już cała Polska wiedziała, jaki zawód uprawia Cezary Pazura, zjawili się fani z tych nieogarniętych”.

Cezary Pazura Fot. DlaPoloni.pl

„Ty długo byłeś dobry, Kiler…”

Dziewczynę po raz pierwszy pocałował w Liceum im. Stefana Żeromskiego w Tomaszowie Mazowieckim, na korytarzu, pod popiersiem Żeromskiego, przelotnie. Bo kochał równolegle: dziewczęta i teatr. Ukulturalniano ich w liceum, jak całą polską młodzież. Gdy jechali z klasą do Warszawy, to koledzy wieczory przesypiali w teatrze. A Czarek obejrzał „Dantona” Szajny, „Szewców” Witkacego z Janem Englertem i Mieczysławem Czechowiczem, a nawet „Lot na kukułczym gniazdem” z Romanem Wilhelmim. Rozumiał, że to coś wielkiego i wspaniałego, chociaż nie do końca wiedział, na czym ta wspaniałość polega.

Do szkoły aktorskiej w Łodzi dostał się za drugim razem w 1982, nazajutrz po wygranym przez naszych – dzięki Bońkowi – meczu Polska-Belgia. Kompletnie pijanego koledzy wsadzili do samochodu jako autostopowicza i kierowca odstawił go na dworzec Łódź Fabryczna. Na egzamin poszedł pieszo, żeby się przewietrzyć, a potem to już: „Dzień dobry – nieśmiało zachrypiałem. Co się stało? – odchrypiał identycznie przewodniczący komisji, dziekan Jan Machulski. – Mecz wczoraj był. Krzyknąłem – zachrypiałem jeszcze ciężej. – Ja też – odchrypiał z trudem dziekan”. I to był cały egzamin, po którym niedoszły student Pazura poszedł odebrać co prędzej dokumenty z dziekanatu, przekonany, że znowu oblał. Tym razem się omylił. O swoich mistrzach z czasów studiów Pazura powie: „Od Janka Machulskiego nauczyłem się gotowości do zawodu, od Andrzeja Konica /reżyser m.in. „Stawki większej niż życie”/ wszystkich technicznych tricków filmowych, a Hanuszkiewicz nauczył mnie wiary w siebie. Trzech moich najpierwszych mistrzów. Machulski, Konic, Hanuszkiewicz.” Tyle, że Pazura pilnuje, by ćwiczyć rzemiosło: „Aktorstwo jest jak zawód lekarza, cały czas trzeba doskonalić swój warsztat inaczej zostaną tylko bańki i lewatywa”.

Tamte czasy to też pierwszy wyjazd za „żelazną kurtynę”. Z przedstawieniem w reżyserii Adama Hanuszkiewicza – na festiwal teatralny do Aleès we Francji. Szok był zrozumiały, ale gorzej, że nie znali przeznaczenia powszechnie używanych tu urządzeń. Najprostsze rzeczy wprawiały w zażenowanie, choćby obsługa toalet na stacji benzynowej. Wiadomo, że trzeba było użyć spłuczki, ale w polu widzenia nie było czegoś takiego, jak spłuczka, którą znali z Polski: „Nogą coś nacisnąć, klasnąć, szczeknąć, rękę podłożyć czy uciekać? To był zawsze horror”.

Czarek od młodości był „porządnym chłopcem”, bo nie palił, ale też nie pił. „Przez wiele lat byłem wrogiem alkoholu, ale potem w końcu nadeszła epoka dorosłości: a weź się napij, ze mną się, k…a, nie napijesz?. Dla towarzystwa nie miało znaczenia, gdy wykręcałeś się, że jesteś na antybiotyku, że żona nie pozwala, że zaraz będziesz rzygał, że może prowadzisz samochód, którego nie masz… Ktoś, kto nie pił, to nie był normalny Polak. To był człowiek podejrzany”.

To się zmieniło dużo później, z wejściem na plan filmowy. Od starszych kolegów też się można było sporo nauczyć. Ot, zaprosił go na plan filmu „Kroll” (1991) reżyser Władysław Pasikowski, wschodząca gwiazda polskiego kina lat 90. Popijano tam sporo, a Bogusław Linda (dla Czarka wówczas bożyszcze!) zażyczył sobie jeszcze jednego literka. Reżyser na to, że wystarczy już pijaństwa, bo za chwilę ujęcie. Na to Linda, że koniecznie musi być odwieziony do jakiejś przyzwoitej toalety, bo ma potrzebę. Takie podwózki ma zagwarantowane w kontrakcie, a poza tym to życzy sobie literka. Na kolejne dwukrotnie powtórzone „nie” dwa razy obracał tam i z powrotem do toalety filmową taksówką. Ale kiedy wrócił za trzecim razem, literek czekał już na niego i można było zaczynać ujęcie. O duetach filmowych z Bogusławem Lindą mówił, iż należało się z nim odpowiednio przed kamerą sparować: „Jak Linda powoli, to ja szybko, jak Linda poważnie, to ja śmiesznie. Graliśmy zawsze na dwa głosy, nigdy nie próbowałem naśladować Bogusia”. W wyniku tego rozmaici znajomi, którzy spotykają Cezarego Pazurę, mówią mu często na do widzenia: „Niech pan pozdrowi Bogusia”.

„Bycie idolem to ciężki kawałek chleba. Nawet nad Wisłą” – powiada. Najpierw Cezary popularyzował się sam. Na plan serialu „Pogranicze w ogniu” (1988-1991) sprowadzał podrywane dziewczyny, żeby zobaczyły go w trakcie filmowania kolejnych ujęć. To robiło znacznie większe wrażenie niż samo oświadczenie, że jest się aktorem. Kiedy już cała Polska wiedziała, jaki zawód uprawia Cezary Pazura, zjawili się fani z tych nieogarniętych. Krążył taki jeden wokół planu, aż wreszcie odważył się zapytać: „Co kręcicie? – Nikosia Dyzmę. – A o której to będzie w telewizji?” Zdarzały się także niebezpieczne naloty fanowskie, jak w Wąchocku, gdzie po występie ogromny tłum tak się przykleił do samochodu, że ani w przód, ani w tył. „Kilera” uratowała dopiero straż pożarna, która włączyła działka wodne – dopiero one spowodowały, że publiczność ustąpiła.

Pazura zagrał również u Krzysztofa Kieślowskiego, choć ten z filmu „Trzy kolory. Biały” wyciął całą jego rolę, bo mu nie pasowała do koncepcji. Ale poczucie humoru tego reżysera Cezary wysoko sobie cenił. Bo Kieślowski na przykład, gdy wracali samochodem z planu, z Jerzym Stuhrem z przodu, a Pazurą z tyłu, uwielbiał otwierać podczas postoju na światłach boczną szybę i krzyczeć: „Ludzie, ludzie, patrzcie! Stuhra wiozę! Tak, tak, tego śmiesznego z Seksmisji. Chodźcie zobaczyć Stuhra! Żywego! Chodźcie!” Z Januszem Gajosem, z którym zagrali w „Białym”, Pazura miał osobne porachunki. Kiedy bowiem „czterej pancerni” wraz z czołgiem robili objazd po Polsce i zjawili sięw pobliskim Ujeździe, mały Czarek wspiął się na „rudego” i z uwielbieniem zagapił na „Janka” i poprosił o autograf. A ten mu na to: „Mały, s…….!”. Czarka kosztowało to bolesne rozczarowanie i wysoką gorączkę. A po wielu latach kręcą wspólną nocną scenę w filmie „Psy” (1992). Siedzą w samochodzie czekając na ujęcie i alkohol powoli się kończy. Na to Gajos wyjmuje z teczki brandy „Słoneczny brzeg” i proponuje przejście na ty. Pazura mówi, że będzie trudno i opowiada tamtą historię z dzieciństwa. Na to Gajos: „Czaruś, a nie mogłeś mi wtedy powiedzieć, że to ty?”

Osobne doświadczenia filmowe Pazura zbierał w towarzystwie Olafa Lubaszenki, z którym nakręcił kilka udanych komedii. Wspomina: „Gdy kręciliśmy razem, jako producenci, nasz pierwszy film, czyli Sztos, nie potrzebowaliśmy koncesji na produkcję, musieliśmy wziąć do pomocy pewnego pana /potem się okazało, że pan robił niezbyt czyste interesy i to na wielką skalę/. Po filmie my mieliśmy doświadczenia, a pan nasze pieniądze”. Szczyt popularności przypadł na czas, kiedy Cezary Pazura zagrał w „Kilerze” (1997). Z dowcipniejszych kwestii w tym zakresie udało mu się usłyszeć od pani, która sprzedawała znicze na cmentarzu. Ta, zachwycona na jego widok, mówi: „Panie Pazura, pana na żywo to tylko na cmentarzu można zobaczyć”.

Na szczęście nie tylko na cmentarzu. I jeszcze długo, długo nie.

 

Wiesław Kot

 

 

Żródło: dlapolonii.pl