Według naukowców spadająca z kosmosu materia przyczyniła się do powstania życia na Ziemi, ale niestety i ona może je unicestwić – czego (nie)żywym przykładem są dinozaury. Jednym z odnotowanych współczesnych wydarzeń, które pokazują ogromną niszczycielską siłę kolizji Ziemi z obiektami kosmicznymi było zdarzenie z 30 czerwca 1908 roku. Tego dnia z ogromną prędkością zbliżała się do Ziemi ognista kula, która ciągnęła za sobą długi na 800 km „warkocz”. Około godziny 7:14 w tajdze w środkowej Syberii doszło do ogromnej eksplozji. Była ona tysiące razy potężniejsza od bomby jądrowej w Hiroszimie. Spowodowała, że drzewa w promieniu 40 km zostały powalone, a samą eksplozję widziano w promieniu 650 km i słyszano w promieniu 1000 km.

Sejsmografy na całym globie odnotowały niezwykle silny wstrząs. To uderzenie było tak silne, że ówczesne rosyjskie magnetometry pokazywały w jego rejonie drugi biegun północny. Wskutek odbijania światła słonecznego przez powstały po eksplozji pył w wielu europejskich miastach zaobserwowano zjawisko „białej nocy”. Przez kilka nocy z rzędu było tak jasno, że dało się czytać.
Według naukowców obiekt, najprawdopodobniej meteoryt, nadleciał z szybkością 15 km/s, wpadł w atmosferę i uległ rozerwaniu na wysokości ok. 10 km. Mógł całkowicie się stopić i wyparować w żarze eksplozji, stąd trudności w odnalezieniu jego pozostałości. Zniszczeń na Ziemi dokonały fale uderzeniowa oraz termiczna. Publikacja włoskiego zespołu badaczy z maja 2012 zdaje się potwierdzać hipotezę eksplozji meteorytu. Geolodzy zbadali dno jeziora Czeko przy pomocy skanerów sejsmicznych i magnetycznych. W centrum jeziora, na głębokości 10 metrów, znaleźli anomalię w postaci dużego kamiennego elementu, który według ich przypuszczeń jest odłamkiem meteorytu.
Meteoryt z Czelabińska
Jeszcze nie wyjaśniono jednoznacznie tego, co stało się w roku 1908, a tu dziwnym trafem znowu w Rosji, miał miejsce kolejny upadek dużego obiektu pochodzenia kosmicznego. 5 lutego 2013 roku, około godziny 9:20 czasu lokalnego, obserwowano nad południowym Uralem przelot superbolidu o średnicy około 17 metrów i masie wynoszącej do 10 tysięcy ton. Po wejściu w atmosferę Ziemi rozpadł się on po 32,5 sekundach lotu na wysokości 29,7 kilometrów nad obwodem czelabińskim. Zdarzeniu temu towarzyszył blask, który w kulminacyjnym momencie osiągnął jasność większą od Słońca, a powstała w wyniku przelotu i eksplozji silna fala uderzeniowa spowodowała znaczne straty min. uszkodzonych zostało ponad 7500 budynków oraz ok. 1500 osób odniosło obrażenia. Na podstawie pomiarów szacuje się, że energia wytracona w atmosferze odpowiadała energii wybuchu blisko 0,5 megatony TNT (blisko 40 razy większa od energii wybuchu bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę).
Jak wyglądał przelot i eksplozja nad Czelabińskiem można obejrzeć w na filmie poniżej.
W tym samym dniu, 15 godzin później, w pobliżu Ziemi przeleciała planetoida 2012 DA14 o średnicy około 50 metrów (odkryta w 2012 roku!). Jednak bliski przelot tej planetoidy i upadek meteorytu czelabińskiego nie były ze sobą powiązane.
Czy jesteśmy bezpieczni?
Po lekturze powyższego tekstu powstaje zatem pytanie: czy możemy czuć się bezpieczni, pewni, że nie damy się zaskoczyć obiektowi kosmicznemu na tyle dużemu, aby zniszczyć Ziemię? I co ważniejsze, czy – jeśli uda nam się w porę dostrzec takie zagrożenie – jesteśmy przygotowani na skuteczną obronę?
Otóż, jak pisze Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, tylko… nomen omen Rosja ma technologię dającą przynajmniej szansę obrony przed meteorami i planetoidami. Są to antyrakiety z głowicami jądrowymi do przechwytywania – niszczenia w locie – rakiet balistycznych dalekiego zasięgu, międzykontynentalnych i wystrzeliwanych z okrętów podwodnych na oceanach. Tylko rakiety dalekiego zasięgu mają prędkości lotu zbliżone – chociaż wciąż mniejsze – od najczęstszych obiektów kosmicznych zbliżających się do Ziemi. Tylko głowice jądrowe antyrakiet pozwalają tak rozproszyć kosmiczną skałę lub metal, aby odłamki przestały być dużym zagrożeniem. Głowice z konwencjonalnym ładunkiem wybuchowym lub tylko uderzające swoją masą bez wybuchu – używające czystej energii kinetycznej – mogą zniszczyć lub obezwładnić rakietę przeciwnika, ale nie duży meteor ani planetoidę.
Dlaczego zatem Rosja nie przechwyciła – nie rozbiła w locie – meteoru nad Czelabińskiem? Unikalne w świecie rosyjskie antyrakiety jądrowe 53T6 – którym NATO nadało romantyczną nazwę „Gazela” – są rozmieszczane tylko wokół Moskwy i chronią rosyjską stolicę na odległość jedynie około 100 kilometrów od murów Kremla. Wyrzutnie te nie są mobilne.
Stany Zjednoczone miały podobne antyrakiety Spartan i Sprint z głowicami nuklearnymi, ale lekkomyślnie porzuciły tę potężną technologię blisko 40 lat temu. Dziś mają tylko ograniczoną tarczę z antyrakietami konwencjonalnymi przeciw rakietom międzykontynentalnym i różne, też wyłącznie konwencjonalne, systemy obrony przeciw mniejszym zagrożeniom, nieporównywalnym z kosmicznymi.
Grzegorz Turski
(źródła: internet)