Dzisiaj nie ma zaskoczeń w wynikach spotkań, choć w przypadku meczu Anglii z Tunezją na takowe się zanosiło. Początkowo Anglicy rzucili się na przeciwnika i w 11 minucie meczu pierwszą bramkę dla Synów Albiomu strzelił Harry Kane. Wydawało się, że kolejne trafienia będą tylko kwestią czasu. Jednak Tunezyjczycy nie zamierzali się poddać, wręcz przeciwnie, zaatakowali. Po ich akcji w 35 minucie sędzia podyktował rzut karny dla Tunezji, bo Kyle Walker uderzył w twarz Badriego. Wykorzystał go Ferjani Sassi. Było 1 do 1. Obie drużny starały się o wygraną, ale z marnymi rezultatami. I kiedy już wydawało się, że Tunezja wywalczy remis, i tym samym jeden punkt, w doliczonym czasie gry (90’+1) Harry Kane wpisał się po raz drugi na listę strzelców. Pokonał uderzeniem głową Tunezyjskiego bramkarza. Nie ma wątpliwości, że przy tej bramce zawalili obrońcy. Anglikom na pewno spadł kamień z serca, bo końcowy wynik był korzystny dla nich, 2 do 1.

W meczu Belgii z Panamą nie było niespodzianki. Jednak pierwsza połowa trochę rozczarowała. Lepsza i skuteczniejsza gra Czerwonych Diabłów w drugiej połowie zaowocowała bramkami. Pierwszą strzelił Dries Mertens (47’), a drugą oraz trzecią Romelu Lukaku (69’ i 75’).
Szwecja jak było do przewidzenia pokonała Koreę Południową 1 do 0. Jedyną bramkę strzelił z rzutu karnego Andreas Granqvist w 65’. Niestety myliłby się ten, kto myślałby, że Szwedzi sprawili Koreańczykom „Potop Szwedzki”. Nic z tych rzeczy. Mecz był raczej z kategorii tych słabszych, a sami Koreańczycy są chyba najsłabszą drużyną na tych mistrzostwach.
Grzegorz Turski