Australia i Polonia, Polska

Rozmowa z Anną Marią Anders

Anna Maria Anders
Anna Maria Anders. fot. archiwum Anny Anders

Chcę zrobić dla Polski to, na co mojemu ojcu zabrakło czasu

Rozmowa z Anną Marią Anders, córką gen. Władysława Andersa, zamierzającą kandydować do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej z ramienia PiS… 

Michael.T. Speidel: Co się nagle stało, że Pani zdecydowała się ubiegać o mandat senatora  w Warszawie, z ramienia PiS-u, kiedy to jeszcze 3 miesiące temu deklarowała się Pani jako osoba bezpartyjna i apolityczna?

Anna Maria Anders: Pomysł mego startu do Senatu Rzeczypospolitej pierwszy raz pojawił się w ubiegłym roku. Rzeczywiście wtedy to mnie absolutnie nie interesowało. Kiedy odwiedziłam Polskę w kwietniu tego roku, w różnych sytuacjach ponownie wiele osób poruszało ten temat. Mimo to nadal nie brałam tej propozycji na serio. Zaczęłam się jednak nad tym zastanawiać, dlaczego rodacy mieszkający w kraju, choć większość dotychczasowego życia spędziłam na emigracji widzą we mnie osobę, która mogłaby ich reprezentować w senacie. Uczestnicząc w wielu spotkaniach i uroczystościach patriotycznych w kraju zrozumiałam, że choć urodziłam się Londynie po II wojnie światowej, to jestem dla wielu Polaków, szczególnie w kraju, reprezentantką idei – chwały i wartości II Rzeczypospolitej, której całe życie poświęcił mój Ojciec. Nigdy bezpośrednio nie poznałam PRL-u, wszystko co zostało mi zaszczepione w polskim Londynie, czerpało swe korzenie w przedwojennym polskim patriotyzmie i kulturze. Nie było skażone komunizmem. Dlatego być może moje spojrzenie na polskie sprawy, które oparte jest o chęć dopisania „ostatniego rozdziału” do drogi Ojca, zaczęło skupiać się na kwestiach potomków Polaków, którzy nie zdołali opuścić „nieludzkiej ziemi” wraz z Armią Andersa. Przebywając w trakcie kampanii prezydenckiej w Polsce zaczęłam się z uwagą przyglądać polskiej polityce. Uświadomiłam sobie, że prawdziwie dokończyć dzieło Ojca, można tylko czynnie uczestnicząc w podejmowaniu odpowiedzialności za kraj. Szczególnie przekonujące były dla mnie wypowiedzi Pana Prezydenta Andrzeja Dudy. Dostrzegłam w nich patriotyzm, obronę narodową, NATO, współprace z Polonią i Polakami poza granicami kraju, historie, kulturę i tradycję. Dla mnie są to bardzo ważne tematy, którymi  się żywo interesuje od lat.
Prawdą jest, że nie jestem politykiem i nigdy nie zajmowałam się szerzej polityką, choć zawsze USA, czy w Anglii, świadomie głosowałam na Republikanów lub na Partie Konserwatywną, ale obserwując kampanie wyborcze nie tylko w Polsce, ale i w Stanach Zjednoczonych, doszłam do wniosku, że ludzie maja dość tych samych polityków, tych samych twarzy.  Szukają nowych, dobrych kandydatów z innymi zaletami i pomysłami.  Szukają zmiany.
Od trzech lat jestem bardzo często w Polsce. W dotychczasowych podróżach po kraju wszędzie byłam fantastycznie przyjmowana, co mnie ogromnie cieszy. Wiem, że to nie moja zasługa, ale jestem dumna, ze naród polski, tak bardzo ceni i pamięta nadal mojego śp. Ojca Generała Andersa.  Wiem o tym, że Ojciec do końca życia chciał służył Polsce i pracował dla Niej i Polaków poza krajem, jak mógł najofiarniej. Niestety nie mógł tego czynić w kraju. Nie dane mu było dożyć wolności. A więc teraz, gdy w Polsce znaleźli się ludzie i środowiska, które chcą, abym kontynuowała Jego publiczną służbę pro publico bono, doszłam do wniosku, że nie mogę się uchylać od tego obowiązku i zdecydowałam się kandydować do senatu.

Podczas mojego wywiadu w kwietniu w programie „Dzień Dobry TVN”, pani Kinga Rusin zapytała mnie, czy „czuję, że mam misję?” Odpowiedziałam wtedy, że tak i to samo teraz powtórzę. Moją misją jest iść szlakiem mego Ojca i postarać się zrobić dla Polski to, na co Jemu zabrakło czasu.  Uważam, że jako senatorowi RP będzie mi łatwiej spełnić to zadanie.

M.T.S: Czy jako osoba, która spędziła gro swojego życia na Zachodzie, rozumie Pani potrzeby kraju i oczekiwania ludzi?

A.M. A: Odpowiem w ten sposób; czy Gen. Kościuszko, Gen. Pułaski, czy Gen. de Lafayette z Francji mieszkali  na stałe w Ameryce przed rewolucja? Oczywiście, że nie, ale na wieść, ze Ameryka zbuntowała się przeciwko Imperialnej Anglii i potrzebuje ekspertów wojskowych, pośpieszyli z pomocą i dzielnie dowodzili całymi brygadami powstańców. Gdyby nie Gen. Kościuszko, który rozbił flotę angielska na rzece Hudson, pokonał Anglików pod West Point w stanie New York, rewolucja by upadla. Dlatego ja dzisiaj jadę do kraju, aby tam oddać rodakom do dyspozycji moje talenty i doświadczenie, które wierzę będą dobrze służyć rozwojowi naszej Ojczyzny. 

Polska potrzebuje teraz nie skorumpowanych polityków i urzędników, ale oddanych sprawie patriotów.  Mam obywatelstwo polskie. Jestem Polką i jak powiedział Roman Dmowski „mam obowiązki polskie”. Doskonale orientuje się w problemach zwykłego obywatela, który boryka się z wieloma problemami na co dzień.  Potrzeby i problemy Polaków są podobne, do to tych w innych krajach.  Mówię biegle sześcioma językami. Mieszkałam w Anglii, Szwajcarii, we Francji, we Włoszech, w Niemczech, a od 20 lat w Ameryce.  Mam tytuł magistra biznesu (MBA) z Boston University, pracowałam między innymi dla UNESCO w Paryżu i w prywatnym biznesie.  Uważam, że moim zagranicznym doświadczeniem i duchem tradycyjnego patriotyzmu, w którym zostałam wychowana, będę mogła dobrze służyć Polsce i godnie reprezentować moich wyborców.

M.T.S: Czy może nam Pani zaprezentować, chociaż w skrócie swój program wyborczy, który planuje Pani przedstawić swoim wyborcom w Warszawie (okręg nr 44) i Polakom na całym świecie, bowiem spośród kandydatów z tego okręgu, swego senatora mogą wybierać rodacy głosujący na wszystkich kontynentach?

A.M. A: Problemów jest bardzo wiele, ale chcę skupić się na kilku, które uważam za najważniejsze: reforma służby zdrowia, uczciwa reprywatyzacja mienia zagrabionego przez komunistów, prawa emerytalne i kombatanckie, współpraca z Polonią Świata i Polakami poza granicami kraju oraz obrona narodowa oraz edukacja ze szczególnym naciskiem na wychowanie patriotyczne i obywatelskie.

Mimo 25 lat demokracji w Polsce, obywatele płacą nadal olbrzymie sumy, aby zostać przyjętym do lekarza, czy aby wykonać jakiś zabieg operacyjny. Niestety, silne lobby blokuje skutecznie od roku 1991 wszelkie reformy służby zdrowia. Oczywiście, że ja nie będę zwalczała prywatnej służby zdrowia. Ona jest potrzebna i istnieje przecież w całej Europie, oraz w USA, Brazylii, Kanadzie, Japonii czy Australii, ale chodzi mi o taką reformę publicznej służby zdrowia, aby lepiej służyła ludziom i była dostępna dla potrzebujących w chwili, gdy są chorzy, a nie za pół roku czy za rok. Należy także dokonać sprawiedliwej  i realnej weryfikacji subwencji z Narodowego Funduszu Zdrowia, wyznaczając realne, a nie wydumane ceny za usługi medyczne dla szpitali, lekarzy specjalistów, czy przychodni zdrowia. Trzeba szkolić młode kadry pielęgniarek o wysokim standardzie, aby mogły sprostać wyzwaniom medycyny XXI wieku. Jednocześnie musimy podwyższyć pensje pielęgniarkom i personelowi średniemu, oraz skutecznie weryfikować tzw. Listę Leków Refundowanych, na której nie ma leków najnowocześniejszych, co utrudnia i wydłuża bardzo leczenie w czasie. Nie zapominając o tym, że często ceny wielu leków z tej listy są za wysokie, szczególnie dla emerytów i rencistów.

Polska jest jedynym krajem postkomunistycznym, który nie rozwiązał sprawy mienia bezprawnie skonfiskowanego właścicielom w latach 1944 -1945. Nadal obowiązuje wiele przepisów wprowadzonych przez tzw. Rząd Lubelski. Miasto Stołeczne Warszawa często wciąż zasłania się komunistycznym dekretem Bieruta To skandal i rzutuje bardzo negatywnie na reputacje Polski w świecie, jako kraju który wciąż nie może pozbyć się nadal spuścizny po komunizmie.

Prawa emerytalne powinny być ścisłe przestrzegane i będę postulowała, aby współmałżonkowie, osoby które np. zajmowały się całe życie wychowaniem swoich dzieci (tzw. rodziny wielodzietne)  mogły je nabyć w 100%. Dotyczy to też kombatantów i ich rodzin, którzy wielokrotnie byli prześladowani przez komunę, a ich oprawcy (SB, Milicja, czy ZOMO) mają dziś ciągle emerytury często wyższe, niż nasi dzielni kombatanci, którzy zmuszeni są żyć w bardzo skromnych warunkach. 

Polonia i Polacy poza granicami kraju żyją na niemal wszystkich kontynentach. Na przykład w USA ponad 12 milionów ludzi uważa siebie za Polaków, lub mówi o swoim polskim pochodzeniu. Podróżując po świecie poznałam wielu zdolnych Polaków, którzy  z różnych względów wyemigrowali z kraju udając się w nieznane. Wielu z tych ludzi ma dzisiaj eksponowane stanowiska; są lekarzami, profesorami na uniwersytetach, inżynierami, prawnikami, dentystami czy ekonomistami, nie mówiąc, że wielu spośród nich ma  zakłady budowlane, malarskie, czy rzemieślnicze. Wielu chciałoby przyjechać do Polski i otworzyć interes, albo powrócić  do kraju na emeryturę, ale nierealnie wysokie podatki i wysokie koszty prowadzenia biznesu w Polsce stwarzają niedobry klimat dla powrotów. Uważam, ze powinniśmy wyciągnąć rękę do Polonii, aby zachęcić ja do powrotu i aby przywiozła swój kapitał, doświadczenie oraz etykę pracy. Osobną kwestią jest sprawa repatriacji Polaków, których przodkowie zostali wywiezieni z terenów Rzeczypospolitej i do dziś żyją w dalekich postsowieckich republikach. Dziś często kroczących w kierunku islamu, w wyniku czego żyjący tam Polacy są obywatelami drugiej kategorii. To wstyd, że przez 25 lat wolnej Polski nie udało się rozwiązać tego problemu. Zamierzam wspierać inicjatywę podjętą w tej sprawie, kiedyś przez św. pamięci Marszałka Macieja Płażyńskiego, którą dziś przypomina jako symboliczny testament swego ojca mecenas Jakub Płażyński. To bardzo bliskie memu sercu, bo jedną z najważniejszych spraw, które leżały memu Ojcu na sercu, a w której po 1942 roku nic nie mógł już zrobić, był los tych, którzy nie zdążyli do Jego Armii i zostali w Rosji Sowieckiej. Tę sprawę trzeba rozwiązać. To nasz narodowy obowiązek wobec rodaków, których Sowieci wywozili przemocą na wschód, tylko za to , że byli Polakami. Nie tylko po 17. września 1939, ale już wcześniej, z terenów byłej I Rzeczypospolitej, znajdujących się przed II wojna w obrębie Związku Sowieckiego.

Obrona narodowa wymaga w dzisiejszych czasach ogromnej wiedzy i… rozwagi. Będę postulowała, aby zakupywać najlepszy sprzęt oraz abyśmy mieli sprawną armię zdolną do obrony kraju, czy włączenia się w niespodziewane działania NATO. Nasze położenie geopolityczne jest niestety bardzo złe i dlatego, jak nas nauczyła historia musimy liczyć przede wszystkim na siebie. Nie znaczy to, że mamy działać sami, ale chodzi mi o sprawną, dobrze wyszkoloną, mobilną armię, wyposażoną w nowoczesny sprzęt, a nie w buble, które będzie trzeba wyrzucić po 2 latach na złom. Ponadto trzeba poważnie rozważyć rozwój polskiego sektora zbrojeniowego i inwestycję we własny przemysł, a niekoniecznie kupowanie zagranicznego sprzętu, bowiem często akurat w tej dziedzinie mamy duże osiągnięcia i nasz sprzęt w niczym nie ustępuję zagranicznemu. A rozwój sektora obronnego gospodarki narodowej niewątpliwie służyłby utrzymaniu, a nawet zwiększaniu zatrudnienia w Polsce.

Ogromnie ważną sprawą jest dziedzina edukacji ze szczególnym naciskiem na wychowanie patriotyczne i obywatelskie. Ja nie mogę się pogodzić z wykluczeniem z kanonu lektur dzieł Sienkiewicza, Mickiewicza i innych filarów naszej kultury. To fundamenty naszej tożsamości. I nie przekonuje mnie argument, że są niewspółczesne. W pierwszym momencie język „Bogurodzicy” też jest daleki od współczesnej polskiej mowy, ale czy Polak będzie dalej Polakiem, jeżeli nie będzie znał „Bogurodzicy”? Jaka będzie nasza tożsamość narodowa, jeżeli zostaną z niej wymazane takie postaci literackie, jak Kmicic, Wołodyjowski, Skrzetuski, czy nawet Zagłoba? Podobnie z nauczaniem historii i to szczególnie współczesnej. Koronnym dowodem na całkowitą porażkę systemu edukacji historycznej ostatnich dwudziestu pięciu lat jest skandal z użyciem przez producenta alkoholu z Bielska Białej, w sposób haniebny w celach reklamowych jednego z najbardziej znanych historycznych zdjęć z czasów walki z komunistycznym reżymem, związanego ze zbrodnią komunistyczną w Lubinie w 1982 roku. Ta symboliczna relikwia – tragiczne zdjęcie, dzisiaj – podejrzewam przypadkowo, wpadło w internecie w rękę jakiegoś młodego człowieka, któremu ponieważ nikt go nigdy niczego o walce z komunizmem w Polsce nie nauczył, nie kojarzyło się z niczym, poza niesieniem pijanego przez kolegów. A jego podobnie „wykształceni” przełożeni, bezmyślnie zatwierdzali na różnych szczeblach „wybitne osiągnięcie reklamowe”. Takie właśnie są skutki postaw części elit dawnej Solidarności, które świadomie i konsekwentnie od 25 lat przeciwstawiają się kultywowaniu patriotyzmu, historii i tradycji. I dlatego ja chcę pracować w senacie na rzecz upowszechniania naszego patriotyzmu, historii i tradycji. Żeby nie dochodziło w przyszłości do takich skandali.

M.T.S: Liczne artykuły w prasie polskiej podały, że Platforma Obywatelska bardzo liczyła na Pani start do Senatu w jej barwach. Widywano Panią w towarzystwie znanych osób z PO, a Pani koleżanka z Fundacji  im. gen. Andersa, pani Ligia Krajewska jest posłem PO. Czy obiecała Pani Platformie Obywatelskiej startować z ich listy?

A.M. A: Byłam zawsze apolityczna, szczególnie w Polsce, ale moi znajomi w kraju są w różnych partiach, czy stowarzyszeniach, tak samo zdarza się zresztą w USA. Przecież ja nie dobieram sobie znajomych według poglądów politycznych, tylko doceniając ich inteligencję, serdeczność i przyjaźń.  Ja mam w USA przyjaciół, którzy są Żydami, Ormianami, Hindusami a nawet ateistami, oraz republikanami czy demokratami (choć sama jestem Republikanką). W USA, czy Europie Zachodniej zadanie komuś pytania; „a do jakiej partii należysz i do jakiego chodzisz kościoła „? Uważane jest za wielki nietakt. Sądzę, że Polacy zasadniczo mają podobne spojrzenie na tę kwestię, nie dobierając swego grona znajomych czy przyjaciół według poglądów politycznych, albo religijnych, o ile one nie są one szkodliwe lub zasadniczo sprzeczne z tradycyjnym systemem wartości. Ja nie mam żadnych zobowiązań wobec żadnej partii. Jestem bezpartyjna. Natomiast w sferze programowej najbliższy moim przekonaniom i poglądom jest dziś program Prawa i Sprawiedliwości.

M.T.S: Co proponuje Pani zrobić z problemem emigracji młodych ludzi na Zachód?

A.M. A: Jest jedno wyjście: trzeba stworzyć młodzieży takie warunki, aby pozostali. Czy możemy zatrzymać drenaż mózgów? W 100% nie, ale na pewno w 50%. Możemy ich zatrzymać, zmniejszając obciążenia pracodawców, aby rozwiązać problem umów śmieciowych, udzielając im kredytów na niskie procenty oraz obniżając znacznie podatki dla nowo powstających firm ( tzw. start-ups). Powstrzymać emigracje młodych można także inwestując w biotechnologie, I.T. (Information Technology) czy coraz bardziej popularna turystykę agrarną. Podam panu jeszcze jeden przykład; czy pan wie, ze prawie 90% produktów wstępnych do wyrobu lekarstw syntetyzuje się teraz w Chinach, Brazylii i Indiach? Tak, o tym się nie pisze, ani nie mówi, ale taka jest prawda. Później amerykańskie i europejskie koncerny farmaceutyczne, łącznie ze Szwajcarią oczyszczają te produkty, kapsułkują, pakują i sprzedają za krociowe ceny. Polska ma doskonałych biochemików, fizyków, programistów, komputerowców, techników, mechaników, którzy mogli by wytwarzać podobne produkty dla krajowego przemysłu  biotechnologicznego, farmaceutycznego czy zbrojeniowego. Potrzeba tylko wizji, organizacji i dobrej woli sfer rządzących. Pieniądze na rozwój tych nowoczesnych technologii można znaleźć w Unii, tylko trzeba wiedzieć, jak uzyskać te fundusze i jak je podzielić, aby zostały dobrze wykorzystane. Mam wrażenie, że poprzez ogromną wewnętrzną, zbędną biurokrację znaczna część środków unijnych jest najzwyczajniej marnotrawiona. Trzeba to zmienić.

Wierze, że młody Polak widząc szanse uzyskania pracy, czy założenia swojego biznesu w kraju, wybierze szanse pozostania w nim niż emigrację.

M.T.S: Dziękuje za wywiad i życzę Pani powodzenia w wyborach.

Rozmawiał Michael.T. Speidel
dla Nowego Dziennika, USA GAZETA

Informacja o zasadach głosowania poza granicami kraju znajduje się na portalu MSZ: www.ewybory.msz.gov.pl

Michael Speidel jest doktorem medycyny, naukowcem, filantropem i działaczem Kongresu Polonii Amerykańskiej. Pracował na Uniwersytecie Harvarda i innych ważnych uniwersytetach amerykańskich. Od ponad 20 lat pomaga Polsce doradzając w dziedzinie medycyny, reprywatyzacji i edukacji. Obecnie jest profesorem na University of Massachusetts.