Artykuły prasowe o naszej literackiej noblistce, Oldze Tokarczuk, całkiem dobrze rozpraszają niepokoje wywołane wirusami i wojną. Ostatnio rozsławiła ona następujący truizm: Literatura nie jest dla idiotów, żeby czytać książki trzeba mieć jakąś kompetencję, trzeba mieć pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze. Rozważano więc, na czym polega inteligencja nasza osobista i zespołowa, kto może czytać jej książki, i czy w ogóle, a kto lepiej niech poprzestanie na tych sensacjach tylko. Przekonywano, iż inteligencja jest jednak ważna na co dzień – ze szczególnym wskazaniem na umiejętność czytania ze zrozumieniem. Świetnym sprawdzianem tych talentów może być właśnie twórczość Olgi Tokarczuk.
To medialne bicie piany wpierw mnie rozbawiło, a potem tak rozsierdziło, że w poszukiwaniu jakiegoś rozsądnego clou zapędziłem się na fora, których nie wymienię, by nie robić reklamy. A tam, że w jej książkach jakoby pełno było szyderstw z Katolików, pretensji o gnębienie Żydów i przede wszystkim natrętnego propagowania lewicowości; że to wynik spisku z Adamem Michnikiem, bo na nadwyrężonym przez liberalizm Zachodzie dzieła o takim przesłaniu Nobla mają prawie pewnego – kiedy to jednocześnie Akademia Szwedzka skorumpowana jest głęboko przez lewicowe środowisko.
Oczywiście nie kupuję tej bzdury. Nie dlatego, że wywodzi się ona z jakichś stereotypowych archaicznych uprzedzeń, a przede wszystkim z tego powodu, że prawdopodobieństwo wystąpienia takiej zmowy jest żadne – z matematyczno-fizyczno-ekonomicznych przyczyn.
Spiskujemy cały czas, bo to część naszej natury, ale o tym, który plan zaraz nie zgaśnie, decydują proste zasady i mechanizmy. Uwzględnianie ich pozwala też na szybkie odróżnianie spisków mających jakieś szanse realizacji od tzw. urojonych teorii spiskowych.
Największą skuteczność mają spiski na poziomie magla, czyli te niewielkie. Ponieważ czas ich trwania tym będzie krótszy, im więcej osób się zaangażuje. Po przekroczeniu liczby kilkunastu spiskowców prawie zawsze pojawia się albo tchórzliwy zdrajca, albo szukający zarobku dziennikarz śledczy. Wsypa staje bardziej opłacalna niż kontynuacja spisku. Jeśli ten funkcjonuje dalej – co się przecież nierzadko zdarza – to tylko w wyniku dopływu ogromnych (rosnących wykładniczo) pieniędzy na kłamliwą propagandę i organizacyjne podtrzymanie struktury zmowy, na wynagradzanie członków i zwolenników. Przekształca się wtedy w politykę, pół jawną, najczęściej wchodzącą w zatargi z ogólnie pojmowanymi zasadami praworządności. W przypadku komunizmu, faszyzmu czy innych ideologii, źródłami finansowania są podatki, składki, synekury, daniny; dla monopoli i korporacji – zyski.
Z dobrze znanej, choć utopijnej przecież zasady, iż “prawda obroni się sama”, wynika inna, dotkliwie realna, uparcie się potwierdzająca, że podtrzymywanie kłamstw wymaga ogromnego wysiłku i kosztów. Kłamstwo ma kiepską ekonomię, lecz w czasach regresu tradycyjnej demokracji i gwałtownych zmian, gdy masy szczególnie skłonne są do fanatyzmu ideologicznego, skuteczność w osiąganiu celu jest walutą, a prawda czy sprawiedliwość – monetą marną. Przykładów multum, ale najłatwiej sięgnąć do przestrzeni publicznej po ostatnie opowieści o katastrofie smoleńskiej, teorie o zmianach klimatu i po kilka innych bieżących tematów; wywołać takie hasła, jak „podsłuchy” czy „praworządność”…
Im większe kłamstwo, tym trudniej ukryć, że to kłamstwo. Wiarę w te skryte, a mimo to wielkie spiski, porzuciłem razem z wiarą w działanie perpetuum mobile.
Nie dostrzegam żadnego artysty, który by dostawał skądś wsparcie na wypromowanie swojej pracy większe niż jakikolwiek, nawet podrzędny polityk, ponieważ artysta daje prawdopodobieństwo sukcesu tak nikłe, jak dla zdobycie złotego medalu na olimpiadzie w wyniku samego talentu tylko. Nie wygląda na to, aby naszych literatów ktoś aż tak cenił. Ale przyznaję rację tym, co twierdzą, iż rangi i wartości rynkowe innych literackich nagród zaczynają przerastać Nobla.
Ockham też ciachnąłby tutaj, by nie tworzyć bytów tam, gdzie są zbędne. A Oldze Tokarczuk na Nagrodę Nobla wystarczyło napisać po prostu, co sobie myśli. I to właśnie niektórych tak wkurza.
Henryk Jurewicz