Anna Hudyka
Powitanie lata
Huczne witanie nastania lata i jego pierwszych chwil. Obyczaj ten podobnie, jak wiele innych świąt i ludowych zwyczajów wywodzi się z tradycji prastarych ludów. Dziś niestety tak, jak znaczna ilość podobnych obrzędów zanika, ludzie wybierają tzw. nowoczesność lub, jak kto woli makdonaldyzacja świata.
Rodowód ludowego święta
Uroczyste witanie lata wywodzi się z tradycji dawnych: Słowian, German i Celtów. W dniu przesilenia słonecznego obchodzili oni święto: Słońca, Księżyca, radości, urodzaju, wody, ognia i miłości. Noc z 23 na 24 czerwca nazywali „Sobótką” lub „Nocą Kupały” od imienia słowiańskiego bożka, bóstwa lata i dojrzewania płodów rolnych. Po przybyciu chrześcijaństwa pogańskie zwyczaje zaczęto dopasowywać do nowej religii. Czcząc Jana Chrzciciela wyjątkową dla dawnych ludów noc zmieniono na „świętojańską”, jednak mimo to Kościół katolicki dalej uważał zwyczaj za jeden z najbardziej pogańskich.
Pierwsze informacje o wigilii św. Jana pochodzą z XI w. Po zmroku rozpalono ogniska, przy których śpiewano i tańczono. Dziewczęta wrzucały do nich zioła wierząc, że ich dym uchroni je od zła. Nie spaloną resztą zatykały strzechy chat, stodół i obór. Kawalerowie natomiast weseli, machając rękoma i wykrzykując niezrozumiałe słowa przeskakiwali przez ogień. Czasami młodzież szukała stawów i rzek, aby się w nich wykąpać wierząc, że żywioły: woda i ogień oczyszczają człowieka.
Tak było do północy, kiedy to wyruszano do lasu w poszukiwaniu kwitnącego tylko w tą jedną, wyjątkową noc kwiatu paproci. Legenda głosi, że ten, kto go znajdzie może dostrzec zaklęte, ukryte przed innymi spojrzeniami skarby. Druga mówi natomiast, że jego znalazca może liczyć na spełnienie wszystkich życzeń. Mogą one jednak dotyczyć tylko jego samego, inaczej czar pryska, a właściciela kwiatu czeka kara.
Był też jeszcze jeden powód szukania wyjątkowej paproci. Panny wierzyły, że pomaga znaleźć dobrego męża. Nie znalazłszy zrywały inne i wraz z ziołami chowały pod poduszkę, aby się im przyśnił ten jedyny.
Jan Chrzciciel uważany był za patrona wody oczyszczający ją z rusałek i topielców. Twierdzono, że dopiero w noc jego wigilii można się bezpiecznie kąpać w rzekach
i jeziorach. Przez wzgląd na to następnego ranka gospodarze zapędzali zwierzęta do wody,
a później przeganiali przez dogasające ogniska wierząc, że dzięki temu zostaną uchronione przed chorobami. Czyszczono też studnie wsypując do nich poświęconą w dzień św. Agaty sól, co miało zabezpieczyć przed robactwem i nieczystościami.
Powszechne były też tzw. „wianki” robione przez panny z kwiatów i ziół, które z włożoną do środka zapaloną świecą puszczały nocą na wodę. Młodzieńcy wyławiali je szukając później właścicielek. Wyłowienie tego wyjątkowego stroika wróżyło dziewczynie szybkie zamążpójście.
Właśnie ten zwyczaj wigilii św. Jana jest kultywowany w części wiosek i miast do dziś. Niestety tak, jak w przypadku większości innych podobnych ludowych obrzędów możemy to zaobserwować już tylko w niektórych regionach kraju.
Czar wspomnień
Czar wspomnień… Nie raz starsi z łezką w oku wspominają, jak bawili się podczas ludowych świąt. Dziś niestety coraz mniej jest o takich zabawach słychać, bo ludzie wybierają jednolity tzw. nowoczesny styl życia zapominając o swoich korzeniach.
W powiecie dąbrowskim, w województwie małopolskim, niedaleko od Dąbrowy Tarnowskiej tzw. „świętojańskie wianki” mają bogatą tradycję. Dawniej to właśnie w Szczucinie przez długi czas odbywało się najpiękniejsze powitanie lata w okolicy. Z okazji tego ludowego święta zjeżdżali się ludzie ze wszystkich okolicznych wiosek i miast, w tym: z Dąbrowy Tarnowskiej, Radwana, Maniowa, Lubasza i Słupca.
Uroczystości zaczynały się odprawianą w południe w miejscowym kościele Mszą św., po której odbywał się wielki festyn, jak moglibyśmy go dzisiaj określić. Z programem artystycznym prezentowały się dzieci i młodzież. Były to m.in. występy folklorystyczne
w strojach krakowskich. Dla głodnych i spragnionych stały kramy, na których można było kupić coś do zjedzenia i napić się.
W godzinach popołudniowych na specjalnie przygotowanej na prawie samym brzegu Wisły altanie rozpoczynała się zabawa taneczna. Wieczorem, gdy robiło się ciemno zgodnie z tradycją rozpalano wielkie ogniska przy, których tańczono i śpiewano. Całą noc słychać było muzykę, śpiewy i radość ludzi z pięknej i serdecznej zabawy.
Tak świętowano do samego rana najkrótszej nocy w roku. Najważniejszym momentem było oczywiście rzucanie wianków na Wisłę. Odbywało się to, gdy było już bardzo ciemno i świat rozświetlały tylko wspomniane ogniska. Wszystkie wianki zgodnie
z tradycją miały włożoną w środek świecę. W taki sposób na Powiślu Dąbrowskim jeszcze kilkadziesiąt lat temu celebrowano Noc Świętojańską.
W Szczucinie „Wianki” pamiętane są do dziś i odbywają się w nim te powiatowe. W odróżnieniu od wielu podobnych miejsc zwyczaj przetrwał, czasem tylko nieznacznie różni się datą. Chwała mu za to! Również obecnie wszystko wygląda pięknie i wspaniale. Widać radość, słychać śpiewy i muzykę.
W wielu innych miejscach Polski po za kilkoma miastami i wioskami o odwiecznym zwyczaju naszych praojców zapomniano lub przeniesiono na drugi dzień Zielonych Świąt. Jednak i tam, gdzie przetrwał nie posiada już tego samego klimatu, co dawniej. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu ludzie po dniach wypełnionych pracą i obowiązkami umieli bawić się na ludowych świętach. Dziś mało jest osób potrafiących cieszyć się z tych tradycji. Wszystko uległo nieuniknionej zmianie związanej z wkroczeniem techniki i nowoczesności. Powoli również zatracamy ducha przeszłości i naszej tożsamości. Biegniemy coraz szybciej do przodu. Nie chcemy się zatrzymać, pomyśleć i zwrócić ku temu, co minione i spróbować, choć częściowo zatrzymać dla przyszłych pokoleń, aby pokazać im, jak dawniej wyglądały nasze małe Ojczyzny. Chcemy mieć wszędzie ujednoliconą kulturę, modna jest ta tzw. „masowa” i w zapomnienie odchodzą najwspanialsze jej obrzędy.
Anna Hudyka