Eugeniusz Gołybard jest dziennikarzem, ekonomistą analitykiem, technikiem górniczym, konstruktorem maszyn przemysłowych, pisarzem, poetą, nauczycielem języka polskiego, tłumaczem.

– „W drodze do siebie” to tytuł Pańskiej ostatniej książki z fragmentami życiorysu…
– … która ukazała się w Kijowie w Wydawnictwie „Feniks” w roku 2022. Wcześniej, przez lata, pracowałem w kopalniach węgla kamiennego na Donbasie, w biurach projektowych, instytucjach naukowo – badawczych i w redakcjach gazet – m.in. w gazecie ukraińskiej „Weczirnij Kyjiw” i polskim piśmie na Ukrainie – „Dziennik Kijowski”, do którego nadal wysyłam korespondencje. W Radiu Ukraińskim prowadziłem dwujęzyczny kulturalno-oświatowy program autorski „Po sąsiedzku. Polski wektor”.

Uczyłem się i studiowałem w Kijowie, Moskwie, Lublinie, Krakowie, Warszawie. W szkole nauczałem dzieci języka polskiego, wykładałem technologię myślenia systemowego na uczelniach, w biurach projektowych i w przedsiębiorstwach. Znaczącą część mojej twórczości zajmuje temat Polski, stosunków polsko-ukraińskich i ukraińsko-polskich, staram się przyczynić ku zbliżeniu i pojednaniu obu Narodów i Państw.
– Jest Pan także Autorem wielu książek z obszaru analizy produkcji…
– … i producentów oraz teorii, praktyki myślenia twórczego, racjonalnej organizacji pracy i społeczeństwa, a także poezji, literatury faktu, duchowości i moralności.
– Wśród najbardziej popularnych Pana książek wspomnieć warto o „Będąc w Polsce, będąc na Ukrainie” i „Co jest grane w Polonii ukraińskiej?” …
– Odsyłam też do kilku innych publikacji książkowych, takich jak: „Zdrowie stwórz sam!” czy kilku po ukraińsku – np. „По – сусідськи. Польський вектор”, „Два крила людини: наука і релігія”, „Злочинна рука Росії в Україні” czy wreszcie do wspomnianej wcześniej książki dwujęzycznej „W drodze do siebie” oraz siedmiu pozycji wydawniczych polskich autorów, które przetłumaczyłem i wydałem dla czytelników ukraińskich.
– Aktualnie mieszka Pan w Domu Polonii w Pułtusku…
– … razem z żoną Ireną. W Polsce znaleźliśmy się w końcu lutego roku 2022, kiedy agresywna Rosja rzuciła się na Ukrainę na pełną skalę. Pewien czas przebywaliśmy we Wrocławiu, a potem skierowano nas do Łowina, małej wioski położonej w leśnym zakątku niedaleko czeskiej i niemieckiej granicy, gdzie byliśmy pod opieką bardzo miłych gospodarzy. Potem zaroszono nas do Pułtuska, do Domu Polonii, gdzie teraz mieszkamy.
– Z Ukrainy wyjechaliście Państwo 3 lata temu…
– … i cały czas jesteśmy w Polsce. Prawie każdego dnia myślimy, że gdyby tam były już dogodne dla nas warunki, to wrócilibyśmy do Kijowa. A na razie oddaliśmy nasze kijowskie mieszkanie w bezpłatne korzystanie uchodźcom z okupowanego przez Rosjan miasta Popasna (obwód Ługański). Są to ludzie w podeszłym już wieku – rodzice naszej znajomej. Nasze warunki mieszkaniowe tu w Pułtusku, w Domu Polonii, są bardzo dobre. Praktycznie czujemy się teraz jak w sanatorium. Mamy tu praktycznie wszystko zabezpieczone – opiekę lekarską z wyżywieniem i zakwaterowaniem.
– Nad czym obecnie Pan pracuje, ma Pan przecież sporo wolnego czasu?
– Czasu wolnego brakuje mi ciągle. Niezależnie od pogody cały czas spędzam przy komputerze, skupiając się na ciekawych tematach, które ciągle mnie kuszą. I jeżeli podsumować wszystko, co dotąd napisałem, to było tego naprawdę sporo.
– W swoich wcześniejszych publikacjach pisał Pan też o przyszłości, o wojnie…
– … starałem się zrozumieć, jak będzie. I o tym właśnie nadal piszę. I to mnie bardzo boli. W roku 2006 napisałem książkę pt. Własnych zasobów ropy i gazu wystarczy Ukrainie na 100 lat. Niestety, wtedy nasza czołówka, zamiast wykorzystania ojczystych zasobów we własnym resorcie, zarabiała na eksporcie z Rosji. Więc teraz bardzo mnie niepokoi perspektywa wykorzystania naszych kopalin w wersji Trumpa, który faktycznie gra na rękę Rosji. Już widzę, jak amerykańska korporacja, która będzie eksploatowała nasze złoża, może swoje akcję sprzedać Rosji. I ta będzie gospodarować na terenach Ukrainy: wydobywać dla siebie ropę, gaz, inne kopaliny, eksportować je i budować tu „ruski mir”.
Od dawna uważam, że zasadniczą przyczyną rozpoczęcia wojny, która zaczęła się w roku 2014 zajęciem Krymu oraz inwazją w roku 2022, była chęć zagarnięcia naszych bogactw – w tym surowców i metali rzadkich. Teraz to wszystko wyszło na jaw. Przez lata po odzyskaniu niepodległości prorosyjskie kierownictwo w Kijowie pracowało pod dyktando Moskwy. Dopiero Żeleński zaczął stanowczo zmieniać kurs Ukrainy w kierunku euroatlantyckim, co wywołało niezadowolenie Putina i przyspieszyło jego agresję…

– W marcu 2023 roku napisał Pan tekst o terminie trwania wojny rosyjsko – ukraińskiej…
– …wojny brutto i netto – czyli o maksymalnym terminie i możliwie najszybszym. I cały czas porównuję ten tekst z aktualnymi wydarzeniami. I na dziś niestety, nic nie wskazuje, na jej szybkie zakończenie w terminie netto. Nie widzę też możliwości jej zakończenia do roku 2029.
– Czy można przewidzieć dokładny termin zakończenia tej wojny?
– Nie brakuje chętnych, aby odpowiedzieć na to pytanie. Ale większość ekspertów unika dokładnego zaznaczenia terminów, wykorzystując raczej emocje zamiast argumentów. Zaproponowałem natomiast wahadło historyczne, które ma amplitudę 7 lat, a więc co 14 lat zmienia kierunek ruchu i charakter wydarzeń. Wahadło wskazuje m.in. na fakt, że wojny na terenie Europy – zaczynając od Wojny Krymskiej (1852–1853) i innych przez ponad półtora stulecia – toczyły się wtedy, kiedy wahadło znajdowało się w lewym ujemnym odchyleniu, a wszystkie te wojny prowokowała, bądź rozpoczynał, agresywna Rosja.

– W 2021 roku opublikował Pan artykuł o znaczącym zwiększeniu zasięgu agresji i okupacji Ukrainy przez Rosję na początku 2022 roku…
– … uprzedzałem o tym na trzy miesiące przed tą agresją w artykule „O czym uprzedza wahadło” w gazecie „Слово Просвіти”. W owej publikacji zaznaczyłem, że szczyty agresji Rosji powtarzają się periodycznie co 83 (84) lata. I tak np. zagarnąwszy ogromne tereny Chin na Północnym Wschodzie i zatwierdziwszy te zdobycze Rosji Traktatem Nerczyńskim (1689). Po następnych zaś 83 latach, to imperialne państwo dokonuje pierwszego rozbioru Polski, zabierając 44% terytorium kraju (1772), a po kolejnych 83 latach rozpala Krymską Wojnę (1853 – 1855). I wreszcie, po kolejnych 83(84) latach, przy wsparciu Hitlera, Rosja Stalina rozpoczęła II wojnę światową wdarciem się do Polski, okupując połowę terenu kraju (1939). Upłynęło jeszcze kolejne 83 lata i Rosja Putina wszczęła teraźniejszą Bandycką Wojnę (2022 r.), mając na celu likwidację niezależnego państwa ukraińskiego w centrum Europy. Ta wojna trwa nadal i końca jej nie widać.
– Można w niej zaobserwować pewne tendencje w zachowaniu rosyjskiego agresora…
– … i w dynamice reagowania świata na naszą wojnę. Można więc mniej ogólnikowo podejść do odpowiedzi na to pytanie. Po pierwsze, Rosja zaczynała wojnę powoli, bez pośpiechu, „pełznąc” do Krymu niby wąż, żeby nie spłoszyć pogrążone w wątpliwościach kierownictwo Ukrainy, w którym wówczas nie brakowało prorosyjskich zdrajców. Krym podbiły jakoby jakieś nieznane „zielone ludki”. Tak powiedział Putin. Rosjanie uznali to za możliwość dla stopniowego rozpalania wojny w formacie hybrydowym, włącznie z bestialskim zabójstwem setek żołnierzy ukraińskich w „uzgodnionym korytarzu humanitarnym” pod Iłowajskiem w sierpniu 2014.

Hybrydowo-leniwy rodzaj wojny, nawiązany przez Rosję w Ukrainie, trwał prawie do końca 2021 roku i był upodobniony do chronicznej choroby, z lokalnymi zaostrzeniami od czasu do czasu. Jednocześnie w środowisku ekspertów trwały jałowe debaty: czy Rosja pójdzie na Ukrainę na całego? A tymczasem Rosja stymulowała kolaborację, aktywizowała agenturę, wzmocniła antyukraińską propagandę na poziomie krajowym i międzynarodowym, przygotowując do natarcia 150-tysięczne wojsko.
Kierownictwo Rosji uważało, że osiem lat ciągnięcia hybrydowej gumy ma wystarczyć do przyzwyczajenia się Ukraińców i całego świata, do myśli o niezdolności Narodu Ukraińskiego do obrony własnej niezależności.
Ciągnięcie gumy czasu, plecenie pajęczych sieci podstępów i wyczekiwanie odpowiedniego momentu dla nagłej napaści – to tradycyjna polityka Moskwy. Więc i tym razem, na Kremlu nikt się nie spieszy, aby zakończyć tę wojnę.
Oni uważają, że 37 milionów Ukraińców przeciwko 140 milionom Rosjan, w dłuższej perspektywie, nie mają szans. Dlatego Rosjanie będą przedłużać czas wojny.
– A po drugie?
– Po drugie, wojna – to ulubione zajęcie Rosjan. Tak było zawsze i tak jest dzisiaj. O tym, że dzisiejsza wojna miała się zacząć 2014 roku, uprzedziłem siedem lat wcześniej. Opublikowałem wówczas wyraźne ostrzeżenie o zbliżającej się rosyjskiej agresji na Ukrainę i wskazałem datę jej rozpoczęcia – „bliżej roku 2015” – tzn. 2014.
Dla uzasadnienia prognozy posłużyłem się wahadłem historycznym oraz nakreśliłem odpowiedni schemat, który zostaje niezmienny. Jest bardzo prawdopodobne, że USA podpisze umowę z Ukrainą o eksploatacji naszych złóż minerałów rzadkich, a następnie przekaże je Rosji. Więc Rosja będzie miała na naszym terenie własne przedsiębiorstwa i wojsko, które będzie je bronić.
To droga do oddania terenów Ukrainy w sposób niby pokojowy. Rosja znana jest ze swego podstępnego charakteru. Tak więc nic nowego nie odbywa się teraz w porównaniu z tym co było za czasów Bohdana Chmielnickiego. Bo Ukraina jest ciągle niezdecydowana, nie wykorzystuje możliwości, które historia jej daje w swoim czasie. Ociąga się z podejmowaniem ważnych dla niej decyzji. Są tego dwie przyczyny.
Pierwsza to fakt, że Ukraińcy, mieszkając obok Rosjan i znajdując się nieustannie pod ich naciskiem, zostali nieco zinfiltrowani rosyjską mentalnością.
Rosja doprowadziła do śmierci głodowej prawie 8 milionów Ukraińców w latach 1932–1933. Ten wielki głód został zorganizowany przez komunistyczne władze ZSRR przeważnie na wschodnich i w centralnych terenach Ukrainy. I na te tereny przywieziono miliony Rosjan i wszędzie tam wprowadzano język rosyjski.
Wreszcie przyszedł Putin, „stanął w obronie” zrusyfikowanych Ukraińców i teraz chce, abyśmy oddali Rosji pieć obwodów Ukrainy.
– Był Pan przez lata również nauczycielem języka polskiego…
– Po ukończeniu w roku 1985 studiów na Wydziale Polskim Pierwszych Państwowych Kursów Języków Obcych w Kijowie, zacząłem doraźnie prowadzić lokalne koła języka polskiego – m.in. przy Domu Architekta w Kijowie, w szkole dla dzieci utalentowanych przy Funduszu „Talenty Ukrainy” czy w szkole średniej nr 153.
Opracowałem i wprowadziłem intensywną metodę nauki języka polskiego. Jej zasady i szkice opublikowane zostały w kwartalniku „Rota” (nr 21/22, w roku 1995).
W międzyczasie, w Instytucie Filologii Polskiej Akademii Pedagogicznej im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, ukończyłem trzystopniowe wakacyjne studium dla nauczycieli języka polskiego z zagranicy.
Następnie prowadziłem zajęcia fakultatywne i kółka języka polskiego w szkołach średnich nr 149 i 115 Kijowa oraz wykłady i kursy języka polskiego w grupach początkujących i zaangażowanych przy parafii św. Mikołaja w Kijowie, lokalne grupy w przedsiębiorstwach w latach 1998–2002 – np. w Instytucie Transformacji Społeczeństwa.
W latach 2003-2008 prowadziłem lekcje tematyczne w kijowskiej szkole nr 48 dla uczniów kl. kl. 10 – 11 (w języku polskim), w szkole w miasteczku Lutiż (w języku ukraińskim) i w szkole nr 1 w Białej Cerkwi.
W latach 2012-2019 prowadziłem kursy języka polskiego w kijowskiej Bibliotece im. Nowikowa-Pryboja. Kurs powstał z myślą zwiększenia ilości czytelników w nowo utworzonym dziale literatury polskiej w tej bibliotece na podstawie moich zbiorów.
– Można więc bez przesady nazwać Pana „człowiekiem orkiestrą” i pogratulować wyników w działaniach na rzecz zbliżenia narodów polskiego i ukraińskiego.
Rozmawiał Leszek Wątróbski