Właśnie tak postanowiłam zatytułować moje spostrzeżenia po hamburskim szczycie G20. Spotkaniu przywódców najbogatszych 19 państw świata i Unii Europejskiej jaki odbył się 7 i 8 lipca. Mogłabym też dodać do tego słowa: „zresztą tak, jak zawsze”.
Ale po kolei
Przepiękną oprawą i powitaniem gości w Niemczech były protesty. Wprawdzie spodziewano się ich, bo zawsze towarzyszą tego typu wydarzeniom, tylko nie opowiadajmy bajek, nie czarujmy rzeczywistości i mówmy prawdę: ich skala przerosła wszelkie wcześniejsze przygotowania do szczytu. Zdemolowany Hamburg, powybijane witryny sklepów i innych obiektów użyteczności publicznej, które zostały też splądrowane, spalone samochody, wszczynane pożary, zniszczone chodniki. Do tego dodać należy ponad 500 rannych funkcjonariuszy policji próbujących zapanować nad rozjuszonymi protestującymi. Sytuacja była tak poważna, że policjantów musieli wspomóc antyterroryści. Widzący zdjęcia pokazujące Hamburg porównywali je do fotografii z miejsc, w którym toczy się regularna wojna. Niejednokrotnie nie rozpoznawali na nich jednego z największych miast Niemiec szczycących się tym, że są państwem prawa, porządku i prawdziwej demokracji.
Kto protestował i przeciwko czemu?
Może szybciej byłoby wymienić, co lub kto nie był obiektem sprzeciwu, ale spróbuję odpowiedzieć na pierwsze pytanie. Protestowano przeciw: obecnej polityce mocarstw, prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi, prezydentowi Federacji Rosyjskiej Vladimirowi Putinowi, prezydentowi Turcji Recepowi Tayyipowi Erdoganowi i terroryzmowi. Byli też ekolodzy, walczący o prawa człowieka, anarchiści, skrajnie lewicowe bojówki oraz alterglobaliści.
Odnosząc się do ostatniej z wymienionych grup to błagam: uzmysłówmy sobie wreszcie: nie są to antyglobaliści tylko ALTERGLOBALIŚCI, bo właśnie taka nazwa ruchu obowiązuje już od wielu lat! Miło by było, gdyby w końcu media zadbały o poprawność języka w przekazywaniu informacji. Cieszę się, że oglądając relację z Hamburga usłyszałam choć od jednego dziennikarza, że był dobrze przygotowany i wiedział, co i o kim mówi. Powiem też krótko. Alterglobaliści – temat rzeka, na który mogłabym wiele napisać i powiedzieć, bo tak się składa, że dotyczył mojej pracy magisterskiej.
Jednak mam też wrażenie, że wśród protestujących była jeszcze jedna grupa osób pomijana przez media zupełnie. Ludzie, a właściwie młodzież. Oglądając materiał filmowy z niemieckich wydarzeń widziałam prawie wyłącznie młodych ludzi, którzy przy okazji spotkania G20 postanowili po prostu „zabawić się”. Dla kaprysu pomijając całkowicie jakiekolwiek idee i prezentowany przez siebie światopogląd niszczyli i demolowali, co tylko się dało. Burmistrz Hamburga Olaf Scholz o działaniach policjantów powiedział, że była to „największa od czasów wojny operacja policji”. Uważam, że za niezapewnienie dostatecznego bezpieczeństwa goszczącym na szczycie G20 w Hamburgu głowom państw i ich delegacjom rząd Niemiec, a przede wszystkim kanclerz Angela Merkel, powinni podać się do dymisji. Szkoda tylko Bogu ducha winnych poszkodowanych policjantów i innych osób, których dobytek został zniszczony.
Do tego oczywiście najprawdopodobniej by nie doszło, ale czy możemy być tego jednak tak na 100 % pewni? Jak pokazała już niejednokrotnie historia zdarzyć się może bardzo wiele, czego się nie spodziewamy i nawet przez myśl nam nie przejdzie. Tak, więc czy może mi ktoś powiedzieć jakby wyglądało, gdyby np. żona prezydenta USA pani Melanii Trump musiała być ewakuowała helikopterem z hotelu, bo nie było zgody policji na opuszczenie przez nią miejsca zakwaterowania? A gdyby doszło do tego, że obiekt, w którym przebywają sami politycy został zabarykadowany? Co by też się działo, gdyby otrzymano informację, że jest tam też podłożony ładunek wybuchowy? Ale pójdźmy jeszcze krok dalej: koniec szczytu z uwagi na bezpieczeństwo i prezydent Donald Trump odlatuje do USA.
8 lipca panowie i panie pożegnali Hamburg. W tym właśnie miejscu mogę napisać, że tak naprawdę nic się nie zmieni. Po pięknym przemówieniu, pełnym wzniosłych, jak też i nacechowanych optymizmem słów oraz obietnic na konferencji prasowej kanclerz Niemiec Angeli Merkel będącej gospodarzem szczytu G20 śmiem twierdzić, że są one tak naprawdę pustymi frazesami. Nie chcę być osobą cyniczną, ale tak się składa, że sprawy te są mi bliskie i mogę coś o nich powiedzieć. Niestety nie będą to słowa miłe. Zresztą tak, jak wspomniałam już wcześniej to dla mnie temat-rzeka.
Zacznijmy od tego ile było podobnych: szczytów, konferencji i spotkań w międzynarodowych gremiach? Czy ktoś np. pamięta jeszcze o Szczycie Ziemi zorganizowanym przez ONZ w Johannesburgu w 2002 r.? Minęło 15 lat i co? No właśnie. Idę o zakład, że teraz też będzie podobnie.
Z tego, co pamiętam to po każdej z tych i podobnych konferencjach, spotkaniach miało być lepiej. Hucznie obwieszczano podpisywanie nowych traktatów i umów mających sprawić, że nasz świat będzie szedł w lepszym kierunku. Miały być przełomowymi momentami w najnowszej naszej historii. Niestety, jak pokazało życie nic takiego nie miało miejsca. Wprost przeciwnie – problemy się nawarstwiały i tak jest po dzień dzisiejszy.
Obecnie sytuacja wygląda w ten sposób, że nie bardzo wiadomo od czego zacząć, żeby nasz świat stał się lepszym i nie spychajmy wszystkiego na terroryzm, że jest głównym winowajcą obecnej sytuacji. Owszem jest wielkim problemem, ale przysłonił też masę innych, o których się nie wspomina, albo odstawia na boczny tor. Zastanówmy się też skąd w ogóle się on wziął?
Problemami świata wciąż nie rozwiązanymi to: ubóstwo znacznej części mieszkańców Ziemi, ogromne, a nawet niekiedy wprost przerażające dysproporcje w posiadaniu dóbr i kapitału. Jak w 2016 roku podała pozarządowa międzynarodowa organizacja humanitarna Oxfam: 1 % najbogatszych ludzi na świecie posiadał więcej niż pozostałe 99 % ludności. W styczniu tego roku przedstawiła natomiast raport mówiący o tym, że biedniejsza połowa ludzkości (3,6 mld osób) ma majątek równy ośmiu najbogatszych ludzi świata. Rok wcześniej dotyczyło to 62 osób. Różnice te są większe niż kiedykolwiek wcześniej.
Następnym jest brak edukacji (w tym chociażby tej podstawowej) w wielu miejscach na naszej planecie. Mam wymieniać kolejne? Ok. Niestety nie ma problemu! Brak dostępu do służby zdrowia albo jej fatalny stan dla dużego procentu mieszkańców krajów rozwijających się (zwanych dawniej krajami Trzeciego Świata tylko ze względu na poprawność polityczną zmieniono ich nazwę). Ile w nich jest dzieci, ludzi mających szansę na przeżycie dzięki podaniu tak, jak u nas podstawowego leku, antybiotyku lub wcześniej szczepiąc?! Nie zapominajmy też o AIDS, HIV i chorobach powodujących śmiertelne żniwa, na które wciąż nie ma skutecznych lekarstw. Nie bez znaczenia są, także postawy firm farmaceutycznych. Kolejne to: brak pokoju w wielu zakątkach świata, nielegalny handel bronią, międzynarodowe korporacje, chciwość grupy ludzi, wyzysk człowieka, fatalnie pisane prawa, jak też nie zapominajmy o sytuacji kobiet w wielu częściach globu.
Wszechogarniająca władza pieniądza wykracza daleko poza ramy normalnych zasad oficjalnie obowiązujących w gospodarce. Wielkie banki, koncerny itp. ustawiają nam rzeczywistość, często nie respektując zasad, a niekiedy nawet łamiąc (lub tylko omijając) przepisy (krajowe, międzynarodowe). Wyprowadzanie zysków do rajów podatkowych, szantaż ekonomiczny wobec nawet całych społeczeństw lub rządów (dotyka zwłaszcza mniej zasobne kraje) i inne niedobre działania, są po cichu wspierane lub przynajmniej tolerowane przez rządy najbogatszych państw. Nie da się tego zmienić na drodze demokratycznej, bo w kręgach parlamentów lub innych gremiów decyzyjnych nie ma woli, aby to ukrócić. Nawet w mediach nie ma prawdziwej dyskusji na temat destrukcyjnej roli wielkich kapitałów.
Sprawa klimatu też nie jest bez znaczenia, a co za tym idzie żywności (a raczej jej braku) i stanie wody pitnej, której za jakiś czas może zacząć brakować.
Dzień wcześniej przed hamburskim szczytem prezydent USA pan Donald Trump wraz z małżonką Melanii gościli w Polsce
Byłam pod wielkim wrażeniem wystąpienia pana prezydenta na placu Krasińskich w Warszawie. Cieszę się, również, że cały przebieg wizyty w Polsce okazał się sukcesem pod względem zarówno jej przygotowania, jak i przebiegu, a Polacy pokazali swoją gościnność. Pan prezydent przybywając do naszego kraju i odbywając w nim, wprawdzie krótką, ale przecież wizytę, a następnie udając się do Hamburga musiał zauważyć wielką różnice. Zarówno w sposobie powitania – pozwolę sobie zacytować jeden z transparentów protestujących – pardon! – witających głowę państwa Stanów Zjednoczonych: „Witaj w piekle”, jak też organizacji szczytu, a jego wizytę w naszym kraju. Trzeba przyznać, że w Niemczech pokazano „kulturę” na najwyższym poziomie. Polska na tym tle wypadała niczym oaza spokoju, kultury, praworządności i porządku. Pozwolę sobie, także zauważyć, że również w naszym kraju pani Melanii Trump i reszta delegacji zza oceanu mogli czuć się bezpiecznie. Pierwsza Dama Stanów Zjednoczonych w odróżnieniu od Niemiec nie była „uwięziona” w hotelu i mogła swobodnie poruszać się po ulicach nie obawiając się o swoje bezpieczeństwo, a co za tym idzie zdrowie, a nawet życie.
Zresztą podobne sytuacje, gdy Polska była gospodarzem wydarzeń o najwyższej, światowej randze, wszystko było zapięte na przysłowiowy ostatni guzik i nic nikomu nie groziło miały miejsce chociażby w ubiegłym roku, kiedy odbywały się: szczyt ONZ oraz Światowe Dni Młodzieży. Ani Kraków, ani Warszawa i docierające z nich na cały świat relacje nie wyglądały, jakby były zdjęciami nadesłanymi przez korespondentów wojennych.
Nawiązując do samego przemówienia wygłoszonego w naszym kraju przez prezydenta Stanów Zjednoczonych to mam wrażenie, że niektórzy podczas jego trwania zadawali sobie pytanie, dlaczego pan Donald Trump tak bardzo przypomina naszą historię, którą doskonale znamy (a przynajmniej powinniśmy…)? Dlaczego tyle czasu poświęca tematowi Powstania warszawskiego?
Odpowiem: to przemówienie było transmitowane w całości na żywo zarówno do krajów europejskich, jak i do USA. Było hołdem złożonym powstańcom na oczach milionów ludzi na Zachodzie. Wiele z tych osób być może po raz pierwszy miało możliwość usłyszeć zadziwiające fakty z historii naszego kontynentu, w której my odgrywaliśmy pierwszoplanową rolę. Dlatego było historycznym wydarzeniem dla Polaków.
Osobiście bardzo się też cieszę się, że z ust pana prezydenta Donalda Trumpa padły pewne słowa. Słowa nazywające prawdę po imieniu, że podczas Powstania Warszawskiego to Niemcy strzelali do Polaków. Padły one, gdy mówił o obronie przez powstańców Alej Jerozolimskich będących w tym czasie głównym traktem w polskiej stolicy. Pozwolę je sobie zacytować: „Armia niemiecka chciała uczynić z Alej Jerozolimskich najprostszą drogę dla żołnierzy, natomiast dla Armii Krajowej możliwość przedostania się z północy na południe miasta była kluczowa dla tego, by centrum miasta i samo powstanie nie były przecięte na pół i zniszczone”.
Szczerze mówiąc czekałam na coś takiego. Szkoda tylko, że akurat o tym media milczały i nie było o nich w telewizji ani słowa, a w portalach internetowych, także cisza. Cóż nie wierzę w to, że dziennikarze ich nie wychwycili, ja to zrobiłam od razu.
Chciałabym, żeby było jasne: jestem osobą tolerancyjną, ale nie ma (i nie będzie) mojej zgody na zakłamywanie historii. Rozumiem, że niektórzy się jej wstydzą, ale niestety przeszłości już nie możemy zmienić, ani wymazać, jak ołówka gumką.
Anna Hudyka