Australia i Polonia, Felieton, Lifestyle

Drzewo marzeń

W listopadzie ulice Sydney ubierają się na fioletowo. W tym kolorze witają wiosnę i lato.  Miasto wygląda tak, jakby jakiś natchniony malarz machnął pędzlem po okolicy, malując liście drzew na swój ulubiony kolor. W parkach, na skwerach, w ogródkach domowych i alejach widać gałęzie, obciążone liliowo-niebieskim kwiatem. To jacarandy. Wiele osób uważa je za rodzime, australijskie drzewa. A tak naprawdę, jak wielu z nas są emigrantami, a ich korzenie prowadzą do Ameryki Południowej. Najpopularniejsza w Australii odmiana, Jacaranda Mimosifolia prawdopodobnie pochodzi z Brazylii, choć niektóre źródła podają, że z Argentyny. W jaki sposób rozgościła się w naszych progach? Legenda mówi, że lata temu, w szpitalu gdzieś na północy Sydney, każdej matce noworodka dawano sadzonki jacarandy, zachęcając do sadzenia i obserwowania jak drzewko rośnie wraz z dzieckiem. Stąd niby taka duża ilość fioletowych drzew po tej stronie Sydney. Mniej romantyczna historia mówi, że te pięknie kwitnące drzewa zawdzięczamy raczej przedsiębiorczym ogrodnikom, niż służbom medycznym.

Portugalczycy, jako pierwsi zwrócili uwagę na jacarandy już w 1818 roku. Niemalże w tym samym czasie, brytyjski kolekcjoner roślin Alan Cunningham, późniejszy botanik rządu NSW, wysłał próbki z Ameryki Południowej do Anglii. Również inne części świata zaczęły sadzić fioletowo kwitnące drzewa, RPA już w 1820 roku. Zrobiło ich się tam tak dużo, że Pretorię nazwano poźniej Miastem Jacarandy.

W Australii, drzewa pojawiły się w latach pięćdziesiątych XIX wieku.

Pierwsza, pomyślnie wyhodowana jacaranda, została zasadzona przez dyrektora Ogrodów Botanicznych w Brisbane, Waltera Hill’a w latach sześćdziesiątych. Mniej więcej w tym samym czasie zasadzono drzewo jacarandy w Królewskich Ogrodach Botanicznych w Sydney. Wielu ogrodników próbowało zasadzić je w swoich ogrodach. Niestety, większości się to nie powiodło, gdyż drzewo najlepiej wyrasta ze świeżych nasion. A jak wiemy droga z Ameryki Południowej do Australii, zwłaszcza w tamtych latach trwała dosyć długo.

W 1868 roku Michael Guilfoyle, ogrodnik i właściciel Guilfoyle’s Exotic Nursery w Double Bay, opracował skomplikowaną metodę uprawy drzewa z sadzonek i natychmiast zaczął zaopatrywać najmodniejsze ogrody Sydney w jacarandy. Wiele starych, okazałych drzew ze wschodnich dzielnic, jest jego dziedzictwem. Roślina stała się tak popularna, że na przełomie XIX i XX wieku, władze lokalne rozdawały sadzonki obywatelom, w ramach upiększania miasta. W latach 30, było już jej tak dużo, że Australijczycy kompletnie zapomnieli skąd się wzięła i określali jacarandę drzewem rodzimym. A z początkiem XX wieku wpadła w oko artystom i zaczęli ją malować oraz fotografować.

Na blogu Queensland Art Gallery widnieje zdjęcie obrazu z 1903 roku “Under the jacaranda”.

Brytyjski artysta, R. Godfrey Rivers, namalował go mniej więcej dwanaście lat po przybyciu do Queensland. Obraz przedstawia Rivers’a i jego żonę Selinę, siedzących w cieniu dużego drzewa. To była pierwsza jacaranda wyhodowana w Australii, matka, która dała życie wielu pięknym drzewom rosnącym na przedmieściach Brisbane.

Dziś wschodnie wybrzeże Australii purpurowieje z początkiem października.  Pora kwitnienia rozpoczyna swoją podróż późną wiosną w Queensland, przesuwając się stopniowo na  południe, a kończąc wczesnym latem w Victorii. W Sydney, pierwsze kwiaty jacarandy, wyłaniające się z nagich gałęzi drzew, można zobaczyć na ulicy Oxford. Słynne drzewo na dziedzińcu Sydney University, kwiatami przypomina studentom że czas wziąć się za naukę, bo sesja egzaminacyjna tuż, tuż. Oby to również znaczyło że zaliczą wszystko kwitnąco.

 Niektórzy nazywają jacarandę lawendowym drzewem marzeń. Wszak to zaczarowane drzewo, w pełnym rozkwicie upaja fioletem, dając nieziemski efekt. Nic dziwnego że jedną z najstarszych jacarand, rosnąca w ogrodzie Sir Jamesa Martina w Potts Point, jego dzieci nazywały “the dream tree”. Niektórzy  wierzą, że jeśli osobie przechodzącej pod jacarandą spadnie kwiat na głowę, to będzie jej sprzyjać szczęście. Idę na spacer. Może się uda…

Ela Chylewska