Australia i Polonia, Felieton, Lifestyle

Dzielnica wielu wiatrów

Pada. A właściwie leje jak z cebra. Mimo, iż w obecnych czasach ceber  wyszedł już z użytku codziennego, do dziś podczas ulewnego deszczu używamy tego zwrotu. W tym miejscu, moje dzieci spytałyby zapewne: co to jest ceber? To kiedyś. Teraz wrzuciłyby na Google hasło “ceber” a Wikipedia podpowiedziałaby że to nazwa dwóch miejscowości w Polsce. Jedna wieś Ceber znajduje się na Dolnym Śląsku w okolicach Głogowa, a druga w województwie świętokrzyskim, w powiecie staszowskim. Czy to znaczy że tam ciągle pada? Tak mogłoby brzmieć następne pytanie.

Wszak dzieci mieszkają w Australii a tajniki języka polskiego wciąż są dla nich zagadką. Niedawno zauważyłam na jednym z mediów społecznościowych wpis mojej córki. Było to pytanie do wujka, który przyleciał z Polski i aktualnie przebywał w stolicy Australii: a czy wujek planuje zwiedzać rodzinę w Sydney? Swoje lata już mam, ale za muzeum się jeszcze nie uważam i z chęcią zaproszę wujka żeby nas odwiedził.

Swoją drogą muszę im wytłumaczyć, że jeśli w wyszukiwarkę Google wpiszą: ceber znaczenie, od razu dowiedzą się że jest to duże naczynie do noszenia wody, wykonane z drewnianych klepek z obręczami.

Wracając do zwiedzania, to przez ostatnie miesiące pandemii, w każdy pogodny dzień, australijski busz jest najczęściej odwiedzanym przeze mnie miejscem. Nie jest to trudne mieszkając w Berowra. To jedna z najdalej wysuniętych na północ dzielnic Sydney. Za nią jest już tylko Cowan. Obie dzielnice otacza piękny Berowra Valley National Park, którego powierzchnia wynosi 3884 hektary. Ten chroniony park rozpościera się pomiędzy dzielnicami: Hornsby Heights, Thornleigh, Galston, Pennant Hills i Cherrybrook, sięgając aż po ciche wody Berowra Creek. Park oferuje ponad 70 km szlaków spacerowych. Tędy też przebiega 25 kilometrowy odcinek słynnego Great North Walk. Jest to kultowy, 250 km szlak z Sydney do Newcastle, powstały w 1988 roku z okazji obchodów dwustulecia Australii. Nie, jeszcze go nie przeszłam. Natomiast wiele krótszych bushwalks, którymi spacerowałam, przecina szlaki tego największego. Ponieważ nie jestem doświadczonym piechurem, mimo że przed laty, tak właśnie spędzaliśmy weekendy, po buszu lubię chodzić w towarzystwie. Najchętniej z kimś kto już przetarł nieznane dla mnie szlaki.

Berowra Valley National Park. Fot. E. Chylewska

Ja je dopiero poznaję. Kiedy spaceruję, rozmyślam o tych widzialnych i niewidzialnych mieszkańcach buszu. Krzyk i śmiechy ptaków, nagłe szelesty suchych gałęzi, czy spadający liść powodują że rozglądam się niespokojnie. Duża jaszczurka przystanęła i przygląda się intruzom, po czym znika pomiędzy skałami. W innym miejscu wypoczywa kolczatka australijska (echidna). Musieliśmy poczekać kilka minut żeby zobaczyć jej ryjek. O tej porze roku busz upiększają rodzime kwiaty. Uwielbiam je fotografować. Dostojne banksie, kolorowe boronie, żółte wattles i czerwone warratahy wyrózniają sie wśród szoro-zielonych barw buszu. Nad nimi górują wielkie, stare eukaliptusy, które co roku zrzucają z siebie korę, tworząc na pniu wyjątkowe wzory. Są jak różnobarwne obrazy, które chciałoby się przenieść na płótno.

Pierwotnymi mieszkańcami Berowra byli mieszkający tam od tysięcy lat Aborygeni. Istnieją dowody na to że rdzenni mieszkańcy żyli w tej okolicy przez około 22 000 lat przed przybyciem Europejczyków. Ich obecność można znaleźć w rysunkach naskalnych i  jaskiniowych malowidłach. W Berowra jest dużo takich miejsc. 

Waratah. Fot. E. Chylewska

Wkrótce po przybyciu Pierwszej Floty, w marcu 1788 rozpoczęto eksplorację regionu. Gubernator Arthur Phillip popłynął do Broken Bay, aby zbadać rzekę Hawkesbury i rozbił obóz na wyspie Dangar. W kwietniu odbył wyprawę lądową i przypuszczalnie przekroczył górne partie dorzecza Berowra w pobliżu Pennant Hills. Rok później, w czerwcu ponowie eksplorował region Hawkesbury. Kapitan John Hunter odnotował w swoim dzienniku, że 9 lipca ekspedycja dotarła i badała Berowrą Creek. Wspomniał też o spotkaniu z tubylcami i odkryciu zwłok, prawdopodobnie ofiar panującej wtedy ospy. 

Na początku XIX wieku koczowali w tych okolicach głownie myśliwi, rybacy i zdobywcy drewna. Mieszkali czasem kilka dni, czasem kilka lat, głownie w jaskiniach, szałasach i namiotach. Początki “białego” osadnictwa w Berowra to miejsca bliżej wody. Busz był mniej dostępny i mniej atrakcyjny dla pierwszych osadników: George Peat, Crumptons, Crosslands, George Collingridge i  i Jack Smith.  Ich imiona można teraz znależć na mapie okolicy. Pierwsze opisy regionu pochodzą z 1879 roku, kiedy to Mary Wall (też ma swoją ulicę) ,osiedliła się na 60 akrach w Berowra przy obecnej Pacific Highway aż do Waratah Road. 

Kilka lat po tym jak rozpoczęto budowę lini kolejowej i stacji, w 1890 Berowra została proklamowana wsią.

Nazwa dzielnicy w języku Aborygenów znaczy “miejsce wielu wiatrów”.  Ileż historii przewiały wielkie, stare drzewa, wszak niektóre mają nawet 250 lat?

Z pewnością nie używali cebra. W ich dawnym języku coolamon, uniwersalne, wąskie naczynie, było używane przez kobiety do noszenia wody, owoców, orzechów, również do bujania niemowlaków. Być może przez wiele wiatrów… ale o tym szeleści już tylko stary eukaliptus.

Magia Australii
tkwi w buszu.
Gdy po nim spaceruję,
słyszę głosy
prawdziwych właścicieli
tej ziemi.
Ich piosenki ukryte
w piaskowcach,
między eukaliptusami
i palmami burrawong.
Refren wyryty
w jaskiniach
na skalnych półkach.
Stąpam po ich śladach
bezgłośnie.
Ja też
chcę usłyszęć 
szelest wiatru,

śpiew.

Ela Chylewska