Nie wiem, czy wypada mi życzyć, aby ten nowy rok był lepszy od poprzedniego. Po tym, co się porobiło przez ostatnie dwanaście miesięcy, rok 2022 musiałby się naprawdę postarać, aby zawalić sprawę jeszcze bardziej spektakularnie. Myślę jednak, że teraz nadszedł czas na krótki chillout i dużego drinka. Udało się. Znaczy – w miarę naszych skromnych możliwości.
No bo patrzcie. Wbrew katastroficznym obrazom, jakie kreują zagraniczne media, Australia pozostaje pandemicznym prymusem, umieralność na koronę jest tu obecnie prawie 30-krotnie niższa niż w Polsce. Trzy-dzie-sto-krot-nie. Z wyjątkiem Sydney i Melbourne większość kraju przeszła przez ten kryzys w szlafroku i kapciach.
Ale nie ma co szpanować, w sumie żaden mieszkaniec Zachodu nie może zbytnio narzekać. Wbrew niekompetencji polityków i mediów, wbrew fali antynaukowych ignorantów i krzykaczy udało nam się przetrwać którąś już falę globalnej pandemii. Sam już nie wiem którą, bo przestałem liczyć przy trzeciej.
Nie mówię, że było łatwo – upadały biznesy, ludzie tracili pracę i bliskich. Jednak kurz powoli osiada, a cywilizacja jakoś nadal stoi, skubana. A bo czemu miałaby nie stać? Nasi przodkowie uciekali przed wojną lub bili się z sąsiadem o ostatniego kartofla, jedli wiewiórki, pili z kałuży i umierali na zapalenie dziąsła. Podczas przeglądania drzewa genealogicznego odkryłem, że gdy pewnej zimy uderzyła ospa, moja pra-pra-babcia pochowała w dwa miesiące czwórkę dzieci. A my co? W środku globalnej zarazy siedzimy w ciepłym pokoju przy komputerze, pijemy cappuccino i oglądamy zdjęcia kotków. Naprawdę mogło być o wiele, wiele gorzej.
Nie to, że bym nagle zaraził się jakimś niezdrowym, tfu, optymizmem. Zawsze może – a pewnie prędzej czy później będzie – gorzej. Może dojadą nas zmiany klimatyczne, może cały ten cyrk zamknie w końcu jakiś meteor albo kometa (jak w głośnym obecnie filmie „Nie patrz w górę”, ciętej satyrze na współczesne społeczeństwo. Polecam!). Chodzi mi o to, że biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności mieliśmy, kurczę, niezłego fuksa. Tak, fuksa, bo całą sytuację można było ogarnąć o wiele lepiej i rozsądniej. Ale cóż, pierwsze koty za płoty, przy kolejnej pandemii na pewno pójdzie nam o wiele lepiej.
Czego nam wszystkim serdecznie życzę.
Darek Jedzok
PS. W dniu oddania artykułu autor otrzymał pozytywny test na koronawirusa i rozpoczął kwarantannę