Lifestyle, Polska

Światło w ciemności. Historia Svitlany Romanenko

Svitlana Romanenko to jedna z tych osób, których życie można podzielić na rozdziały napisane bólem, walką i niezwykłą siłą ducha. Urodzona w Doniecku, w dzieciństwie poznała smak biedy i samotności. Dziś, po dwóch ucieczkach przed wojną, znalazła azyl w Polsce, gdzie zaczyna wszystko od nowa. Jej historia nie jest jedynie opowieścią o stracie, lecz przede wszystkim o nieustającym poszukiwaniu nadziei. To właśnie ta nadzieja prowadziła ją przez najciemniejsze chwile i pozwoliła odnaleźć dobroć w sercach obcych ludzi.

Svitlana Romanenko Fot. archiwum SR
Svitlana Romanenko Fot. archiwum SR

Dzieciństwo bez zabawek, dorosłość bez iluzji

Svitlana Romanenko, urodzona w Doniecku, wspomina swoje dzieciństwo jako czas, w którym nie znała dziecięcej beztroski. „Mama zmarła, gdy byłam małą dziewczynką, a ojciec, pracujący w kopalni, odszedł, gdy miałam zaledwie dziewięć lat. Żyliśmy biednie. Pamiętam, jak czasem w domu nie było chleba przez kilka dni” – opowiada. W tamtych trudnych czasach każdy dzień był walką o przetrwanie. Dzieciństwo, które powinno być pełne zabawek i miłości, stało się dla niej szkołą przetrwania.

Na szczęście na tej drodze Svitlana miała dwie latarnie – babcię i dziadka. „Zabrali mnie do Drohobycza i dali mi to, co mogli: jedzenie, ubrania, edukację. Dzięki nim nauczyłam się być silna i nigdy się nie poddawać.” To właśnie dzięki ich trosce, młoda dziewczyna mogła marzyć o przyszłości.

Życie, które rozpadło się dwa razy

Gdy Svitlana wydawała się odnaleźć stabilność w życiu – małżeństwo, dwoje dzieci i spokojne dni w Drohobyczu – przyszedł rok 2014. Wojna w Doniecku zabrała jej wszystko. „Bomby zniszczyły nie tylko Donieck, ale też moje życie. Gdy umarli dziadkowie, zostałam sama z dziećmi. Rozwiodłam się, straciłam mieszkanie w Drohobyczu, które zabrała ciotka. Zostałam z niczym.”

Drugi cios przyszedł wraz z rosyjską inwazją w 2022 roku. Ucieczka z dziećmi stała się koniecznością. „Syreny alarmowe, płaczące dzieci, przepełnione autobusy. Jechaliśmy ze Lwowa do Polski przez 48 godzin, z przystankiem na granicy. Panika, strach i świadomość, że zostawiasz za sobą całe życie, to coś, czego nie da się zapomnieć.”

Nowy dom w Tychach

Polska stała się dla Svitlany azylem. Dzięki pomocy pani Marzeny, która nie tylko zapewniła jej mieszkanie, ale również znalazła pracę, mogła zacząć od nowa. „Pani Marzena jest jednym z wielu dobrych ludzi, których spotkałam na swojej drodze. Przez te wszystkie lata nie było w moim życiu złych osób. Polacy pokazali, że mają wielkie serce.”

Tychy-Paprocany Fot. archiwum SR
Tychy-Paprocany Fot. archiwum SR

Dzieci Svitlany rozpoczęły naukę w polskiej szkole. „Pierwsze dni były trudne. Dla moich dzieci to był krok w nowe życie, ale dzięki polskim nauczycielom, którzy okazali zrozumienie i wsparcie, udało się. Po raz pierwszy moje dzieci zobaczyły życzliwość i szczerość.”

Tychy, gdzie obecnie mieszka, stały się dla niej drugim domem. „Obcy ludzie stali się moją rodziną, a moja rodzina – cudzą. Wojna zmieniła wszystko. Nauczyła mnie doceniać to, co mam.”

Ciche marzenia i niepewność jutra

Svitlana, choć wdzięczna za otrzymaną pomoc, nie przestaje się martwić. „Moja praca nie jest stabilna. Codziennie zastanawiam się, czy uda mi się zapłacić za mieszkanie i wyżywić dzieci. Chciałabym, żeby moje dzieci miały przyszłość, a ja – spokojne życie.”

Mimo trudności, Svitlana nie przestaje marzyć Fot. archwium SR
Mimo trudności, Svitlana nie przestaje marzyć Fot. archiwum SR

Mimo trudności, Svitlana nie przestaje marzyć. Uwielbia gotować i dzielić się swoimi potrawami z innymi. Poezja i śpiew, który sprawiał jej radość na Ukrainie, daje jej chwile wytchnienia także w Polsce. Wierzy, że nawet po najciemniejszej nocy wschodzi słońce.

Światło w ciemności

„Wojna podzieliła nasze życie na ‘przed’ i ‘po’. To, czego najbardziej nie mogę zaakceptować, to śmierć dzieci i ludzi, którzy już nigdy nie wrócą do swoich rodzin. Wojna nie ma sensu. Uczy jednak doceniać to, co mamy, nawet jeśli wydaje się to niewiele” – mówi Svitlana.

Historia Svitlany to opowieść o sile, jaką można odnaleźć w sobie nawet w najbardziej beznadziejnych chwilach. To także dowód na to, że dobroć obcych ludzi może stać się fundamentem odbudowy i wiary w to, że życie może być jeszcze piękne.

Grzegorz Turski