Świat, Życie i społeczeństwo

W „bawarskich Wadowicach” wszystko wygląda inaczej

Po śmierci Benedykta XVI rodzinna miejscowość niemieckiego papieża liczy na turystyczno-pielgrzymkowe odrodzenie

Jeżeli zapytamy statystycznego Niemca (może z wyjątkiem Bawarczyków), Włocha czy Polaka, gdzie urodził się zmarły kilka dni temu papież Benedykt XVI, albo nie uzyskamy odpowiedzi, albo usłyszymy, że „w jakimś małym, niemieckim miasteczku”. We Włoszech swego czasu mówiono nawet, że „urodził się gdzieś w Bawarii”. To „gdzieś” to Marktl am Inn na pograniczu Dolnej Bawarii i Austrii, nad krystalicznie czystą rzeką Inn. Wybierzmy się zatem do miejsca, które swoje niespodziewane pięć minut miało w 2005 r., kiedy bawarski kardynał Joseph Ratzinger został wybrany na papieża. I zapewne swój czas będzie miało ponownie, po tym jak w ostatnim dniu 2022 r. świat pożegnał 95-letniego Benedykta XVI – pierwszego od XV w. papieża, który dobrowolnie zrzekł się urzędu.

Fot. Chrystian Ślusarczyk

Gdzieś w Bawarii

„Przybyłem z dalekiego kraju”, brzmiały pierwsze słowa nowo wybranego papieża Polaka. Jego następca, Benedykt XVI, witając się z wiernymi, powiedział m.in., że „jest skromnym pracownikiem winnicy Pana”. Ale równie dobrze mógł dodać, że też pochodzi z odległego kraju i miejsca, o którym na lekcjach geografii nie uczyły się nawet bawarskie dzieci.

Jadąc do rodzinnej miejscowości Benedykta XVI (większość odwiedza Marktl, odbijając z trasy do Monachium czy w niemieckie Alpy), trudno nie pomyśleć, że kierujemy się do „bawarskich Wadowic”. Im bliżej jednak tej schowanej wśród zielonych lasów i pól kukurydzy 2,5-tysięcznej miejscowości (nasze Wadowice to miasto 20-tysięczne), tym więcej wątpliwości, czy porównanie ma sens. I to z kilku powodów. Niezależnie od tego, czy jedziemy od północnego wschodu, od granicy z Czechami, czy od południa, od strony Austrii, nie dojedziemy tu autostradą. Gęsta ich sieć szerokim łukiem omija Marktl. Kto wybiera się własnym samochodem, musi być zaopatrzony w najnowsze i najdokładniejsze mapy/nawigacje. Tablice informujące, że zbliżamy się do Marktl am Inn, pojawiają się tuż przed wjazdem do miasteczka. Gdy już się w nim znajdziemy, charakterystyczne brązowe tablice skierują nas w stronę Papst Geburtshaus, czyli domu, w którym 16 kwietnia 1927 r. przyszedł na świat przyszły papież.

Spory budynek może służyć za przykład architektury tej części Bawarii. Biały, z niezbyt wysokim parterem, brązowymi okiennicami i przede wszystkim charakterystycznym, wystającym 2-3 m poza obrys budynku symetrycznym bawarskim dachem. Odnowiona fasada mogłaby świadczyć, że jest to nie tylko jeden z największych, ale i najbardziej zadbany dom w Marktl. Tymczasem jego niewielki dziedziniec z kilkoma starymi śliwami i bluszczem dopiero niedawno został wypucowany na bawarską modłę. Wcześniej zaskakująco długo był placem remontowo-budowlanym.

Muzeum młodzieńczych wspomnień

Wejście dla zwiedzających XVIII-wieczny dom rodzinny Ratzingerów znajduje się nieco z tyłu, w mało reprezentacyjnej części, od strony restauracji. W nowym, dobudowanym skrzydle ulokowano kasę biletową. Kupując wejściówkę, jesteśmy jednocześnie zapraszani na półgodzinny film o Josephie Ratzingerze w języku niemieckim lub angielskim (w tych językach są też wszelkie opisy eksponatów). Przyszły papież w domu przy Marktplatz 11, który udostępniono zwiedzającym, mieszkał jedynie przez pierwsze dwa lata. W 1929 r. rodzina przeprowadziła się do pobliskiego Tittmoning, gdzie ojciec Josepha, bawarski policjant, otrzymał nowe stanowisko.

Ci, którzy spodziewali się, że w domu papieża zachowały się przedmioty należące do Ratzingerów, mogą czuć się zawiedzeni. Niestety, upływ czasu, wojna i przeprowadzki właścicieli spowodowały, że oryginalny wystrój pomieszczeń się nie zachował. Jest tylko biblioteka z dziesiątkami cennych tomów. Brak zachowanych mebli rekompensują w pewnym sensie znakomicie wyeksponowane fotografie z różnych etapów życia Josepha Ratzingera.

Ostatnią właścicielką domu, w którym urodził się Benedykt XVI, była pani Claudia Dandl. Budynek w centrum miasteczka kupiła w roku 1999. Zdając sobie sprawę, że dom będzie się cieszył coraz większym zainteresowaniem turystów, zdecydowała się odsprzedać go władzom. Choć różne źródła podają różne kwoty, papieski dom został sprzedany za niemal 1 mln euro. Chętnych na jego zakup nie brakowało. Bardzo bliscy kupna byli ponoć szejkowie z Emiratów, którzy mieli oferować nawet 5 mln euro!

Kremówki, torciki i zimny „Benedykt”

Po słynnej wypowiedzi Jana Pawła II, który w 1999 r. przypomniał sobie, jak po maturze chodził na kremówki, sporo cukierni w Małopolsce i nie tylko tam zaczęło serwować te ciastka. Moda, by po zdanej maturze wybierać się na kremówki do cukierni Hagenhubera (przestała istnieć w 1945 r.), zapanowała wśród absolwentów wadowickiego gimnazjum po roku 1937. Karol Wojtyła, znany wśród rówieśników jako Lolek, założył się, że zje co najmniej 10 ciastek. Udało mu się, mało tego, skonsumował jeszcze pięć, po czym nie najlepiej się poczuł i… przegrał zakład. Joseph Ratzinger kremówek prawdopodobnie nie jadał, wolał torty. W kawiarni w samym sercu Marktl oferowane są „papieskie torciki”. Ale ich sława i popularność mają się nijak do tego, co osiągnęły papieskie kremówki.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 2/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

 

Źródło: Tygodnik Przegląd

Artykuł ukazał się wcześniej w Tygodniku Przegląd, publikujemy za zgodą Fundacji Oratio Recta.