Nie trzeba być Heraklitem z Efezu, by dostrzec, że życie to nieustanna zmiana. Czasem jest to metamorfoza zaplanowana z terminarzem w ręku, innym razem – nagły zwrot akcji wymuszony przez nieoczekiwane okoliczności. Życie zaskakuje, czy tego chcemy, czy nie, a my nigdy nie wchodzimy do tej samej rzeki. Nieważne, czy marzymy o zanurzeniu się w tropikalnym dopływie Amazonki, czy chłodzimy stopy w górskim Białym Potoku, którego nurt nawet latem zaskakuje lodowatą temperaturą. Osobiście wybieram ten drugi – wartki strumień otoczony smrekami, które pamiętają moje dzieciństwo.

Wakacyjne poranki, gdy biegałam boso po soczyście zielonej trawie, zrywając kwiaty do ślubnego bukieciku dla mojej lalki „Barbie”. Beztroskie dni, gdy mogłam spacerować z Dziadziem nad tamę w Kuźnicach, trzymając go za rękę i wsłuchując się w opowieści, które brzmiały niczym bajki. Kiedy „łapaliśmy” kijanki w pobliskim bajorku, zanurzając dłonie w chłodnej wodzie i śmiejąc się z każdej uciekinierki, której udało się wymknąć.
Pamiętam wędrówki z Babcią i Mamą pod Nosal, gdy wieczorne słońce złociło tatrzańskie szczyty, a my milkłyśmy w zachwycie, chłonąc ten niezwykły spektakl natury. Potem przyszły kolejne etapy – wspólne wyprawy z narzeczonym, wypełnione radością i młodzieńczym entuzjazmem. Po latach te same ścieżki stały się trasami rodzinnych spacerów, gdy stałam się Żoną i Matką, a tatrzańska przyroda towarzyszyła mi w kolejnych rozdziałach życia.

Dziś rozumiem bardziej niż kiedykolwiek, że „żaden dzień się nie powtórzy”. Nie da się dwa razy przeżyć tych samych chwil, ale można do nich wracać – w pamięci, w sercu, w miejscach, które kiedyś były świadkami naszych marzeń i radości.
Astoria: Willa Literatów w cieniu Tatr
Bez specjalnego ekwipunku po drodze do tatrzańskich szlaków odkryć można w Zakopanem urokliwą ulicę: Drogę do Białego. Od zakopiańskiego placu Niepodległości wystarczy pójść w górę ulicą Grunwaldzką, obok miejskiego parku. Tu po prawej stronie, naprzeciw efektownego niczym waszyngtoński „Biały Dom” – hotelu „Belvedere” – do dziś w jednym z niepozornych budynków mieści się Dom Pracy Twórczej „Astoria”. Tu można wynająć pokój u podnóża Tatr.

Wybudowany według projektu Leona Kopkowicza pensjonat w latach pięćdziesiątych stał się Willą Literatów imienia Stefana Żeromskiego. Po natchnienie przyjeżdżali tu literaci „wielkiego kalibru”: Magdalena Kossakówna zwana „pierwszą damą polskiej satyry”, pisząca pod pseudonimem Magdalena Samozwaniec, Czesław Miłosz, Stefania Grodzieńska, Edmund Niziurski, Sławomir Mrożek, Marek Hłasko, Julian Przyboś, Jan Sztaudynger. To tu kultowe „Solaris” pisał Stanisław Lem, tu także tworzył i wypoczywał Adam Hollanek – współzałożyciel słynnego miesięcznika „Fantastyka”, który tak wspominał atmosferę panującą w „Astorii”: „W zakopiańskiej «Astorii» nie było dnia bez błazenady… Jakby tradycja witkacowska tego podgórskiego, ciężkiego od dymu papierosów i gruźliczych wyziewów kurortu – ciągle żywa – zmuszała do śmiesznych czy kpiących poczynań. Zwłaszcza w czasie, który absolutnie szczerym wynurzeniom nie sprzyjał”.
Zakopane: między tradycją a współczesnością
W obecnych czasach, może mniej „gruźliczych”, gdzie dymek z tradycyjnego papierosa nasz XXI wiek zastępuje z powodzeniem zapach olejków e-papierosów, czyli „elektronicznych inhalatorów nikotyny”, a współczesny pisarz czy poeta zamiast notesu nie rusza się w podróż bez laptopa, notebooka i smartfona… nadal Zakopane cieszy się swoją popularnością jako źródło do czerpania weny. Choć moim zdaniem dzisiejsze Zakopane powinno bardziej zasłużyć sobie na miano kulturalnego kurortu. I znowu wkrada się filozofia: czy przyjeżdżają do Zakopanego ci sami goście i czy przyjeżdżają do tego samego… Zakopanego? Czy nic dwa razy się nie zdarza?
Nie każdy lubi poezję, czasem po prostu uziemia nas proza życia, ale to właśnie poezja – malowanie obrazów w naszych duszach – oddala nas od codzienności, uczy innego patrzenia, jest doskonałą ucieczką od rutyny.
Noblistka w Astorii: literacki piorun z jasnego nieba
Tu w „Astorii”, w 1996 roku poetka Wisława Szymborska, która często gościła pod Tatrami – przy ulicy Droga do Białego – dowiedziała się, że została laureatką Nagrody Nobla!

Brzmi abstrakcyjnie, ale ta wiadomość… samą autorkę sprowadziła prawie z hukiem z poetyckiego bujania w obłokach na twardy parter sztokholmskich posadzek – onieśmielająco prestiżowa nagroda. Pamiętam, jak znudzeni swym zawodem nauczyciele wypowiadali w szkole do nas zdanie: „Nobla i tak nie dostaniecie, nie wymyślicie prochu ani dynamitu”. A jednak proszę – nasza rodaczka ceniąca spokój, nie żadna celebrytka kreująca się na gwiazdę, musiała jak siłaczka na swych skromnych barkach udźwignąć takie… wyróżnienie!
Wisława Szymborska: między Krakowem a Tatrami
Wisława Szymborska była związana ze stolicą Tatr chcąc nie chcąc dzięki swojemu ojcu – Wincentemu Władysławowi Szymborskiemu, który był współtwórcą Rzeczypospolitej Zakopiańskiej, Muzeum Tatrzańskiego i TOPR-u. W 1923 roku Wincenty, aby uporządkować sprawy finansowe swego pracodawcy hrabiego Zamoyskiego w Kórniku w powiecie poznańskim, opuścił Zakopane. Wraz z żoną Anną Marią z domu Rottermund, państwo Szymborscy mieszkali w budynku folwarcznym. 2 lipca 1926 roku przyszła na świat ich druga córka Maria Wisława, nazywana przez rodzinę Ichną.
Używająca drugiego imienia Wisława całe życie związana była ze swoim ukochanym Krakowem, gdzie Szymborscy zamieszkali na stałe w 1929 roku. Niestety, jako namiętna palaczka (na wielu zdjęciach z charakterystyczną mgiełką nikotyny wokół siebie) aż do ostatniego oddechu – zmarła na nowotwór płuc 1 lutego 2012 roku podczas snu w swoim mieszkaniu w Krakowie przy ulicy Piastowskiej.

Długie lata prowadziła stałą rubrykę „Lektury nadobowiązkowe” w ogólnopolskim tygodniku literacko-społecznym „Życie literackie”. W 2011 roku odznaczona Orderem Orła Białego. Gdy Szymborska była wyróżniana, nagradzana, publicznie chwalona, zachęcana do wywiadów, opowiadania o sobie… zawsze na jej twarzy gościł tajemniczy uśmiech jak z obrazu Leonarda da Vinci. Jakby była zawstydzona, że „coś przeskrobała”, a nie zapisała niezwykłą polszczyzną pełną poczucia humoru i inteligencji na stałe karty poezji polskiej.
Stworzyła około 350 wierszy, przetłumaczonych na całym świecie na ponad 40 języków. Poetka co roku przyjeżdżała do Zakopanego, wielokrotnie gościła w „Halamie” – Domu Pracy Twórczej Stowarzyszenia Autorów: „ZAiKS”. Nie wiemy, gdzie się dokładnie w Zakopanem stołowała, ale jak to ona, ze swoim specyficznym poczuciem humoru, zauważyła kiedyś: „Lepszy piorun na Nosalu niż pulpety w tym lokalu”.
Poezja, która przetrwała: od słów do uniwersalnych prawd
Przełomowy okazał się rok 1996, kiedy to literatka musiała zmierzyć się z nie lada wiadomością, która prawie strzeliła w nią jak poetycki piorun w tatrzański szczyt. I choć pani Wisława jako poetka na pewno miała dar ogromnej wyobraźni, nie potrafiła pewnie wtedy skorzystać z tego daru, by sobie wyobrazić, że została laureatką nagrody, której fundatorem był wynalazca dynamitu. Można dowcipnie stwierdzić, że Nobla dostała nie tylko literackiego, ale i pokojowego… bo wiadomości ze Sztokholmu dotarły do niej właśnie w pokoju… w zakopiańskiej „Astorii”. Podobno pierwsza reakcja była bardzo spontaniczna, padły słowa: „O Boże, dlaczego właśnie ja…”, co w kontekście, że Szymborska nigdy nie deklarowała się jako osoba wierząca, może wtedy przewrotnie przywołała samego Stwórcę na ratunek w tym oszołamiającym zaskoczeniu.
Autorka oczywiście przyjęła nagrodę, na pewno „cierpiąc katusze”, że cały świat to na nią zwraca swe spojrzenie. Błyskają flesze aparatów, kamery „chwytają” półuśmiechy Szymborskiej, prasa i telewizja ustawiają się w kolejce, podsuwając swoje szeregi mikrofonów…
Nagrodę uzasadniła komisja sztokholmska w ten sposób: „poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi wyjść na światło we fragmentach ludzkiej rzeczywistości”. Stanisław Lem skwitował wszystko krótko: „Wiśce się ten Nobel po prostu należał”. A nasza rodaczka, nazywana przez szwedzką prasę „Gretą Garbo poezji”, opowiadała królowi Szwecji – Karolowi XVI Gustawowi – podczas bankietu kawał o Szkocie w pociągu: „– Współtowarzysz podróży zapytał Szkota, dokąd jedzie. – Jestem w podróży poślubnej – odparł Szkot. – A gdzie małżonka? – zapytał współtowarzysz. – Ożeniłem się z wdową, ona już była”.
Podobno poetka wypaliła z królem papierosa, ale na to, by taka fotografia ujrzała światło dzienne, nie zgodziły się władze szwedzkie „by nie gorszyć poddanych”. Król z poetką w chmurce z papierosów… Jak abstrakcyjna bajka o współczesnym Kopciuszku, który zamiast księcia i królestwa dostał literackiego Nobla.

Ale to wszystko w końcu się kończy. Zostają książki, tomiki poezji, materiały filmowe, fotografie, zapisy wywiadów, wspomnienia. Dla niektórych dalej poezja to tylko słowa, słowa, słowa. W przypadku „Wisi” jest inaczej, bo nie często się zdarza, by głowa Kościoła katolickiego cytowała współczesnych poetów. Papież Franciszek podczas podróży do Indonezji we wrześniu 2024 roku, w kontekście braterstwa międzyludzkiego mimo oczywistych różnic, zacytował właśnie Szymborską! „Pewna XX-wieczna poetka użyła bardzo pięknego wyrażenia, aby opisać tę postawę: napisała, że być braćmi to kochać się nawzajem, uznając, że różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody”.
Nic dwa razy: od wiersza do muzycznej legendy
To cytat z kultowego wiersza „Nic dwa razy” z 1957 roku z tomiku „Wołanie do Yeti”. Słowa Szymborskiej aż chce się wyśpiewać… I śpiewała to po raz pierwszy na festiwalu w Sopocie w 1965 roku Łucja Prus do muzyki jazzowej Jerzego Mundkowskiego. Na rockowo usłyszeliśmy z kolei Szymborską w latach 90. w interpretacji Kory Jackowskiej z zespołem „Maanam”. Przełomowe jednak okazało się nagranie z 2022 roku, kiedy to Zuzanna Irena Grabowska – znana wszystkim jako „Sanah” – święciła tryumfy swojego „Nic dwa razy” z albumu „Sanah śpiewa poezyje”.
Subiektywnie jako jej fanka zachwyciłam się nie tylko oryginalnym wykonaniem, ale i teledyskiem do piosenki, zrealizowanym na malowniczym Podlasiu. Stadko krów płynie przez rzekę Bug, a piosenkarka jak skromna poetka-pasterka, w szarobłękitnym płaszczyku, w chustce na głowie „pisze” kolejną interpretację muzyczną wiersza naszej noblistki. Ta pewnie znowu złapałaby się za głowę, zaskoczona, że jej słowa są na topie, a piosenka z jej wierszem ma na samym YouTube ponad 83 miliony wyświetleń. Dzięki temu młodzi chętniej czytają wiersze jako „lektury nadobowiązkowe”, po prostu dla przyjemności.
Astoria dziś: gdzie poezja spotyka góry
„Astoria” na swej internetowej stronie zachęca przyjezdnych: „Tutaj w ciągu kilku dni odpoczniesz, zregenerujesz się i znajdziesz pomysły warte Nagrody Nobla”. Brzmi zachęcająco, bo rzeczywiście Willa Literatów śmiało może się w ten sposób promować, przyciągając ludzi rozkochanych i w Tatrach, i w… poezji! A wszyscy nauczyciele, którzy gaszą dzieci i młodzież tym, że są niezdolnymi uczniami, którzy „Nobla nigdy nie dostaną”, niech pomyślą lepiej dwa razy…
Bo pewnie że filozoficznie nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, ale wielokrotnie można zakochać się w poezji, albo chociaż raz w życiu dowiedzieć się o prestiżowej nagrodzie wszędzie – na przykład w willi pod Tatrami, w pobliżu bystrego, zimnego Białego Potoku.
Konsuela Madejska-Turska