Nad wielką wodą
Marek Baterowicz
Ilustracje Elżbieta Madziar
ISBN 9780975151655
Vide Publishing, Sydney 2015
Cena $10 + przesyłka pocztowa $2.50
Zamówienia vide@bigpond.net.au
Marek Baterowicz (ur. w 1944 w Krakowie) jest autorem dwunastu zbiorów wierszy, wydanych w kraju i za granicą, czterech tytułów prozy oraz kilku antologii poezji krajów romańskich, latynoamerykańskich i Québec’u. Jego wiersze – „Rescued Grains” (1985) ukazały się w USA, a w roku 2010 duży wybór jego poezji opublikowano w Rzymie – „Canti del pianeta” (Roma, Edizioni Empiria).
W roku 1985 opuścił PRL (ale nie Polskę, gdzie przebywa duchem), a po dwóch latach pobytu w Hiszpanii, osiedlił się w Sydney.
Laureat włoskiej nagrody Circe Sabaudia (1985), Białego Pióra (2006) w Płocku, laurów polonijnych w Australii, a w roku 2012 otrzymał w Londynie nagrodę literacką Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą za całokształt twórczości.
Nowy tomik poezji Marka Baterowicza „Nad wielką wodą” obejmuje nie tylko wiersze nowe, ale i dawne, które z różnych powodów nie ukazały się w poprzednich zbiorach – choć były drukowane nieraz w pismach literackich. Znajdują się tu też wiersze z tomiku „Status quo”, wydanego w zeszłym roku w Toronto, a poświęcone głównie ofiarom smoleńskiej „katastrofy”.
„Nad wielką wodą” jest kolejną liryczną podróżą po kontynentach, snach, marzeniach, ale i zakamarkach naszej wspólnej duszy, chociaż filtrem jest tu ego poety, zagubione w planetarnej wędrówce emigranta. Są w tych wierszach również obrazy dalekiej ojczyzny, gdzie – jak pisał Słowacki – „zmartwychwstali nie mogą odwalić mogiły”, tak wielki jest ciężar ubiegłej epoki.
NAD WIELKĄ WODĄ
Nad Wielką Wodą
dopadną cię też małe nieszczęścia
i pod stopą zakołysze się ziemia
Na brzegu tej ziemi obiecanej
kwitną jackarandy
i szumi jutrzenka senna
Z jutrzenki wyjmuję promienie
jak kolce z rany
i dzień mnie nowy kołysze
Nad Wielką Wodą
słońce też mija się z księżycem,
a ja nie odnajdę ciebie
GDY SPŁONĄ OSTATNIE AMULETY
W szkatułkach i kopalniach starych,
gdy spłoną ostatnie amulety
i pękną dzwony i zegary,
bez żagli zjawią się okręty.
Kotwice wzburzą nasze morza,
przypływy dławić będą wydmy,
w spiralach wiatru rój ognioskrzydły
zapali chabry w niskich zbożach.
Znicze wypalą święty ogień
i pęknie źle strojona struna,
z popiołów otrzepując skronie
powoli wzejdzie świt. O kulach.
1972
NATIVITY
W blasku gwiazdy narodzony
pod strzechą Ojca
Jezus otwiera oczy
w słomianych jeszcze cierniach
swego Królestwa,
Wita monarchów i pasterzy
– gdy aniołowie
zlatując z wiatrem
już niosą Mu
całun męczeństwa.
Toowoon Bay, 25 grudnia 2009
x x x
Noc była tak jasna,
że księżyc gasł w blasku gwiazd
rozżarzonych do białości
w piecach galaktyk,
w dole ocean kołysał fale
wyższe od murów cytadeli,
a wiatr spadł z przełęczy
jak jastrząb stuskrzydły
szarpiąc żagle okrętu,
który w wirach przypływu
na próżno dążył do wyspy,
zatopionej od wieków.
NIE ZSIADAJ Z KONIA…
Nie zsiadaj z konia, Generale Kościuszko
– trwa dalej bitwa o przyszłość świata,
W łunach i w prochu rodzi się jutro
– tylu niewinnych leży na marach…
I w tym połogu, co krwią ocieka,
Matka w cierpieniach śpiewa – czysta –
pieśń o męczęństwie człowieka,
co szuka Boga w tylu świątyniach
Nie zsiadaj z konia, mój Generale,
i rozkaz daj do szarży o Światło,
bo jakże ziarno ma wzejść na skale
i na pustyniach serc, gdy umarło?
Gdy bracia błądzą wiatrem oślepieni
i śmierć zadają braciom,
kto wyjmie z ran odłamki cierni?
I wskrzesi nam kantyczkę martwą?
Nie zsiadaj z konia, generale podbitych,
Trwa walka o wolność, prawa, prawdę…
Brałeś w niej udział, nie bacząc na blizny,
Ani zaszczyty, rany i lament!