Co pisarze i ich bohaterowie polecają do picia na sylwestrowej imprezie
„Ta książka jest ordynarna, porąbana, ma zbyt długi prolog i opowiada o miłości, jakby ktoś nie zauważył. A także o pijaństwie, bo pijaństwo i miłość to bardzo wdzięczne tematy na książkę”. Tak powieść „Pokalanie” rozpoczął Piotr Czerwiński. Autor tej dosyć niedocenionej pozycji sprzed dekady wyjawił banalną prawdę: amory i alkohol to dobry temat. Na film, na książkę, na artykuł. Ten będzie o miłości do drinków – o trunkach, które znamy, kochamy, a także o tych, których smak wciąż jest nam obcy. To opowieść jak znalazł dla planujących domowego sylwestra.
Co polać?
Jednym z najpopularniejszych drinków świata jest Vesper Martini pijany przez Jamesa Bonda. Ian Fleming podał dokładny przepis w powieści „Casino Royale” (1953): trzy części ginu, jedna część wódki, pół części likieru Lillet – rozmiar drinka wedle potrzeb, ale według standardowych miar będą to proporcje 60, 20 i 10 ml.
Dziś trudno przyrządzić Vesper Martini w oryginalnej postaci znanej z książki (i przede wszystkim z jej ekranizacji), ponieważ gin był w latach 50. XX w. mocniejszy, a producent likieru w międzyczasie zmienił recepturę. Naszą wariacją na temat tego drinka możemy się pochwalić podczas oficjalnego przyjęcia, standing party, do eleganckiej kolacji. Raczej nie będzie pasował do szaleńczej domówki podsypanej brokatem czy posiadówki w kapciach.
Kiedy wybieramy opcję imprezową „plaża zimą”, czyli hawajskie koszulki, krótkie spodenki, letnie sukienki, cytrusów pełen stół, to godnym patronem będzie Ernest Hemingway. Bo pił na potęgę, rozmaitymi alkoholami częstował siebie i bohaterów swoich dzieł, ale ikonicznym drinkiem Hemingwaya był Daiquiri. Miejska legenda mówi, że najlepsze Daiquiri podają w Hawanie, w La Floridita, w której godzinami przesiadywał pisarz. Podstawowy przepis wygląda następująco: 45 ml białego rumu (100 ml w wersji Papa Doble), 5 ml syropu cukrowego, do tego 20 ml soku z limonki i oczywiście lód.
Raymond Chandler, amerykański autor powieści kryminalnych, kojarzy się przede wszystkim z whisky, ale do historii barowej przeszedł koktajl Gimlet, tak chętnie popijany przez Philipa Marlowe’a, bohatera prozy Chandlera. Prawdziwy Gimlet to gin pół na pół z sokiem cytrynowym Rose’a i nic więcej. Popularniejsze, niekoniecznie kanoniczne literacko wersje to Gimlet składający się z 60 ml ginu, 10 ml soku z limonki oraz 10 ml
syropu cukrowego. Gin – w zależności od temperamentu – można zastąpić wódką. Ten trunek będzie pasował zarówno do imprezy w stylu „nocne Polaków rozmowy”, jak i do dansingu w czterech ścianach.
Jeżeli planujemy naprawdę ostrą imprezę, w grę wchodzi dyskotekowa kula, lasery, a nawet remont mieszkania, to można skorzystać ze wskazówek Douglasa Adamsa. W kultowej powieści „Autostopem przez Galaktykę” znajdziemy instrukcję, jak przyrządzić mocnego, bezkreśnie oszałamiającego drinka o dźwięcznej nazwie Pangalaktyczny Gardłogrzmot. Należy „do dżankskiego sznapca dodać jedną część wody z Santraginusa Pięć, w mieszance tej rozpuścić trzy kostki arkturańskiego, zmrożonego megaginu, rozpuścić 4 litry falliańskiego gazu bagiennego, po odwróconej srebrnej łyżeczce dodać kroplami jedną część kwalaktyńskiego ekstraktu hipermiętowego, wrzucić do środka ząb algoliańskiego tygrysa słonecznego”. Ponieważ nie wszystkie składniki są równie łatwo dostępne, można się pokusić o prostsze rozwiązanie: gin z tonikiem dekorowany cytryną. To najpopularniejszy napitek bohaterów „Autostopem przez Galaktykę”. Z pewnością będzie pasował do dyskotekowego klimatu, rozgrzeje ciało i wyostrzy zmysły.
Miłośnicy prozy Kurta Vonneguta mogą spróbować Końca Świata Rozkoszy (End of the World Delight) znanego z jego najważniejszej książki, „Kociej kołyski”. Powieściowy barman wymyśla ten napój w dniu zrzucenia bomby na Hiroszimę i podaje go ze słowami: „Nigdy nie mów, że nigdy nic dla ciebie nie zrobiłem”. Przepis: 30 ml wódki (w powieści pojawia się Absolut), 20 ml likieru wiśniowego, 20 ml świeżego soku ananasowego, 7 ml miętowego sznapsa, na koniec 30 ml bitej śmietany (35%). Dodać lodu i wstrząsnąć. Dla kogo taka fantazja? Może to być idealne rozwiązanie dla tych, którym sylwester i Nowy Rok kojarzy się z przemijaniem i utraconymi szansami. Idealna pozycja na czas zadumy.
Dla odważnych i zdesperowanych
Na koniec coś dla prawdziwych koneserów. Jako że Wieniedikt Jerofiejew, autor kultowej alkoholicznej epopei „Moskwa-Pietuszki”, pisał wprost, że historia literatury to w zasadzie historia picia, również jego propozycje muszą tu się znaleźć. W poemacie Jerofiejew umieścił też przepisy na drinki, które może brzmią epicko, ale raczej nie powinno się ich podawać podczas sylwestrowej czy karnawałowej imprezy. Suczy Bebech, zawierający poza piwem żygulowskim szampon, płyn hamulcowy i klej, czy Balsam Kanaański, składający się z ciemnego piwa, oczyszczonej politury i denaturatu, to może i „muzyka sfer niebieskich”, jak chciał autor, ale tylko dla miłośników mocnych wrażeń.
Jeżeli ktoś sylwestra zamierza spędzić razem z telewizyjną Jedynką, wsłuchując się w rzewne zawodzenia Zenka Martyniuka, czerstwe dowcipy Jana Pietrzaka i wazeliniarskie przemówienia Jacka Kurskiego, to polecam klasyczny drink: wódka w szklance. Szybkie i ekonomiczne rozwiązanie, bo przecież tego kuriozum nie da się oglądać na trzeźwo.
Postscriptum, czyli kac
Wielka literatura nie byłaby wielka, gdyby nie dawała odpowiedzi na pytania fundamentalne, a wybitni pisarze nie byliby wybitni, gdyby obok przepisów na bajeczne drinki nie proponowali sposobów na kaca. O tym, jak walczyć z syndromem dnia następnego, z literackim zacięciem pisali András Cserna-Szabó i Benedek Darida w „Wielkiej księdze kaca”.
Z kacem można walczyć psychologicznie, metafizycznie wręcz. Tak jak to robił mistrz Hrabal. „Razem z Hrabalem w naukowej kacenjamerologii powstaje kierunek, który zamiast kłaść nacisk na ciemne strony kaca, za cel stawia sobie wydobycie na wierzch jego słonecznej natury (jest to tzw. teoria hrabalowska lub teoria magicznego kaca)”, piszą Cserna-Szabó i Darida. Ta ideologiczna wizja brała się z codziennego nawyku pisarza – Hrabal zaczynał od czarnej kawy i mocnego papierosa.
Wspominany Hemingway kaca zapijał, podobnie robili Francis Scott Fitzgerald i Truman Capote. Czołowy pijak literatury Charles Bukowski wybierał rozwiązania znane zwykłym śmiertelnikom: klasyczną kombinację soku pomidorowego z piwem w letniej temperaturze, względnie prostą kurację wodą sodową.
Autorzy „Wielkiej księgi kaca” nie pozostawiają jednak złudzeń – skuteczny sposób na kaca jest jeden: „Co tu dużo mówić, po prostu trzeba przeczekać. Tylko czas wyleczy tę ranę!”. „Możemy powiedzieć tylko tyle, że kac jest potrzebny. Po to, aby świat kręcił się dalej. Żeby medal miał dwie strony. Żebyśmy nie zapomnieli, że jeśli długo wódka ciekła, trzeba potem zejść do piekła”, konkludują. Kac jest przecież niezaprzeczalnie związany z piciem, im jesteśmy starsi, tym mocniej i boleśniej tego doświadczamy. Jak pisał Jerofiejew: „Jeśli wieczorem miał pan idealne porywy, to na kacu będzie pana rwało do antyideału. A jeśli nawet ideał pozostanie, to wywoła antyporyw”. Innego końca roku nie będzie.
Rafał Pikuła
Artykuł ukazał się wcześniej w Tygodniku Przegląd, publikujemy za zgodą Fundacji Oratio Recta