Filozof języka czy filozof literatury jest w stanie przeczytać Różewicza – i inaczej, i całkowicie na nowo. Warto by zrobił to jak najszybciej – pisze prof. Karol Samsel z okazji 10. rocznicy śmierci wybitnego polskiego poety Tadeusza Różewicza.
Moje spotkania z Różewiczem? Myślę, że od odwiedzin miejsca jego pochówku w Świątyni Wang w Karpaczu mijają jakieś cztery lata, może trzy – wątek Różewiczowskiego grobu na terenie Wang często w mojej twórczości wraca – pełni ważną rolę w debiutanckiej powieści pt. Niemożliwość Piety, wcześniej zaś – pojawiał się w piątej części poematu, nad którym pracuję od lat, czyli Autodafe. Jako literaturoznawca pochylałem się z największą uwagą nad romantycznymi echami Różewiczowskiej dramaturgii. Starałem się między innymi udowodnić, że cały eksperymentalny potencjał utworów takich, jak chociażby Przyrost naturalny, może być związany z romantyzmem i postromantyzmem, tu zwłaszcza z Białymi kwiatami Norwida, chociaż nie od parady byłoby dostrzec tu i inne związki romantyczno-postromantyczne, takie jak choćby utworu „Tajemnica lorda Singelworth”, ze Stara kobieta wysiaduje”oraz Ślubów panieńskich z Białym małżeństwem.
Z pewnością potrzeba tu wsparcia myślą badaczy: do czytania Różewicza Białymi kwiatami ważny wydaje się stosunkowo dobrze znany tekst Kazimierza Wyki o problemie zamiennika gatunkowego w pisarstwie autora Kartoteki– w myśleniu całościowym zaś o figurze Norwida Różewicza przydatna byłaby istotna książka Grażyny Halkiewicz-Sojak – „Znalazłem ciszę…”. Tadeusz Różewicz w szkole Cypriana Norwida… Niekiedy sugerowałem jednak, że Różewicz-dramaturg (ten interesował mnie najbardziej) nie był pierwszy. To, co spostrzegał w Kartotece Robert Looby dla przykładu, oznaczając jako wymiar prekursorstwa, dostrzegałem, na przykład, już u Tadeusza Gajcego: Misterium niedzielne – tak mi się zdawało – wyprzedzało rozwiązania Kartoteki o niemal dwadzieścia lat…
Dzisiaj zdaje mi się, że literatura uprawiana przez Tadeusza Różewicza domaga się innej refleksji, nie tylko przecież ode mnie; że wszyscy jesteśmy zobowiązani do jakiejś interdyscyplinarnej modernizacji intuicji na temat autora Nic w płaszczu Prospera. Nie chcę przez to powiedzieć, że czas historii literatury na tym polu się kończy. Nie da się jednakże ukryć, że usiłuję jakoś osłabić siłę jej naturalnie ograniczanych, moim zdaniem, rozpoznań. Nie mówię tu, dla przykładu, o czytaniu Różewicza dramatologią – lecz o czymś jeszcze odleglejszym, może przede wszystkim o przeczytaniu Różewicza przy pomocy narzędzi współczesnej, ponowoczesnej już właściwie, filozofii języka – nie tyle promującej już określone poglądy na język (jak jeszcze było u wczesnego Wittgensteina), co – ryzykowne słowo… – „kapitulacyjnej”, bądź pewną „kapitulacyjność” rozważającej. Jak rozważającej? Jako koszt, jako stawka, jako ograniczenie, które kładzie się cieniem na to, co da się, co – można w ogóle powiedzieć… Reprezentowali ową postawę Willard Van Orman Quine i Donald Davidson. Polski filozof literatury – o ile posiadałby rozbudowane kompetencje filozoficzno-językowe i interdyscyplinarną wrażliwość – powinien móc bez trudu wpierw rozpoznawać literaturę Różewicza przy pomocy Quine’owskiej filozofii języka, a następnie literaturę (nieco młodszej) Szymborskiej. Bo skoro już mówimy o latach: Różewicz to 1921 rok, a Szymborska to 1923 – i chociaż Quine rodził się w tym wypadku w najwcześniejszym 1908 roku, jego uczeń Davidson jest właściwie reprezentantem tego samego pokolenia, co pokolenie Różewicza i Szymborskiej – data urodzenia: 1917 rok. Czy to oznaczałoby, że filozoficzne doświadczenie języka udzielające się Davidsonowi jest w jakimś wiarygodnym stopniu przekładalne na artystyczne doświadczenie literatury udzielające się Różewiczowi i jednocześnie Szymborskiej. Wszak – czy mówimy tu o języku, czy o literaturze – w rozumieniu filozofów życia, mówimy zawsze o życiu, o Lebenswelt i jego przejawach – winnibyśmy, zatem, znać jakąś godną zaufania zasadę przejścia od mówienia o jednym do mówienia o drugim? Chyba tak…
A o czym mówimy tutaj, konkretnie? Cóż, o najważniejszych tezach Quine’owskiej filozofii języka: portretuje je może najwydatniej tom studiów Słowo i przedmiot (Word and Object) Różewicza z 1960 roku. To dla nas nie bez znaczenia – jesteśmy w 3 lata po zbiorze wierszy Szymborskiej, pt. Wołanie do Yeti i w 2 po przełomowym Różewiczowskim tomie Formy: moment wydania Quine’owskiego Word and Object to również moment wydania Kartoteki. Pytanie, jakim językiem, tzn. językiem jakiej komparatystyki, jakiego dyskursu, zderzać te zjawiska ze sobą – co znaczy w tym wypadku porównawcza analiza filozoficzno-literacka – stanowi rzecz, której, oczywiście, nie rozstrzygniemy, nie rozjaśnimy, przynajmniej – nie od razu (być może stanowić winno to element komparatystyczno-interdyscyplinarnej debaty). Jedno jest pewne – filozof języka / filozof literatury jest w stanie przeczytać Różewicza – i inaczej, i całkowicie na nowo. Warto, aby zrobił to jak najszybciej:
Spośród wszystkich poglądów Quine’a najwięcej kontrowersji i nieporozumień spowodowały tezy o niezdeterminowaniu: przekładu, odniesienia i teorii. Po raz pierwszy tezy te zostały sformułowane w Word and Object, w najbardziej rozbudowanej, ale przez to wieloznacznej formie, co stało się później przyczyną ich różnorodnych interpretacji. W odpowiedzi na te obiekcje Quine przedstawił swoje tezy w znacznie uproszczonej i jednoznacznej formie1.
Bardzo obiecująca jest ta „najbardziej rozbudowana, ale przez to wieloznaczna forma”. Daje to nadzieję, że Word and Object dałoby się wykorzystać również w tak lokalnych i uszczegółowionych czytaniach, jak czytania dzieł literackich.
Przypisy: A. Kubić, „Niezdeterminowanie” granic poznania w znaturalizowanym relatywizmie pojęciowym W.V.O. Quine’a, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska Lublin – Polonia”, „Sectio I: Phil-Soc”, 2018, vol. XLIII, s. 83-84.
Karol Samsel
Źródło: DlaPolonii