Australia i Polonia, Promujemy

Konsul RP w Sydney: „Kluczowe jest przypominanie rodzicom, by rozmawiali z dziećmi po polsku”

Piotr Rakowski przy konsulacie tworzy konsultacyjną radę młodzieżową, by przyciągnąć młodych do działalności polonijnej. To, jego zdaniem, jedno z dwóch największych wyzwań przed nim stojących. Drugie? Język polski. – To zasmucające, że spotkałem dzieci z polskich domów, które nie potrafiły powiedzieć „dziękuję” – mówi w rozmowie z „Expressem” Konsul Generalny RP w Sydney.

„Express”: Jest Pan konsulem od października 2024 roku, jakie są Pana pierwsze wrażenia po pięciu miesiącach w Sydney?

Piotr Rakowski: – Bardzo pozytywne, zwłaszcza jeśli chodzi o pogodę jestem zadowolony, ale tego się spodziewałem. Zawodowo, odwiedziłem największe miasta we wszystkich stanach, opróczTerytorium Północnego. To na razie niewiele, ale daje pierwszy obraz, jak wygląda życie Polaków w Australii. Podczas rozmów z Polonią zacząłem widzieć dwa największe wyzwania, z którymi, jako konsulowi, przyjdzie się tu zmierzyć.

Piotr Rakowski, Konsul Generalny RP w Sydney. Fot. WP

 Gdzie Pan widzi te wzywania?

 – Po pierwsze – jak przyciągnąć młodych do działalności Polonijnej. Obecne struktury ukształtowały się przez lata, pełniły w XX wieku kluczową rolę w integracji Polaków. W latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych kluby doskonale scalały środowisko. Teraz, jak słyszę, zainteresowanie działalnością klubów spada. Świat się zmienia i młodzi mają inne priorytety, sposoby na integrację, mówią szczerze, że im to nie odpowiada. Można się albo na to obrazić albopróbować szukać alternatywnych, uzupełniających się metod dotarcia do młodszego pokolenia. Zakładanie klubów i organizacji jest istotne tak samo jak nowe inicjatywy.

 Jakie Pan widzi te sposoby?

 – Przede wszystkim chcę więcej z nimi rozmawiać. Mam pomysł, o którym już mówiłem w trakcie jednej z transmisji na żywo na Facebooku, czyli powołanie rady młodych przy konsulacie. Wytypowaliśmy pierwszych przedstawicieli młodej Polonii z kilku stanów, będących świeżo po maturze lub studiach. Podczas wstępnych rozmów zaczęli przedstawiać swoje pomysły i są torzeczy, na które bym nie wpadł albo nie wiedziałbym, jak je zrealizować. Planujemy wykorzystać media społecznościowe, zorganizować wyjazdy integracyjne, pokazywać polską kulturęAustralijczykom w sposób, który do nich dotrze. Inicjatyw i pomysłów już pojawia się sporo i mamy nadzieję, że w najbliższym czasie ta konsultacyjna rada młodzieżowa, chyba jedyna taka wśród konsulatów na świecie, zacznie nabierać rozpędu.

 Młodzi – to jedno wyzwanie, jakie jest to drugie?

– Relatywnie spadająca znajomość języka polskiego. To problem dotykający wiele społeczności migracyjnych i nie jesteśmy w tym odosobnieni. Przyglądając się statystykom matur, widzimy, że 10, 15 lat temu maturę po polsku zdawało kilkadziesiąt osób w całym kraju. Dzisiaj jest to niecałe 30 osób. Język jest podstawowym nośnikiem tożsamości narodowej. Mamy w nim zapisane pewne kody kulturowe identyfikujące nas. Są badania mówiące, że co pokolenie 20 procent grupy mniejszościowej w danym kraju traci umiejętność posługiwania się swoim językiem.

 Uważa Pan, że jest szansa na zmianę tej statystyki?

– Cały czas zastanawiamy się, jak przede wszystkim zachęcić rodziców do tego, by porozumiewali się z dziećmi po polsku. Jest takie przeświadczenie, że nauka polskiego jest trudna. Pełna zgoda, rzeczywiście tak jest, jeśli się nie jest nauczycielem. Dlatego trzeba zmienić podejście – tu nie chodzi o naukę z podręcznika, tylko o rozmawianie po polsku. Językoznawcy są zgodni, że do około 6 roku życia dziecko ma świetną zdolność do nabywania tzw. języka natywnego i nie musi mieć do tego książek. Taki czterolatek uczy się języka przebywając w jego środowisku, a jego mózg doskonale radzi sobie z przyswajaniem i angielskiego i, w naszym przypadku, polskiego.

 Sam na co dzień spotykam wiele przykładów dzieci z rodzin dyplomatycznych, które porozumiewają się w dwóch językach. Dlatego wydaje mi się, że najważniejsze będzie przypominanie Polakom, że nie muszą swoich dzieci polskiego uczyć, kluczowe jest rozmawianie z nimi. To zasmucające, że spotkałem dzieci z polskich domów, które nie potrafiły powiedzieć „dziękuję”.

 Jak może wyglądać zachęcenie Polonii do dbania o język?

 – Wydaje mi się, że jako Polacy, często tego rodzaju kampanie skupiamy na takim dość wysoko zawieszonym patriotyzmie. Mówimy o naszej historii, miłości do kraju i tak dalej. Nie neguję tego, ale uważam, że w tych czasach należy to uzupełnić.

 Patriotyzm nadal często kojarzy się z pompatycznością, husarią i tak dalej, chodzi o odczarowanie tego?

 – To już byśmy musieli przejść do rozmowy o tym, kim jest patriota, jaki jest współczesny patriotyzm i jakie są sposoby wyrażania go. Ja uważam, że nie ma jednego patriotyzmu. Jest ten tradycyjny, związany z historią, wojnami, husarią, o której Pan powiedział, ale myślę, że jest też miejsce na inny sposób okazywania przywiązania do Polski. Żaden nie jest lepszy ani gorszy.

 Tak samo jest z językiem. Warto go znać nie tylko dlatego, żeby poznać mowę przodków, historię, ale też dlatego, że wielojęzyczność jest po prostu praktyczna. Znajomość dwóch języków powoduje, że mamy większe kompetencje. Po drugie, nigdy nie wiadomo, kiedy te umiejętności nam się przydadzą. Świat się zmienia bardzo szybko, nie do końca dzisiaj wiadomo, co będziejutro. Jestem zwolennikiem tezy, że postępujące zmiany klimatyczne mogą spowodować – czego oczywiście nie życzę – że np. ta piękna Australia niedługo może być miejscem bardzo trudnym do życia. Być może północna Europa będzie wtedy celem migracji.

 Kolejna sprawa – Polska aplikuje do grupy G20. Dościgamy największe gospodarki świata, jednocześnie mamy starzejące się społeczeństwo i jednym z punktów polskiej polityki migracyjnej jest zachęcanie młodych do powrotu do Polski. Do tego dochodzi fakt, że nauka języków zmniejsza ryzyko Alzheimera. Jak widać, wymieniać korzyści można długo.

 Wcześniej był Pan konsulem w Dublinie – tamta Polonia na pewno ma swoją specyfikę, coś, co ją wyróżnia, tak samo jak ta australijska. Co Pan widzi charakterystycznego tutaj?

Inna jest Polonia w Irlandii czy Belgii, biorąc pod uwagę czas migracji i odległość od Polski i inna jest np. w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze inna Polonia jest w Australii, która ma na pewno swoją specyfikę związaną z falami migracyjnymi. Najpierw była fala powojenna, składająca się głównie z żołnierzy i ich rodzin, następnie Polacy, którzy przyjechali tutaj w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, działających w opozycji demokratycznej. Teraz mamy do czynienia nie tyle z falą co z procesem pojawiania się różnych specjalistów, którzy przyjeżdżają i wyjeżdżają.

 W Irlandii Polonia była dużo młodsza. W Dublinie miałem do czynienia z osobami w wieku 20, 30 lat, które opuściły Polskę po 2004 roku, natomiast tutaj pojawiają się jeszcze kombatanci, ludzie pamiętający stan wojenny. Są to wciąż żywe wspomnienia, dużo rozmawiam z tutejszą Polonią o ich wyjeździe z kraju w trakcie PRL i układaniu życia w Australii od nowa. Kolejna rzecz to ogromne odległości. W Irlandii dojazd na drugi koniec państwa zajmował 4 godziny. Tutaj współpraca często musi odbywać się online przez odległość od siebie skupisk Polonii. Stąd mój zamiar, żeby zwiększać aktywność konsula w internecie.

 Wspomniał Pan o Polakach przyjeżdżających tutaj na krótszy pobyt – są to specjaliści, ale też np. studenci czy młodzi na wizie working holiday. Dla nich dostanie się do Australii nadal nie jest najłatwiejszym zadaniem, co zresztą nie dotyczy jedynie Polaków. W przyszłości może to się zmienić?

 – Nie prowadzimy pogłębionych analiz, jak będzie wyglądała polityka wizowa Australii. Nie jest naszą rolą zachęcanie Polaków do emigracji do Australii. W naszym interesie jest zachęcenie młodych i dobrze wykształconych ludzi do powrotu do Polski. Oczywiście dobrze, żeby zdobywać doświadczenie na całym świecie, natomiast chcielibyśmy młodzież zatrzymywać w kraju. Natomiast z tego, co słyszę w rozmowach z innymi dyplomatami, raczej nie widać na horyzoncie poluzowania polityki migracyjnej Australii. Moim zdaniem obecny stan rzeczy będzie utrzymany. Nie sądzę, żeby nagle ten przydział wiz dla Polaków nagle diametralnie się zwiększył.

 Powiedzieliśmy o wyzwaniach dla Pana jako dla konsula, a z czym mierzy się na co dzień Polonia? Np. w Stanach Zjednoczonych ostatnio zrobiło się nerwowo w związku z polityką migracyjną. Czy widzi Pan już problemy australijskiej Polonii, których rozwiązanie jest priorytetem?

– Widzę dwie podstawowe dolegliwości, z którymi boryka się Polonia. Po pierwsze – są to dyżury paszportowe. Jest duża presja, żebyśmy robili ich jak najwięcej, przyjeżdżali, wyrabiali paszporty.Mając świadomość odległości tutaj, staramy się zapewniać wystarczającą liczbę dyżurów, jednak pamiętajmy, że w konsulacie jest nas 12 osób, łącznie ze mną. Mamy ograniczony budżet i innezadania. Nie jesteśmy prywatną firmą i nie możemy z dnia na dzień zatrudnić więcej osób. W ostatnim czasie prowadzimy więcej dyżurów w związku z nadchodzącymi wyborami prezydenckimi, żeby każdy, kto chce zagłosować, miał taką możliwość. Pracujemy także nad efektywnością systemu zapisów na dyżury paszportowe, by preferowane były osoby starsze czy większe rodziny, dla których organizacja wyjazdu jest trudniejsza i kosztowniejsza niż dla kogoś,kto jest sam.

 Czyli kwestia paszportowa i co dalej?

– Kluczowe są kwestie prawne, w szczególności związane z potwierdzeniem lub uzyskaniem polskiego obywatelstwa. Są to żmudne procesy. Interesariusze konsulatu mówią, że jest toskomplikowane, a liczba dokumentów, które muszą złożyć, jest przytłaczające. Często pojawia się bariera językowa… Wszystko to zajmuje czas, w końcu trafia to do kraju i to też trwa. Dlatego ludzie się denerwują, że to tyle zajmuje. My nie jesteśmy w stanie tego przyspieszyć i ułatwić procedur, zmniejszyć wymogów.

 Kolejna sprawa to wsparcie finansowe na projekty polonijne. Różne organizacje mają prawo narzekać na finansowanie. Tu też jesteśmy ograniczeni. Bardzo bym chciał, żeby to wszystko się rozwijało. Chciałbym intensyfikować współpracę z polskimi przedsiębiorcami, włączyć większe firmy w wspieranie różnych inicjatyw polonijnych.

 Jak przebiegają przygotowania do wyborów prezydenckich?

– Zaplanowaliśmy dyżury paszportowe w taki sposób, żeby osoby zainteresowane głosowaniem mogły do wyborów otrzymać paszport biometryczny albo tymczasowy. Na początku maja mamy ostatni dyżur w Perth, żeby przed 18 maja każdy zdążył. Teraz czekamy na rozporządzenie Ministra Spraw Zagranicznych o decyzji, gdzie będą obwodowe komisje wyborcze – wtedy będzie możliwośćzarejestrowania się do spisu wyborców, będziemy kompletować składy komisji. W zeszłym roku w wyborach parlamentarnych w Australii zagłosowało nieco ponad 4 tysięcy osób.

 Na koniec – czy widzi Pan możliwość promocji Polski wśród Australijczyków?

– W dużym uproszczeniu, to zadanie głównie ambasady, my zajmujemy się przede wszystkim Polonią. Natomiast nie uchylamy się od tego i staramy się na tyle, ile możemy wspierać takieinicjatywy jak festiwal filmowy, odbywający się co roku w Sydney i Perth. Nie ukrywam, że bardzo bym chciał poznać więcej polonijnych artystów, którzy są w stanie zaprezentować Australijczykom ciekawą, polską kulturę. Chcielibyśmy też pokazywać polski sport tutaj. Kultura i sport co do zasady mają łączyć, więc chcielibyśmy to wykorzystać.

Rozmawiał Wojciech Pierzchalski