Nie wygląda to różowo, moi mili. Ceny i temperatury nadal rosną, plony maleją, na ulicach zamieszki, w spiżarce tylko mole i zmumifikowana mysz. Od czasu poprzedniego poradnika niewiele się poprawiło, a więc przybywam, aby po raz kolejny rozwiązać wszystkie problemy tego świata. Wyłaźcie ze schronów, siadajcie i róbcie notatki, bo nie będę powtarzać.
Na początek proste sprawy – kryzys populacyjny, na ten przykład. Tu nasi przodkowie mieli całą gamę metod. Chorych zrzucić ze skarpy (jak w Sparcie), starych z klifu (jak w prehistorycznej Skandynawii, patrz zwyczaj Ättestupa). O wysoką dzietność nie trzeba się zbytnio martwić, z tym rozprawią się ruchy antyszczepionkowe, które intensywnie pracują nad przywróceniem modelu „zrób szesnaście, zachowaj jedno”.
Zresztą te szkraby, które przeżyją, powinny na siebie zapracować. Co z tego, że nóżki krzywe po polio? Rączek nie urwało, może trzymać kilof. Program 5+ (od przedszkola do kopalni) tchnie życie w podupadający system emerytalny.
Już poprzednio pisałem, że na rosnące ceny żywności też znajdzie się sposób. Jako jarosz poważnie rozważam przejście na wysoce etyczny bretarianizm, czyli odżywianie się powietrzem. Rekomenduję powietrze w centrum miast, bogate w sycące metale ciężkie. Mięsolubnym zaś polecam więcej zaradności, mniej wybrzydzania, a w końcu przestanie się marnować fauna walająca się wzdłuż autostrad. Na stoły wrócą tradycyjne pasztety z zajęcy, ale też nowe odkrycia kulinarne – lis na płasko i baranina w żwirowej panierce. Każdy powinien wozić w bagażniku łopatkę, aby w dowolnej chwili zeskrobać z jezdni obiad dla swoich bliskich.
Ale co jo godom. W jakim bagażniku? Ceny benzyny przecież wkrótce sprawią, że znowu wrócą do łask jednośladowce bezsilnikowe, i rodziny będą jeździć na wywczasy na rowerach. Znaczy, rodzice, bo – w ramach powrotu do sprawdzonych rozwiązań z czasów rewolucji przemysłowej – dzieci i tak będą miały robocze soboty, niedziele i święta. Na urodziny nowa latarka czołowa i hyc do sztolni, huncwocie!
Na koniec, dobrym sposobem na obcięcie wydatków jest zrezygnowanie z subskrypcji online, a najlepiej wyrzucenie telewizora, komputera i innych pożeraczy czasu. Zwłaszcza miastowi mają przecież obecnie wystarczającą ofertę wieczornych programów rozrywkowych. Wystarczy wyjrzeć z okna. W poniedziałki – manifestacje prorządowe. We wtorki – antyrządowe. W środy – zamieszki na tle etnicznym. W czwartki – mecz Izrael-Palestyna. W piątki – rekreacyjny wandalizm w wykonaniu pijanego kwiatu miejscowej młodzieży. Jeżeli na ulicy akurat nic się nie dzieje, zawsze można usiąść i posłuchać patologii okładającej się patelniami w którymś z sąsiednich mieszkań.
Tyle na dziś. Ewentualne listy z pytaniami wysyłajcie gołębiem, bo po wysłaniu tekstu do redakcji odcinam Internet. Żona będzie szydełkować z kabli sweterki na zimę.
Darek Jedzok