W Polsce obecnie działa tylko jedno stowarzyszenie pasjonatów Australii. Powstało w latach osiemdziesiątych, gdy wyjazd na antypody był nieosiągalny dla zdecydowanej większości Polaków. – Spotykaliśmy się z podróżnikami, oglądaliśmy, przysyłane z australijskiej ambasady filmy na 16-milimetrowych taśmach po angielsku i mało co rozumieliśmy — opowiada Lech Olszewski, prezes Klubu Miłośników Australii i Oceanii w Bydgoszczy.
To jednak nie zniechęcało rodzin emigrantów i pasjonatów do zachwycania się krajobrazami odległymi o kilkanaście tysięcy kilometrów. — Dzisiaj w Internecie wszystko jest na wyciągnięcie ręki, ale wtedy te nasze spotkania i seanse były rzeczywiście oknem na świat – zwraca uwagę Olszewski.
Pasja do Australii rodziła się w fabryce
Pomost między Bydgoszczą a Australią powstał w 1984 roku. Wtedy, z inicjatywy miłośnika i entuzjasty Australii — Romana Malinowskiego, powstało pierwsze w Polsce stowarzyszenie polsko-australijskie. Działało ono w Domu Kultury przy bydgoskich Zakładach Elektromechanicznych „BELMA”. Na jedno ze spotkań postanowił wybrać się Lech Olszewski, który dziś jest prezesem klubu.
— Praprzyczyną mojego zainteresowania Australią była emigracja mojego brata w czasach „Solidarności”. Trafiłem na ogłoszenie, w nieistniejącym już dzisiaj, bydgoskim „Dzienniku Wieczornym”, że powstaje Koło Miłośników Australii i Oceanii, przekształcone później w Klub Miłośników Australii i Oceanii i tak to się zaczęło – wspomina Lech Olszewski, z którym rozmawiam w siedzibie Klubu w Bydgoszczy. – Byłem ciekawy, jak wygląda życie na drugim końcu świata. O Australii wiedziałem niewiele więcej od tego, co o tej części świata pamiętałem z czasów szkolnych i co brat napisał w listach. Chciałem wiedzieć więcej.

Szacuje się, że w latach osiemdziesiątych z Polski do Australii wyjechało około 25 tysięcy osób. To druga największa „fala” emigracji w tym kierunku po drugiej wojnie światowej. Nic więc dziwnego, że spotkania o Australii przyciągały wtedy całkiem sporo zainteresowanych.
Tak się narodziła pasja do Australii w Bydgoszczy
Lech Olszewski pierwszy raz trafił na antypody w 1987 roku. – To był wyjazd w dużej części „za chlebem” – nie ukrywa. — Bilet lotniczy kosztował wtedy około 1200 dolarów amerykańskich. Cena biletu dzisiaj, gdy się dobrze poszuka, jest podobna, z tym, że w Polsce zarabiało się wtedy około 20-40 dolarów miesięcznie!
— Z uwagi na charakter wyjazdu przebywałem głownie w Melbourne. Były także wypady, m.in. kilkudniowy do Sydney i w australijski busz. Dopiero podczas kolejnych wypraw, a było ich jeszcze cztery, bardziej zwiedziłem Australię — tłumaczy Lech.
Drugi wyjazd to już rok 1997. Była to także pierwsza oficjalna wyprawa bydgoskiego klubu. — Udostępnionymi przez brata i przyjaciół samochodami pokonaliśmy trasę z Melbourne przez Wollongong, Canberrę, Sydney, Brisbane do Proserpine, które były naszą bazą wypadową do Parku Narodowego Whitsunday Islands i Wielkiej Rafy Koralowej a także trasę Melbourne — Adelaide.
To już był zupełnie inny wyjazd, typowo turystyczny, ale także była to okazja do spotkań z australijską Polonią: tą „nową” z lat osiemdziesiątych i tą z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, którzy przeżyli wojnę. Usłyszeliśmy niesamowite historie i świadectwa. Były to bardzo przejmujące spotkania. Byliśmy gośćmi polonijnych rozgłośni radiowych, a także Ambasady Polskiej w Canberze.
Spotkania „oko w oko” przyciągają
Oprócz pierwszej wyprawy, miłośnicy z Bydgoszczy odbyli ich jeszcze kilka: m.in. w 2001, 2003, 2008, 2009 i 2017 roku. W ich trakcie członkowie klubu zwiedzili niemal cały kontynent. — Trudno jest zwiedzić tak ogromny kraj w całości, ale byliśmy we wszystkich australijskich stanach. W 2009 r. objechaliśmy także, podczas miesięcznego pobytu, Nową Zelandię.
Spotkania podróżnicze, opowieści o Australii i Oceanii to jeden z najważniejszych elementów klubowej działalności.
— Odbywamy je w naszej klubowej siedzibie. Jesteśmy zapraszani do szkół, klubów podróżnika, uniwersytetów trzeciego wieku, uniwersytetów dziecięcych. Nie jest łatwo dzisiaj zainteresować ludzi tematyką podróżniczą. Ogromną ilość informacji nt. Australii i Oceanii, w tym profesjonalnie wykonanych filmów, można znaleźć w Internecie. Natomiast żywe słowo, spotkania z podróżnikami „oko w oko” i rozmowa z nimi, możliwość zadania pytań – to nadal przyciąga – wyjaśnia Olszewski.
Australii jest tyle, ile ją odwiedzających
Klub Miłośników Australii i Oceanii w Bydgoszczy zrzesza dzisiaj ok. 30 pasjonatów tego zakątka świata.
— W latach osiemdziesiątych próbowaliśmy zarejestrować nasze stowarzyszenie. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że nie ma zapotrzebowania społecznego na taką organizację – co innego, gdybyśmy chcieli włączyć się aktywnie w działalność Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Dzisiaj korzystamy ze wsparcia Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, który użycza nam siedziby. Okazjonalnie otrzymujemy także wsparcie władz miasta przy organizowaniu większych imprez np. wystaw czy Bydgoskich Spotkań z Australią.
Prezes klubu przyznaje, że, mimo zmieniającej się sytuacji ekonomicznej Polaków, podróż do Australii to nadal nie jest bardzo dostępna opcja i pierwszy wakacyjny wybór.
— Jest to jednak egzotyka. Na podróż trzeba poświęcić około doby, a też nie ma sensu lecieć tam na tydzień lub dwa i trzeba planować dłuższy urlop. Podróżowanie po antypodach nie jest też tanie. Mimo wszystko, dostępność takiej podroży dzisiaj a jeszcze 20-30 lat temu, to niebo a ziemia.
To jaka jest ta Australia? – W jednej z książek o Australii przeczytałem, że tyle jest Australii, ile osób ją odwiedzających i opisujących i każda może być prawdziwa. Inna będzie dla mieszkańca, inna dla turysty, inna dla odwiedzających rodzinę a inna dla podróżnika.
Wojciech Pierzchalski