Polska

Ocalili polski cmentarz w Kazachstanie

Express Australijski, polska gazeta w Australii

Marszałek Senatu Stanisław Karczewski zaprosił do Polski tureckie małżeństwo Kikinadze z Kazachstanu. Amiriya i Aslan Kikinadze bezinteresownie, od ponad 20 lat, opiekują się polskim cmentarzem wojennym w Merke, w Kazachstanie.

 – Jak to się stało, że turecka rodzina zajęła się katolickim, wojennym cmentarzem w Merke, jak państwo znaleźli się w Kazachstanie?

– Aslan: Turcy, wyznawcy Islamu, którzy mieszkali na południu Gruzji, na mocy dekretu Stalina o deportacji zostali przesiedleni w różne rejony Rosji. Moi rodzice, podobnie jak polskie rodziny, zostali przesiedleni z Gruzji do Kazachstanu. Mieli dwie godziny, by spakować najpotrzebniejsze rzeczy i żywność na trzy dni. Transportowani w bydlęcych wagonach, praktycznie z gołymi rękami, zostali w 1944 r. w środku zimy, w grudniu zostawieni na stepach w pobliżu wsi Merke, na południu Kazachstanu. Taki los podzieliło blisko 100 tys. Turków meschetyńskich. W kraju, gdzie życie nawet wiosną jest trudne, cóż dopiero w zimie, gdy leżały góry śniegu. Nie mieli szansy na przeżycie, gdyby nie pomogła im miejscowa ludność. Kazachowie, sami niezwykle ubodzy, przyjęli ich do swoich domów, nakarmili – dali życie. Na tym terenie już byli Polacy, deportowani do Kazachstanu od 1937 r., a także mieszkańcy krajów nadbałtyckich. W tej wsi był sowchoz, w którym pracowali sami przesiedleńcy. W sowchozie uprawiano głównie buraki.

 – Jak przetrwaliście w tych strasznych warunkach?

– Ludzie, którzy znaleźli się na tej ziemi, przywiezieni z różnych stron świata żyli w przyjaźni, pomagali sobie wzajemnie. Nasza wieś nie umierała z głodu, jak to miało miejsce w innych regionach Kazachstanu, bo były buraki. To one stanowiły podstawę pożywienia w najtrudniejszym czasie, pozwoliły przetrwać.

 – Jak to się stało, że zajęliście się polskim cmentarzem?

– W domu, w którym teraz mieszkamy, żyło kilka rodzin – dwie z Ukrainy. Na działce w pobliżu domu był ogród, gdzie znajdowały się mogiły, w bardzo złym stanie. Nie wiedzieliśmy, kto jest tam pochowany, ale ojciec powtarzał, że trzeba opiekować się tymi mogiłami, bo kiedyś może zjawią się rodziny tych, którzy są tam pochowani. A jeśli nawet nikt się nie zainteresuje to też trzeba o nie dbać, bo zmarłym należy się spokój i szacunek. Wynika to z czystej, ludzkiej przyzwoitości i tak należy postępować bez względu na wyznanie. 
Z czasem Ukraińcy się wyprowadzili i sami zamieszkaliśmy w tym domu. Kupiliśmy też działkę z ogrodem i mogiłami. Było to pod koniec lat 90. Cmentarz nie był wówczas ogrodzony. Za tę działkę płaciliśmy podatki. Wygrodziliśmy własnym sumptem miejsce, gdzie znajdowały się mogiły, uprzątnęliśmy gruz.

– Kiedy dowiedzieliście, że są to groby polskich żołnierzy?  

– Wiedzieliśmy, że są to groby Polaków, ale nie wiedzieliśmy, że żołnierzy. Zawsze dbaliśmy o te groby – moi rodzice, potem my. Najpierw pojawiła się w 2009 r. urzędniczka, która poinformowała nas, że nie musimy już płacić podatków za tę działkę, ale nie wyjaśniła dlaczego. Potem pojawiać zaczęli się Polacy. Wkrótce na cmentarzu postawili drewniany krzyż i tablice z napisem po polsku i kazachsku, że to są groby żołnierzy armii gen. Andersa. W 2013 r. zaczęto budować cmentarz wojskowy. 

– Jaka była Wasza reakcja na te wydarzenia?

– Amiriya: Powoli zaczęliśmy poznawać historię tych ludzi. Coraz częściej mogiły zaczęli odwiedzać przedstawiciele polskich władz, zaczęli przywozić nam książki. Jako że jestem nauczycielką w miejscowej szkole mówię o tej historii dzieciom. Mam drobną satysfakcję, że ten fragment historii ocaliliśmy od zapomnienia. A to nie tylko historia Polski, ale i historia Kazachstanu. Oboje jesteśmy wdzięczni, że marszałek Senatu, który z delegacją senatorów i z córką generała Andersa odwiedził cmentarz w Merke nie zapomniał o nas i o tej wizycie. Jesteśmy mu niezmiernie wdzięczni za zaproszenie i za to, że, mogliśmy zwiedzić wasze piękne miasta – Warszawę i Kraków. 

Cmentarz w Merke został wyremontowany na zlecenie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w 2013 r. Pochowanych jest tam 19 osób. Byli to żołnierze i cywile, którzy w 1942 r. chcieli dotrzeć do armii Andersa. Na skutek wycieńczenia, głodu i chorób znaczna część uwolnionych z sowieckiej niewoli zmarła w drodze do wolnej Polski. Na cmentarzu postawiono pomniki, a na odtworzonych rzędach mogił ułożono płyty nagrobne z reliefem krzyża i z nazwiskami. Napis na pomniku głosi: „Tu spoczywają Polacy, żołnierze polskiej armii na Wschodzie Gen. Władysława Andersa i osoby cywilne, byli jeńcy, więźniowie sowieckich łagrów, zmarli w 1942 r. w drodze do ojczyzny. Cześć Ich Pamięci!”
Na południu Kazachstanu formowana była 10 dywizja – Ługowaja armii gen. Andersa. Podczas otwarcia cmentarza w Satpaj Batyr koło Merke państwu Amiriyi i Aslanowi Kikinadze na wniosek konsula generalnego RP w Ałmaty wręczono złote odznaczenia Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa za opiekę nad polskimi miejscami pamięci. 

Express Australijski, polska gazeta w Australii