Niejednokrotnie, wypełniając różnego rodzaju ankiety, na pytanie jaka jest twoja pasja, odpowiadałam: poezja i gotowanie. A gdy pytano o plany na przyszłość, mówiłam że chciałabym je kiedyś ze sobą połączyć. Jan Tomkowski, historyk literatury powiedział że „kuchnia to swoisty język, umożliwiający porozumienie między ludźmi. Słowa czasem dzielą, obrażają, oddalają. Potrawy niemal zawsze łączą, przywracając zgodę i harmonię”. Każdy wspólny posiłek przy stole to nie tylko uczta dla podniebienia ale i duchowa. Stół to doskonałe miejsce do prowadzenia życia rodzinnego, towarzyskiego, artystycznego a nawet naukowego. Agnieszka Osiecka pisała wiersze „na kawiarnianych serwetkach”, a grupa polskich matematyków pod przewodnictwem Stefana Banacha, przed wojną najczęściej spotykała się w Kawiarni Szkockiej we Lwowie. Kawiarnie były też ulubionym miejscem spotkań poetów. A cukiernia „Ziemiańska” w Warszawie stała się w Dwudziestoleciu międzywojennym kwaterą główną współczesnej literatury polskiej.
Chciałabym żeby moje z państwem spotkania były właśnie takie: trochę słów, pieprz i sól, jakiś rym, chleb na stół, jak u mnie w domu – wiersze w rosole.
Rosół to zupa niedzielna. Pamiętam jak mama rano przed wyjściem do kościoła nastawiała rosół. Pyrkał się w dużym garnku aż wróciliśmy po mszy do domu.
W niedziele zapach rosołu roznosił się po klatce schodowej od parteru po trzecie piętro, gdzie był najbardziej intensywny. A co piętro to inny zapach, bo tyle jest przepisów na rosół ile kucharek.
Rosół uchodził też za znakomite danie dla chorych. Tak pisał o jego właściwościach Adam Mickiewicz w XII Księdze „Pana Tadeusza”:
„Tu Wojski skończył opis i laską znak daje,
I wnet zaczęli wchodzić parami lokaje
Roznoszący potrawy: barszcz królewskim zwany
I rosół staropolski sztucznie gotowany,
Do którego pan Wojski z dziwnymi sekrety
Wrzucił kilka perełek i sztuczne monety,
Taki rosół krew czyści i pokrzepia zdrowie.
Dalej inne potrawy, a któż je wypowie!”
Pamiętam, będąc dzieckiem, że kiedy w domu ktoś zachorował, na stole natychmiast pojawiał się rosół. Rosół noszono też chorym do szpitala. Przejęłam ten zwyczaj i nawet w najcieplejsze dni w Australii, gdy moi kochani chorują, warzę im rosół.
„Moja mała bardzo lubi rosół,
moja smagła, moja smukła.
Gdy je rosół, to ja jestem wesół,
o to szczęście, gdy jest rosół i bułka”
pisał Konstanty Ildefons Gałczyński. Ksiądz Jan Twardowski w wierszu „Wigilia” wspomina o kurze, która po Wigilii spieszyła na rosół, a Wisława Szymborska dodaje że „niektórzy lubią poezje… ale lubi się także rosół z makaronem”.
Identyfikując się z “niektórymi” z wiersza noblistki, lubię poezję.
Kiedy w zeszłym roku po raz pierwszy znaleźliśmy się w lockdown z powodu pandemii, wymyśliłyśmy z najmłodszą córką wyjątkowy sposób komunikacji. Coś, co wiedziałyśmy że zbliży nas do siebie mimo odległości i niemożności zobaczenia się każdego dnia. Do tego spowoduje wymianę myśli w ulubiony przez nas sposób – pisanie wierszy.
Do wspólnej zabawy automatycznie dołączyła moja 10 letnia wnuczka. Mama, córka i córka córki. Przez kilka tygodni wszystkie trzy pisałyśmy wiersze na wymyślony przez jedną z nas temat. Codziennie inny. Dla mnie dodatkowym wyzwaniem było pisanie po angielsku. Do tej pory poetyczne myśli wyrażałam w języku polskim. Ale czego się nie robi dla rodziny. Kiedy po roku zostaliśmy na nowo zamknięci we własnych domach, postanowiłam przetłumaczyć nasze pandemiczne wiersze na język polski.
Jeszcze nie skończyłam. Lecę gotować rosół… Moje wnuki nazywają go zupką babci. Doprawię ją kilkoma rymami. “Bo to szczęście, gdy jest rosół i…” I wiersz oczywiście.
Trzymajcie się zdrowo, na ciele i duszy.
Ela Chylewska