
W dniu 13 lutego 2021 roku w Sydney odszedł niespodziewanie śp. Bolesław Jan Kwiatkowski, wybitny sportowiec, koszykarz, reprezentant Polski i olimpijczyk, który na stałe zapisał się w historii polskiego sportu. Pogrzeb odbył się w piątek 19 lutego w Sydney.
Bolesław Jan Kwiatkowski urodził się w Warszawie podczas drugiej wojny światowej. Od wczesnych lat interesowal sie sportem – biegał, grał w piłkę nożną, a od 15-go roku zycia całkowicie poświęcił się koszykówce. Byl absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie (1965) i Podyplomowego Studium Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego (1968).
Przez wiele lat grał w klubie AZS AWF Warszawa, gdzie był ważnym ogniwem i kapitanem legendarnych “Czarodziejów z Bielan”. Ze stołecznym zespołem zdobył tytuł mistrza Polski juniorów (1960), seniorów (1967) oraz dwukrotnie Puchar Polski. Na boisku występował z numerem 13. Miał ogromny wpływ na mobilizację drużyny w decydujących momentach. Grał na pozycji rozgrywającego. Jego atutem był rzut z dystansu oraz efektywna praca w obronie. W drużynie narodowej rozegrał 114 spotkań. Z reprezentacją wywalczył brązowy medal mistrzostw Europy w Helsinkach (1967), piątą pozycję na mistrzostwach świata w Urugwaju (1967), szóste miejsce na igrzyskach olimpijskich w Meksyku (1968) i czwarte miejsce na mistrzostwach Europy we Włoszech (1969).
W 1967 roku został najlepszym koszykarzem roku w plebiscycie “Przeglądu Sportowego”. W tym samym roku był powołany do składu gwiazd Europy.
W 1973 roku przeniósł się do ŁKS Łódź. Po zakończeniu kariery został trenerem łódzkiej drużyny, którą poprowadził do brązowego medalu mistrzostw Polski w 1978 roku. Po zakończeniu kariery był wieloletnim działaczem olimpijskim w Polsce i Australii, w której osiadł na stałe w 1981 roku. Prezes Olimpolu (1999 – 2001), współdziałający z Fundacją Komitet Pierre’a de Coubertin w Polsce, Mistrz Sportu, odznaczony Medalem za Wybitne Osiągniecia Sportowe i Złotym Medalem za Zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
Bolesław Kwiatkowski to także kochający Mąż, Ojciec, Dziadek, Brat i Wuj, a przede wszystkim wspaniały, mądry Przyjaciel.
Pozostanie na zawsze w naszych sercach i pamięci.
Małgorzata Kwiatkowska

Tata był całkowicie bezinteresowny. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, jakimi uczuciami nas darzy – dzisiaj, gdy jesteśmy pogrążeni w rozpaczy, czerpiemy z nich siłę. Za najlepsze lata swego życia uznawał te oddane rodzinie; myślę o tym z wdzięcznością – nie tylko jako córka, ale także jako matka. Nic nie sprawiło mu większej radości niż obserwowanie, jak Jego wnuki wzrastają, dojrzewają; cieszyły go ich sukcesy w pływaniu, dopingował Arlo, gdy ten pokochał koszykówkę – patrzył z dumą na Franię, która nagle rozkwitła i z dziecka stała się licealistką.
Franiu, Arlo – dziadek interesował się wszystkim, co Was dotyczy i był z Was bardzo, bardzo dumny! Pewnie dorastając spotkacie wiele osób, zarówno tu, w Australii, jak i w Polsce, które to potwierdzą; przy okazji zapytajcie o Jego życie – także po to, aby lepiej zrozumieć tę polskość, która ukształtowała Was w połowie…
Czasami miewaliśmy odmienne zdania na jakiś temat, ale to co nas łączyło to docenienie przyjaźni. Tata był wspaniałym przyjacielem. Godny zaufania, lojalny, miły – z darem opowiadania cudownych opowieści. Cieszyły go huczne przyjęcia, gdzie mógł brylować wśród przyjaciół, ale i wypady z kolegą do kawiarni.
Dorastaliśmy w domu, w którym hojność wobec innych była oczywistością – w rodzinie, która potrafiła i potrafi pielęgnować przyjaźnie. Dowodem tego są wszyscy tu obecni, także za pośrednictwem internetu – którzy żegnają Tatę z odległych zakątków świata.
Mamy nadzieję, że spodobałoby mu się miejsce, w którym spocznie. Pewnie pochwaliłby: że blisko, że łatwo dojść, że parking niedaleko… I to, co najważniejsze – Jego sąsiadami będzie trójka ukochanych ludzi: Ela, Danusia i Staszek. Świadomość, że zawsze obok niego będą najlepsi przyjaciele, daje nam wielką pociechę.
Szczodrość Taty przybierała różne formy; na przykład chętnie brał na siebie rolę przewodnika wobec gości z zagranicy. Zabrał niezliczoną ilość polskich sportowców, dygnitarzy, starych przyjaciół, nowych przyjaciół i przyjaciół przyjaciół do takich miejsc w Sydney, jak Palm Beach, Watsons Bay, Trzech Sióstr i ukochanego Manly. Entuzjastycznie oprowadzał po swoim przybranym mieście – dla którego naturalnego piękna nigdy nie stracił podziwu.
Oczywiście Tata miewał swoje dziwactwa i śmiesznostki. Uwielbiał dzielić się teoriami na każdy temat – uwielbiał też udzielać rad (nieważne czy dotyczyły ważnych życiowych decyzji czy też błahostek w rodzaju: promocja w Aldi) – nigdy nie przegapił okazji, aby wysnuć jakąś teorię. Pewnego wieczoru – w czasach, kiedy Dave i ja mieszkaliśmy jeszcze na ulicy równoległej do ulicy mamy i taty – po rodzinnym obiedzie szykowaliśmy się do wyjazdu. Tata nie mógł się powstrzymać, aby stojąc przy bramie i wskazując ulicę, nie doradzić: – Pamiętajcie, w lewo, i w lewo!
Oczywiście tata i ja spędziliśmy wiele godzin podróżując na korty tenisowe w całym Sydney. Jestem bardzo za to wdzięczna; dopiero po latach byłam w stanie docenić poświęcenie obojga moich rodziców – poświęcenie, które pozwoliło mi konkurować bez kompleksów z najlepszymi. Dzisiaj, kiedy słyszę czasami w wiadomościach wzmianki o mało znanych peryferiach Sydney, od razu wracam myślami do konkretnych meczów lub turniejów: Berala – turniej wieczorową porą, Milperra – sobotnie poranne zawody, Kirawee – miejsce pierwszego zwycięstwa w turnieju…
Wciąż nie mogę uwierzyć, że zmarł w środku Australian Open – chciałoby się powiedzieć, że to zupełnie nie w Jego stylu. Cieszyło go obserwowanie zmian na szczycie męskich rozgrywek, podziwiał spokojną postawę naszej australijskiej tenisistki numer jeden… Mieliśmy wrażenie, że w tych ostatnich dniach czujemy Jego obecność w salonie w Ashfield, przed telewizorem.
Tatusiu, nie mogę zaakceptować faktu, że Cię tu nie ma. Dziękuję za miłość, wsparcie i zaufanie. Baw się z Elą, wypij lampkę wina z Babcią Krysią, przytul swoich rodziców i zaopiekuj się nami. Kocham Cię – i będę kochała zawsze.
Marysia
Wspomnienie o Tacie – Basia Kwiatkowska
Tato był człowiekiem budzącym szacunek. Był doświadczony, uroczy, ciepły, a do tego świetny gawędziarz. Zawsze byłyśmy bardzo dumne z jego osiągnięć.
W ciągu ostatniego tygodnia artykuły wspomnieniowe o ojcu i złożone nam kondolencje pogłębiły tę dumę i poruszyły nasze serca.
Taty życie mialo duży rozmach; bogate, odważne życie. Podziwiałam go, a najbardziej podziwiałam sposób, w jaki prowadził życie ze skromnością, humorem, niezachwianą pewnością co do wyznawanych przez siebie wartości i głębokim zrozumieniem siebie i innych. To właśnie uczyniło go dobrym trenerem i mentorem, a przede wszystkim wspaniałym ojcem.
Bycie pewnym siebie było dla niego łatwe. Był spostrzegawczy, oczytany i wnikliwy. Bycie hojnym i pokornym również przychodziło mu naturalnie i będzie mi brakowało jego delikatnej obecności.
Nie interesowała go popularność, natomiast lubił bawić towarzystwo dowcipami i przedstawiać swoje opinie. Rodzina była dla niego najważniejsza. Ojciec był zawsze z nami. Był dla nas wsparciem, źródłem mądrości i bezinteresownej miłości.
Ojciec był konsekwetny w uczeniu nas systematyczności i poczucia obowiązku, w zachecaniu do uprawiania sportu. Zasady taty i poświęcenie się sile fizycznej i zdrowiu pomagały nam przez całe życie. Nauczył nas pływać, łapać piłkę, grać w koszykówkę i tenisa. We wczesnych latach obie byłyśmy bardziej zainteresowane sportem niż czymkolwiek innym. Nauczył nas także, abyśmy były ciekawe i wnikliwe.
Tata zachęcał mnie do samodzielnych podróży, ale był ojcem opiekuńczym i często oddawał swoją 30- lub 40-letnią córkę do odprawy na lotnisku ze słowami „opiekuj się moim dzieckiem”. Kiedy podróżowałam, często czułam go przy sobie, przypominając sobie jego historie z życia i nauki, których próbował udzielać, i wiedziałam, że zawsze mogę usłyszeć przez telefon jego uspokajający głos. Jego zasady życia były proste – lubił mowić, że trzeba przestrzegać dziesięciu przykazań; otaczać się ludźmi, którzy sprawiają, że czujesz się bezpieczna i szczęśliwa. Czasami mówiono mi, że chodzę lekko po tej ziemi. Myślę, że nauczyłam się tego od niego.
Noc przed śmiercią taty spędziłam z nim wieczór oglądając tenisa. Była to dla nas radość. Kiedy szłam do domu, przytuliliśmy się i powiedzieliśmy, jak bardzo się kochamy. Przez całe życie nigdy nie wątpiłam w tę miłość. W końcu jego duze serce go zawiodło. Czuję się szczęśliwa, że miałam okazję się pożegnać – kiedy przyjechałam, jego ciało było jeszcze ciepłe. Trzymałam go za rękę i raz jeszcze próbowałam dać mu znać, ile dla nas znaczy. Pocieszam się tym, że jesteśmy dziećmi naszego ojca. Chociaż nadal nie mogę pogodzić się z tą stratą, mam nadzieję, że jego duch i najlepsze cechy będą żyły we mnie i mojej siostrze. Teraz w domu – kwiaciarnia, i codziennie opiekuja sie nami najbliżsi. Wszystko bym oddała, żebys wrocił do na
Tatuś – w tym tygodniu śpię w naszym rodzinnym domu. Jestem otoczona Twoimi rzeczami – zegarek, okulary, długopis, torba na basen i wiele Twoich książek. Patrzę na ten zegarek codziennie i jestem zdziwiona, że on jeszcze chodzi, że czas na nim nie stanął w sobotę o ósmej wieczorem.
Do widzenia mój ukochany ojcze – mój przyjacielu, krytyku, kibicu i nauczycielu. Pamięć o Tobie będzie mi zawsze dawała siłę.
Basia
Wspomnienie o Wujku – siostrzeńcy z Polski
Kochana rodzino z Sydney, kochana ciociu, kochana Basiu i Marysiu, drodzy przyjaciele i przyjaciółki wujka zebrani na tej smutnej uroczystości..
Niestety nie możemy być z wami tutaj i pożegnać naszego najukochańszego wuja i przyjaciela. Każdy z nas nosi w sobie osobiste wspomnienie Bolka, którego na co dzień z nami nie było. Nie pisał długich listów, nie mógł przyjeżdżać regularnie do Polski, żył w kraju na Antypodach. Łączy nas jednak poczucie, że Bolek był obecny w naszym życiu. Dawał temu wyraz w sobie właściwy sposób. Pewnie każdy z nas mógłby opowiedzieć własną historię, jak Bolek był obecny w jego życiu, pomimo tego, że fizycznie był tak daleko. Był obecny wśród nas, bo każdemu z nas dawał sygnał, jak jesteśmy ważni jako rodzina, jako przyjaciele, jako ludzie, którzy kochają jego żonę, dzieci, najbliższych. Dla siebie oczekiwał najmniej.
Bolek urodził się w środku wojny. Dorastał wśród zgliszcz, jeździł odgruzowywać kompletnie zniszczone centrum miasta, by wracać na wózku z cegłami, ciągniętym przez ojca po to, by odbudować rodzinny dom. Bolek często budował i zaczynał na nowo. Zbudował ze swoimi kolegami drużynę koszykarską, składającą się ze studentów, którzy z powodzeniem rywalizowali z profesjonalnymi drużynami. To był zespół, nazwany „czarodziejami z Bielan”, dzielnicy, w której odradzała się Akademia Wychowania Fizycznego, najważniejsza szkoła wyższa dla sportowców w Polsce. Zespół słynął ze swego ducha współpracy, inteligencji i gry fair play. Bolek wprowadził ŁKS Łódź do pierwszej ligi koszykarskiej, gdy został trenerem. Ale przede wszystkim – po wyjeździe z kraju, zaczął kompletnie nowe życie dla Małgorzaty, Basi i Marysi, w Sydney. Zaczynał, znając słabo angielski, jako robotnik. Dziś znamy go jako człowieka, który miał wielu przyjaciół, stworzył dom, w którym lubiliśmy być.
Łączył nas swoim charakterem, optymizmem, radością życia. Spotkanie z Bolkiem było spotkaniem z przyjacielem, który słucha, jest mądry i empatyczny. Krótkie chwile razem dawały poczucie jego obecności zawsze. Bolek stworzył wspólnotę, w której najważniejsze jest to, żeby się wspierać, dawać oparcie i akceptować się wzajemnie. Stworzył więzi, które trwają bez względu na koleje losu.
Jego śmierć jest szokiem. Mieliśmy jeszcze wiele planów razem – wiele rozmów i wycieczek po Sydney i okolicy do odbycia. Wiele historii do opowiedzenia o Warszawie, o Marymoncie, na którym się wychował, o domu w którym wzrastał, a w którym teraz mieszka Paweł i Mikołaj z rodziną, o Łodzi, w której mieszkał z Małgosią, Basią i Marysią. Wujek, jako osoba popularna i towarzyska, ciągle wspominał Warszawę i lata swojej młodości, dawał nam dostęp do świata, o którym wiemy mało, a który jest nam bliski. Czas płynie, a my chcielibyśmy, żeby Bolek nadal był w naszym życiu, żeby poznał nasze dzieci, naszych ukochanych i ukochane, żeby sypał dowcipami przy rodzinnym obiedzie i cieszył się z osiągnięć rodzinnych.
Dla wujka zawsze najważniejsze było, żeby było „do przodu”: więcej, lepiej, szybciej, mocniej. Czasami wysoko stawiał poprzeczkę sobie i innym, ale to też dawało jemu i innym siłę i stymulowało do większej pracy. Podczas gdy życie i okoliczności kreśliły nowe granice, on potrafił je przekraczać lub likwidować, budować mosty i inspirować do działania. Cieszył się ze wspólnoty, ze spędzania czasu razem i budowania razem. To dawało jemu siłę, a nam przynosiło i przynosi inspiracje.
To dzięki niemu nasza rodzina mimo fizycznej rozłąki pozostała bardzo zżyta. To dzięki niemu czujemy nieustanne wsparcie i bliskość naszej ukochanej australijskiej rodziny a oni maja wsparcie z Polski i w Polsce. To dzięki niemu Australia, z której zawsze był bardzo dumny, powędrowała do Polski (i Niemiec), a Polska którą miał w sercu, do Australii. Bolek inspiruje i zachęca do budowy lepszej wspólnoty, w różnej skali i w różnych miejscach na świecie.
Mikołaj i Paweł Lewiccy