Australia i Polonia, Felieton

Darek Jedzok – Zawiła tożsamość emigranta

Miałem szczęśliwe, porąbane dzieciństwo. Urodziłem się na Zaolziu, i jak chyba każdy szkrab dorastający w mniejszości etnicznej szybko przyzwyczaiłem się do nieustającej tożsamościowej schizofrenii. Dla dzieci z czeskich szkół byliśmy Polaczkami, a gdy rodzice w patriotycznym odruchu wysłali nas na letnie kolonie do Ojczyzny, miejscowy kwiat polskiej młodzieży na dzień dobry zwyzywał nas od Pepików.

Próby maskowania pochodzenia spełzły na niczym – i po polsku, i po czesku mówię, do pieróna, ze śląskim akcentem. Wyjaśnianie tylko pogarszało sprawę, bo pobieżny zarys mojego etnicznego skundlenia wymaga co najmniej półgodzinnej przebieżki przez historię i geopolitykę Śląska Cieszyńskiego. Szczerze mi żal każdego nieszczęśnika, który wpełznie do króliczej nory tych wywodów.

Niby Polak, ale tak naprawdę Ślązak. Dokładniej – Ślązak Cieszyński, a raczej Zaolziak. Ale Dolanin, bo Górale mówią dziwnie. A generalnie trochę jednak Pepik albo co gorszego, bo bliżej mi do piwa niż do wódki i mówię gwarą z domieszkami czeskiego i niemieckiego. Do pracy jeżdżę cugiem, w domu chodzę po tepichu w fuseklach.

Nie pomagają pytania uzupełniające. Do jakiej szkoły chodziłeś? Do polskiej w Czechach. Komu kibicujesz, jak Polska gra z Czechami? Nie oglądam sportu. Jaki masz dowód osobisty? Czeski z wpisaną narodowością polską.

Cierp, rozmówco. Trzeba było pytać?

Naiwnie myślałem, że na Antypodach pozbędę się problemu. Tia. Po powiciu potomstwa szybko uświadomiłem sobie, że nie dość, że sam nie wylazłem z tego tożsamościowego grzęzawiska, to dodatkowo wciągnąłem w nie kolejnego małego mieszańca. Nasza mała słucha w domu gwary, w żłobku angielskiego, od ciotek polskiego, czeskiego, słowackiego i… perskiego. Jeżeli wielojęzyczność wspomaga rozwój intelektualny dziecka, córa będzie miała niedługo głowę rozmiarów piłki lekarskiej.

Podobno najszybsza asymilacja przebiega w drugiej generacji imigrantów – dzieci wstydzą się dziwnych akcentów swoich rodziców i starają się jak najszybciej wtopić w otoczenie. I wiecie co? Wcale im się nie dziwię.

Powodzenia, kundelku.

Darek Jedzok