Polska

Jedną nogą w starym, drugą w nowym ustroju 

Historia małego rodzinnego biznesu

Urodziliśmy się i dorastaliśmy w komunistycznej Polsce. Oboje pamiętamy kartki na żywność i zakręcone kolejki po papier toaletowy. To był zupełnie inny świat: bez smartfonów, internetu, z czarno-białą telewizją, a potem kolorowymi radzieckimi odbiornikami. Oboje z wypiekami na twarzy czekaliśmy na sobotnie wydanie radiowego notowania listy przebojów programu trzeciego i chodziliśmy do kina na amerykańskie filmy, które trafiały do nas z kilkuletnim opóźnieniem. Słuchaliśmy Radia Wolna Europa i chodziliśmy na przymusowe apele i pochody pierwszomajowe.

Studia zaczęliśmy u schyłku komunizmu, a skoczyliśmy już w Wolnej Polsce. 

Ja studiowałam technologię żywności i miałam pracować w państwowej przetwórni owocowo-warzywnej. Okazało się, że nierentowne zakłady były zamykane, przestarzała radziecka technologia produkcji pomału nie pasowała do nowych czasów i oczekiwań konsumentów spragnionych nowoczesnych produktów w kolorowych opakowaniach. Czułam, że nie pasuję do tego typu pracy, a na dodatek nie miałam wiedzy o nowoczesnej technologii spożywczej. 
W tamtym czasie w Polsce jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać prywatne firmy, które potrzebowały młodych ludzi po studiach, znających inne języki, niż język rosyjski, takich którzy potrafią zaprzyjaźnić się z komputerem. 
Rozpoczęłam pracę w dziale sprzedaży firmy, która sprowadzała z Niemiec na polski rynek urządzenia chłodnicze. W tej firmie, w nowoczesnym dziale IT pracował mój przyszły mąż, który skończył na Politechnice Poznańskiej nowy, przyszłościowy kierunek: informatyka.
Mąż razem z zespołem kilku młodych zapaleńców podjął się karkołomnego zadania, aby napisać program komputerowy dla geodetów, który miał docelowo zastąpić kreślone wtedy z mozołem na deskach kreślarskich mapy geodezyjne, ich wersją komputerową. To była dopiero rewolucja! System GEO-INFO dostał doceniony i nagrodzony Złotym Medalem na Międzynarodowych Targach Poznańskich 3-krotnie!

Praca w korporacji

Jako młoda dziewczyna marzyłam o zdobywaniu nowych doświadczeń w międzynarodowych firmach, które pojawiły się w Polsce i szukały takich pracowników jak ja.
Zaczęłam pracę w Coca-Coli, a przyjęto mnie dlatego, żebym zastąpiła papierowe kartoteki magazynowe ewidencją w komputerze. Oczywiście nie było wtedy żadnych skomplikowanych systemów magazynowych, tylko proste oprogramowanie biurowe. 
Dzięki pomocy mojego Jacka, po jakimś czasie miałam wszystko tak zautomatyzowane, że ustalanie stanów magazynowych Coca Coli, Fanty i Sprite było trywialnie proste i nie trzeba było używać korektora, a kartoteki były drukowane i wpinane do segregatorów. W Coca-Coli nauczyłam się jeździć firmową skodą Felicią i mogłam uczyć się języka angielskiego w ramach zajęć dla pracowników.
Potem pracowałam jeszcze w niemieckim paliwowym koncernie Aral. I to był czas, kiedy stwierdziłam, że nie chcę spędzać 10-12 godzin w pracy, tym bardziej, że byłam już mężatką.
Uświadomiłam sobie, że co prawda dużo zarabiam, ale praca to nie wszystko.
W tym czasie mąż również zasmakował pracy w korporacji. Postanowił z programującego informatyka zostać przedstawicielem handlowym w branży elektrycznej we francuskiej firmie Legrand. Bardzo miło wspomina ten czas: luksusowe jak na te czasy auto Renault Megane z klimatyzacją, szkolenia sprzedażowe, imprezy integracyjne, wycieczki. Potem firma zmieniła zarząd, wymagania były coraz większe, konkurencji coraz więcej. Plany, plany, plany, to się tylko liczyło. Kolejna praca, tym razem korporacja z branży IT i znowu schemat: dobre zarobki, ale za kilkanaście godzin pracy.

  • Przygotowania do pracy magisterskiej na Akademii Rolniczej w Poznaniu – badania nad otrzymywaniem zielonego barwnika do żywności z liści lucerny – 1992

Własna działalność

Kiedy pojawiły się dzieci, nie chciałam zostawiać ich samych na cały dzień z opiekunką. Postanowiłam nie wracać do pracy w korporacji. Przez kilka lat skupiałam się na ich wychowaniu oraz walce z alergiami. To doświadczenie zaowocowało zdobywaniem wiedzy w zakresie tzw. medycyny naturalnej, która jest moim konikiem do dzisiaj.
Potem założyłam własną działalność gospodarczą, bo chciałam pracować w domu. Moja działalność rękodzielnicza przetrwała dokładnie tyle, ile trwała ulga w opłatach na obowiązkowy w Polsce ZUS. 
To była bardzo dobra szkoła życia i biznesu. Okazało się, że praca dla kogoś to zupełnie coś innego, niż własna działalność.
Męża nie przeraziła na szczęście moja plajta i zdecydował się na pracę na swój rachunek. Od 7 lat prowadzimy małą rodzinną firmę z zakresu internetu, fotografii i multimediów. Doświadczenia i umiejętności nabyte przez nas w przeszłości bardzo się w tej pracy przydają. Bardzo cieszymy się, że nasi synowie, 13 i 15 letni, pomału angażują się i pomagają.
Młodszy ma zdolności informatyczne i wspiera tatę w różnych czynnościach, wyszukuje w internecie odpowiedzi na różne kwestie i wątpliwości, także po angielsku, co nas cieszy.
Pasją starszego jest fotografia, podobnie jak męża. To ich bardzo zbliża, zwłaszcza w tym trudnym wieku dojrzewania. Bartek robi bardzo fajne zdjęcia, uczy się ich obróbki w programach komputerowych.
Zajmujemy się tworzeniem stron internetowych, które w dzisiejszym świecie są wizytówką każdej firmy. To też się cały czas zmienia: strony internetowe są coraz ładniejsze, coraz bardziej funkcjonalne i rozbudowane. W zależności od ich przeznaczenia mogą być sklepem, mogą informować o naszym biznesie, edukować nas, wzbogacać w każdej dziedzinie naszego życia, albo po prostu bawić. Strona internetowa, to takie okno na świat.

Kolejna rzecz, którą się zajmujemy, to fotografia. Teraz przeważnie nie robi się już zdjęć aparatami analogowymi i nie wywołuje się ich. W tej chwili na jednej karcie pamięci mieści się kilkaset zdjęć. Mało tego, można je zgrać do komputera i ponownie użyć tej samej karty. To wprost niewiarygodne, ale prawdziwe. Na dodatek dzisiejsze oprogramowanie komputerowe umożliwia taką korektę zdjęć, która może Paniom wygładzić zmarszczki, panom wybielić zęby, a nawet odchudzić. Dzisiejsze aparaty i smartfony mają też możliwość kręcenia filmów, które możemy odpowiednio modyfikować.
I na koniec zostawiam Social Media, np. popularny Facebook. To niesamowite narzędzie, dzięki któremu mamy przyjaciół na całym świecie! Możemy się z nimi porozumiewać zupełnie za darmo za jego pomocą. Poza rolą towarzyską, Facebook jest także ultranowoczesnym narzędziem biznesowym. Udało nam się w naszej firmie w odpowiednim momencie zdobyć wiedzę na ten temat i teraz możemy pomagać naszym klientów, podpowiadając, jak wykorzystać media społecznościowe do poszerzania grona odbiorców, reklamy, a w końcu po prostu do sprzedaży swoich towarów i usług.

Nie wiemy co przyniosą nam kolejne lata, bo postęp techniczny jest nieubłagany. Mamy jednak nadzieję, że nasz a firma będzie nadal płynęła nurtem, tak jak do tej pory.

Grażyna Plewa
www.studiojp.pl