Australia i Polonia, Felieton, Życie i społeczeństwo

Trzeba wiedzieć kiedy z Ukrainy wyjść

Zerkacie jeszcze od czasu do czasu na to, co dzieje się na Ukrainie? Jeżeli ostatnio zapomnieliście, to przypominam, że tak – na Wschodzie nadal się nawalają. Inwazja, która zgodnie z planem Putina miała trwać nie dłużej niż dziesięć dni, przekroczyła niedawno dzień sześćsetny. I kuńca nie widać.

Nawiązując do tytułowej parafrazy „Niepokonanych” – Putin najwyraźniej nigdy nie słuchał Perfectu. Sięgając po kolejne rezerwy, wyskrobując zbutwiałe resztki ze starych magazynów, za chwilę będzie wysyłał żołnierzy na front w samych slipkach i gumowcach. Europejskie Konsorcjum Badań Politycznych szacuje, że Rosja straciła prawie pięciokrotnie więcej żołnierzy niż Ukraina, a w wyniku braków logistycznych na froncie umiera co trzeci ranny rosyjski żołnierz (u Ukraińców co piąty). Ale nie ma się co cieszyć, mimo wszystko nie stawiam na szybkie wycofanie się czołgów (a wkrótce pewnie rowerów) z białym zetem.

Po pierwsze dlatego, że Włodzimierz Wielki ewidentnie wszedł w schyłkową fazę mentalnego rozkładu każdego szalonego dyktatora i już dawno przestał myśleć strategicznie. To ironiczne, że robi tak akurat głowa kraju, na którym w podobnie durny sposób wyłamali sobie zęby Napoleon i Hitler. Ale cóż, każdy jakieś hobby ma. I każdy też ma swój Stalingrad.

Drugim powodem, dla którego nie przewiduję rychłego zakończenia tego smutnego widowiska, jest sławetna rosyjska mentalność. Otóż narody generalnie dzielą się na dwa obozy – na te, które w czasie wojny poddają się za wcześnie (serdeczne „Ahoj!” dla Czechów), oraz te, które zawsze będą się biły do samego końca. Choćby na patyki.

Polska historycznie wpisuje się w drugą kategorię, jednak preferuje nieco mniej toksyczną wersję tego podejścia: „Dobra, nie wygramy, ale możemy jeszcze bardzo ładnie przegrać”. Rosja jednak idzie na całość – i rybki, i akwarium; i wóz, i przewóz. A po nas choćby pożar.

W związku z powyższym miejmy nadzieję, że w kluczowym momencie znajdzie się w otoczeniu Wielkiego Stratega ktoś, kto przełamie tę narodową tradycję. Ktoś, kto podejmie pierwszą racjonalną decyzję od kilkuset dni zdejmując palec Włodzimierza z dużego czerwonego przycisku; a najlepiej zdejmując samego Włodka. W przeciwnym przypadku strach pomyśleć, co przyjdzie do łba temu niedźwiedziowi w potrzasku bez wyjścia.

Darek Jedzok