Zachęcony tiktokowym trendem „Zrób se dziecko” postanowiłem załatwić sobie najnowszy model takowego. Teraz, po trzech miesiącach testowania, muszę niestety wyznać, że produkt zawiódł moje oczekiwania i pozostał daleko w tyle za obiecywanymi zaletami i udogodnieniami.
Powiem wprost – powoli nabieram przekonania, iż uległem kłamliwej reklamie. Dziecko pomimo wielu próśb nie chce podać mi na starość wody i jest praktycznie bezużyteczne w pracach przydomowych. Jego zdolności motoryczne są na tak żenująco niskim poziomie, że ma problemy nawet z obsługą zwykłej frezarki lub kosiarki spalinowej.
Jeszcze gorzej jest w sferze intelektualnej. Niemowlak na przykład bardzo słabo orientuje się w siedemnastowiecznym malarstwie flamandzkim – rozumiem, że w wieku kilkunastu tygodni są jeszcze pewne bariery komunikacyjne, no ale heloł, mamy dwudziesty pierwszy wiek i internety, każdy może się dokształcić. Tymczasem dzieciak zabrany na wystawę zrobił z siebie pośmiewisko, notorycznie myląc dzieła Rubensa i van Dycka.
Niewiele lepiej idzie z historią i geografią. Pomimo zaawansowanego wieku trzech miesięcy dziecko nie potrafi wymienić ani jednej światowej stolicy. Zapytane o przyczyny i następstwa Pierwszego kryzysu w Cieśninie Tajwańskiej w latach 1954-1955 niemowlę wydało zaledwie kilka niespójnych dźwięków. O naukach ścisłych nawet nie wspomnę, chociaż trzeba przyznać, że kilka dni temu przeprowadziło piękną demonstrację trzeciej zasady dynamiki Newtona, kiedy jednocześnie beknęło i wypełniło pieluszkę.
Podsumowując, w naszym redakcyjnym teście przyznaję niemowlakowi dwie gwiazdki z pięciu. Produkt jest uroczy, ale drogi w eksploatacji, nieszczelny (regularnie przecieka w kilku miejscach), a jego głośność znacząco przekracza dopuszczalne normy. Jeszcze gorzej wyszły badania emisyjne, które wykazały wysokie stężenia metanu i siarkowodorów.
Mam nadzieję, że niniejsza recenzja produktu da produktowi do myślenia i skłoni go do intensywnej pracy nad sobą. W sumie ta nadzieja to jedyne, co mi pozostało, gdyż ku mojemu zaskoczeniu i oburzeniu producent (żona) odmówił uznania jakichkolwiek reklamacji, wskazując na wady dostarczonego materiału genetycznego.
Czekam obecnie na wypowiedź rzecznika praw konsumenta w tej sprawie, w międzyczasie stosując się do maksymy mojej własnej rodzicielki: „Dzieci są jak mrówki faraona. Nie da się pozbyć, więc trzeba pokochać”.
Darek Jedzok