Mało brakowało, a mielibyśmy za sobą najsmutniejszy tydzień w polskim futbolu od lat. UEFA utrzymała decyzję o zamknięciu stadionu Legii zamknięty na mecz z Realem Madryt, obrońcą trofeum Ligi Mistrzów na kulminację obchodów 100-lecia klubu, trwa przykry konflikt między jego właścicielami, którzy odnieśli najbardziej spektakularny sukces w polskiej piłce klubowej. Tylko brakowało, że skompromitowała się jeszcze reprezentacja Polski.
Było o włos! Uratował nas Robert Lewandowski, strzelając zwycięskiego gola w ostatnich sekundach meczu z Armenią. Piłkarze zwykle marzą o takich golach, dzięki nim przechodzi się do legendy. Ależ byłaby to piękna i niezapomniana historia, gdyby wydarzyła się w meczu z równorzędnym lub silniejszym rywalem! Dwóch piłkarzy, Lewy i Kuba Błaszczykowski, których łączy „szorstka przyjaźń” poza boiskiem, ale jeden cel na nim, daje wygraną w ostatniej akcji meczu. Wspominalibyśmy ją z nostalgią jak bramkę w Glasgow ze Szkocją, bez której awansować na Euro 2016 byłby o wiele trudniej.
Niestety tę będziemy wspominać z lekkim wstydem. I zamiast skupiać się na wyczynie kapitana kadry, który właśnie przegonił Ernesta Pohla na liście najskuteczniejszych reprezentacyjnych strzelców, zastanawiamy się dlaczego dopiero w ostatniej akcji wtłoczyliśmy gola najgorszej drużynie naszej grupy? Grającej przez większość meczu w dziesiątkę. Pozwalając jej wcześniej zdobyć pierwszego gola w eliminacjach. I to u siebie, w miejscu uświęconym historycznym zwycięstwem z Niemcami i awansem do mistrzostw Europy.
Że mechanizm Nawałki zgrzyta, widzieliśmy w drugiej połowie z Kazachstanem, Danią i przez całego spotkanie z Armenią. Po wczorajszym artykule Łukasz Olkowicza i Tomasza Włodarczyka „Przeglądzie” wiemy więcej skąd wziął się piach w trybach. Rozprężenie i nadmierny luz u niektórych kadrowiczów, tam gdzie była koncentracja i skupienie. Pycha i pewność siebie tam gdzie była pokora. Przekonanie, że i tak damy radę i nasycenie to co kadra już osiągnęła tam gdzie był głód sukcesu i determinacja, wreszcie podejście, że „wszystko wolno” nie tylko po meczu, ale i przed meczem.
I wszystkie tego konsekwencje: zgrupowanie przed meczami o punkty wyglądające jak to rodzinne w Juracie przed Euro 2016. Huczne świętowanie po meczu z Danią, a później „oddychanie rękawami” i problemy z kondycją w meczu z Armenią. Niestety także u tych, którzy nie zdążyli się zmęczyć z Duńczykami. Fatalnie byłoby gdyby tę reprezentację, którą już tak bardzo polubiliśmy miała rozsadzić jakaś nowa „grupa bankietowa”. I zniweczyć misję: Rosja 2018.
Dalsza część na blogu Michała Pola
źródło: michalpol.blog.pl
O autorze:
Michal Pol – Strzeliłem kiedyś gola van der Sarowi z podania Zidane’a. Rzutów wolnych uczył mnie sam del Piero. Niestety trafiałem tylko w mur. Mimo to piszę i gadam o futbolu, choć nie tylko – byłem na pięciu igrzyskach olimpijskich, Dakarze, wiele lat jeździłem za Małyszem. Przez 19 lat w pracowałem w „Gazecie Wyborczej” i Sport.pl, dziś jestem dyrektorem kontentu sportowego w Ringier Axel Springer Polska i redaktorem naczelnym przegladsportowy.pl. Mam dysleksję, więc nie wytykajcie mi błędów. Są przecież piłkarze, którzy nie potrafią strzelać karnych…