Usiedliśmy gdzieś przy kieliszku, Jerzy Sochanik krygował się, przy wtórze swojego urokliwego jąkania. (…) – Wstępnie zaproponowałem szefowi, to znaczy towarzyszowi Gierkowi, żeby pan zajął przy nim moje miejsce. Służba Bezpieczeństwa już pana sprawdziła, zastrzeżeń nie ma… Byłem zaskoczony, że mówił o tym wprost. Potem dowiedziałem się, że to sprawdzanie narobiło w rodzinnym Jarosławiu i u Oli, w Żywcu, sporo bigosu. […]