
Stand-up zdobywa coraz to nowsze grono rozbawionych odbiorców na świecie. Kto powiedział, że stand-up zarezerwowany jest tylko dla męskich artystów? Polska scena stand-upowa bogata jest w grono kobiet, które potrafią rozbawić publikę do łez. Jedną z nich jest Agata Kolasińska. 16 Września 2023 ta wspaniała artystka zaszczyciła swoim występem publiczność w polskim klubie Sikorski, który znajduje się w Perth w Australii. Stand-up to niełatwy gatunek artystyczny. Jest to kontrowersyjna sztuka, w której nie ma tematów tabu. Żartuje się z tematów zakazanych, takich jak płeć, religia, kolor skóry, czy polityka.

Dowcipy potrafią zaszokować, ale przede wszystkim mają za zadanie rozśmieszyć widzów do granic możliwości. Komicy bardzo często opowiadają o swoich indywidualnych przeżyciach, przemyśleniach. Skupiają się na swoim życiu, radościach, rozterkach, czy niepowodzeniach. Co więcej, artysta nigdy nie uczy się swoich żartów na pamięć. Oczywiście wie, co ma powiedzieć, ale stawia na improwizację, która brzmi o wiele bardziej naturalnie. Zazwyczaj opowiada historie z własnego życia wzięte lub zasłyszane od najbliższych.
Stand-up to zupełnie inna bajka – tutaj liczy się kontakt z publicznością. Komik stający oko w oko z publicznością ma jedno, szalenie trudne zadanie. Musi rozbawić ludzi do łez. Podczas występu wiele rzeczy dzieje się spontanicznie. Artysta nie skupia się tylko na swoim programie, ale także zwraca uwagę na publikę, wchodzi w polemikę z ludźmi, reaguje na to, co się dzieje poza sceną.
Agata Kolasińska swoje występy buduje przede wszystkim w oparciu o abstrakcyjne poczucie humoru. Jej stand-up za każdym razem zadziwia, szokuje i rozbawia do łez, powalając publiczność na kolana. Ta uśmiechnięta, prawdziwa i piękna duszą Polska artystka nie pozostawia widza obojętnym.
Jakie były Twoje początki życia na emigracji? Dlaczego wybrałaś Australię?
Do Australii po raz pierwszy przyleciałam w 2019 roku na półtoraroczny college w kierunku Event Management. Moje początki były podobne do początków wielu emigrantów na całym świecie – praca w gastronomii, sprzątanie domów, znalezienie nowych znajomych, którzy zastąpią Ci rodzinę i przyjaciół, szkoła w obcym języku. Nigdy wcześniej nie mieszkałam poza Polską, więc to były całkowicie nowe wyzwania, które sprawiły, że sporo się o sobie dowiedziałam. Po skończonych studiach wróciłam na dwa lata do Polski, żeby trafić do Australii po raz drugi. A czemu wybrałam Australię? Z miłości.
Jak zostaje się stand-upowcem? Podejrzewam, że to nie jest nagła decyzja: hej, a teraz spróbuję sił w komedii…
To pojawiło się tuż przed drugim przyjazdem do Australii – tym razem obiecałam sobie, że znajdę tutaj formę artystyczną, dzięki której będę mogła mieć kontakt z językiem polskim i z polską publicznością. Postawiłam na stand-up, bo jest stosunkowo prosty realizacyjnie – potrzebujesz niewielkiego miejsca, podstawowego nagłośnienia i oświetlenia. Ale jeśli zaś chodzi o aspekt wykonawczy – jest to najbardziej skomplikowana forma występu, z jaką do tej pory miałam do czynienia. Nie ma muzyki, scenografii, wizualizacji, zespołu, stoisz sama, mentalnie na golasa, prezentując swój punkt widzenia, pod którym podpisujesz się swoim nazwiskiem. Nadal jest to dla mnie jazda bez trzymanki.
Jak wyglądały twoje pierwsze kroki w komedii?
W Polsce przez ostatnich kilka lat należałam do grupy improwizacji teatralnej, gdzie pokazy dla publiczności miały zawsze charakter komediowy. Bo jednak, gdy patrzysz na grupę dorosłych ludzi, którzy wspólnie, bez przygotowania, próbują sklecić jakąkolwiek sensowną fabułę, faktycznie – jest to obrazek komiczny. Ale, oprócz tego, że improwizacja była dla mnie super przygodą, to stała się moim głównym warsztatem scenicznym. Wydaje mi się, że to właśnie wtedy, dzięki moim koleżankom i kolegom ze szczecińskich teatrów zrozumiałam, że komedia to nie tylko żarty, ale przede wszystkim historia.
Jak wyglądał twój pierwszy występ?
Przeleciał mi przez palce, godzina minęła w 5 minut. Wystąpiłam w Klubie Panezski Artisan Distillery w Gold Coast, gdzie przyszło ok. 40 osób. Po występie starałam się z każdym porozmawiać i zapytać o opinię – to właśnie te rozmowy pozwoliły na podjęcie decyzji, że idę w to dalej. Oczywiście nagrałam sobie roboczo ten występ, żeby prześledzić, to, co przygotowałam, ale jak powszechnie wiadomo, trudno nam patrzeć i słuchać samych siebie, więc oglądałam to jak za dzieciaka “Koszmar z ulicy Wiązów” – przez palce.
Czy planujesz by twoje występy osiągały największe zasięgi na kontynencie Australijskim? Czy jesteś otwarta na cały świat?
Na razie skupiona jestem na Australii, bo tu obecnie mieszkam. Jestem absolutnie zachwycona, że polska publiczność przychodzi na moje występy, mimo, że nie jestem nikim znanym i na razie nie mam materiałów w internecie. Po każdym moim pokazie staram się poznać osobiście tę publiczność – schodzę do nich i rolę się odwracają – ja słucham tego, co oni mają do powiedzenia. Okazuje się, że moja historia, w której opowiadam o swoim niełatwym starcie w Australii, jest zawsze początkiem rozmowy i wymianą doświadczeń związanych z emigracją. I prawie zawsze okazuje się, że wszyscy na początku mieliśmy podobnie! A kto wie, być może kiedyś uda mi się wystąpić w Polsce.
Pomówmy jeszcze o twoim pierwszym występie. Jesteś za kurtyną, czekasz na swoją kolej (popraw mnie jeśli to wyglądało inaczej). Co czujesz?
Jestem na zapleczu destylarni polskiej wódki w Australii, siedzę na skrzynce z butelkami, za kotarą, i myślę sobie: “Na co mi ten stres? Dlaczego ja sobie to robię?” Ale właściciele lokalu oraz publiczność przyjęli mnie bardzo ciepło i okazali duże wsparcie – tego pierwszego występu nie zamieniłabym na żaden inny.
Załóżmy, że pudłujesz z dowcipem. Co robisz? Jedziesz zgodnie z planem czy zmieniasz scenariusz i improwizujesz? Powiedziałaś, że byłaś cała w nerwach – co jest stałą częścią występów na żywo – ale czy zawsze udaje ci się zachować spokój, albo przynajmniej wyglądać na spokojną?
Wielokrotnie zdarzało się, że zaraz po żarcie następowała wymowna cisza. Niektóre żarty w jednym miejscu śmieszyły, w drugim w ogóle nie. Z występu na występ staram się mieć coraz śmielszy kontakt z publicznością, sprawdzać i komentować ich reakcje – to burzy mur pomiędzy występującym a publicznością, sprawia, że wszyscy stają się częścią występu. Ale jest to trudna sztuka i wydaje mi się, że potrzeba jeszcze bardzo wielu pokazów, abym mogła poczuć się w pełni swobodna i pewna siebie w stand-upie. Najwięcej kopa daje publiczność – ich energia Cię nakręca i niesie przez cały show. Ale to Ty jesteś za tę energię odpowiedzialna, to Ty ją wyzwalasz.
A co, jeśli nie masz nastroju? Musiałaś kiedyś występować po kiepskim dniu, kiedy nie miałaś ochoty uśmiechać się i żartować? Umiesz po prostu przełączyć się w tryb komika?
Wielokrotnie zdarzyło mi się występować po kiepskim dniu, w końcu zawsze przecież w życiu coś nie gra. Ale publiczność, która przyszła dla Ciebie i zapłaciła za bilet, stawia Cię do pionu. Poza tym dla mnie taki występ jest oderwaniem się od rzeczywistości, chemia mózgu się zmienia i sprawia, że dajesz z siebie zawsze sto procent.
Starłaś się z przeszkadzającymi osobami z widowni?
Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby ktoś przeszkadzał w samym występie. Padają komentarze dotyczące tego, co mówię i fajnie jest je wyłapać, bo są ciekawym początkiem interakcji z widzem. Raz, kiedy opowiadałam historię, jak to moja mama Grażyna co sobotę zarządzała wspólnym sprzątaniem mieszkania, jedna z pań wśród publiczności, żachnęła wyraźnie poirytowana: “No co za wredna baba!”
Zdarza się, że kończą ci się dowcipy? Pytam, bo wydaje mi się, że istnieje presja, by tworzyć nowe rzeczy, na przykład żeby zapełnić cały czas występu albo album. Masz czasem trudności z wymyślaniem dowcipów, czy praktycznie piszą się same?
Dowcipy się nigdy nie kończą. To znaczy żarty się nigdy nie kończą, bo śmiejesz się z życia. Jeśli chodzi o dowcipy, to ja nawet nie lubię tego słowa. Jakbyś mnie teraz poprosiła o opowiedzenie jakiegokolwiek dowcipu, to nie pamiętam żadnego. Mój humor to raczej żarty sytuacyjne, takie, które pojawiają się w danym kontekście, w konkretnej historii – bo to właśnie od niej zaczyna się scenariusz. Jak masz dobrą historię, to żarty piszą się same.
Masz sporo dobrych dowcipów, ale czy to jedyny wymóg, aby komuś udało się w stand-upie? Jest sporo komików-celebrytów, którzy wydają się bardziej popularni niż gwiazdy filmowe, a jednocześnie mają łatkę boleśnie nieśmiesznych. Chodzi mi o to, czy stand-up jest częścią “amerykańskiego snu”. Czy musisz tylko być dobrym komikiem i starać się, aby stać się bogatym i znanym? A może za sławnymi komikami stoi coś jeszcze, na przykład budżet na reklamę i znajomości?
Na pewno sukces ma wiele matek, wielu ojców, a z dużym budżetem marketingowym można zdziałać cuda. Ale nawet światowe gwiazdy, takie jak Iliza Shlesinger, Gabriel Iglesias, Ali Wong, Dave Chapelle, Celeste Barber, zaczynali kiedyś swoją drogę bez potężnych budżetów i managementów. I gdyby nie ich osobowość, charyzma, ciężka praca, upór i konsekwencja, pewnie nie doszliby do tego miejsca, w którym są teraz. Wydaje mi się, że w Stand-upie liczy się autentyczność, którą publiczność wyczuwa od razu. I w sumie nieważne, czy występujesz dla siedemdziesięciu osób, czy siedemdziesięciu tysięcy, czy masz wypasioną technikę sceniczną, czy trzy małe reflektory – ważnym jest, że jesteś w stanie utrzymać skupienie ludzi przez ponad godzinę samego gadania i oni przyszli tutaj dla Ciebie. I to już jest sukces, nieważne, czy w Carnegie Hall, czy w Domu Polskim Sikorski.
A tak na marginesie, rok temu, gdy po raz drugi przyleciałam do Australii, pracowałam jako kelnerka w jednej z restauracji w Gold Coast. Pewnego dnia wparowała do nas kilkunastoosobowa wielkich na dwa metry Amerykanów. Oczywiście ja dostałam ten stolik – “Agaciu, zasuwaj, ucz się!”. Dało się wyczuć, że była to ekipa techniczna jakiegoś artysty. W rogu stołu siedział niepozorny Pan w czapeczce z daszkiem, który w pewnym momencie wydał mi się znajomy. Ale nie było czasu na zastanawianie się, była robota do zrobienia. Po dwóch godzinach biegania między barem, kuchnią a stolikami, wreszcie nastąpił koniec kolacji i uregulowanie rachunku. Goście powoli zaczęli wychodzić, ja otworzyłam saszetkę z pieniędzmi, gdzie oprócz kwoty za kolację było $500 napiwku. Kiedy podniosłam głowę, ekipa odjeżdżała spod restauracji busami z napisem “David Chapelle”. Obsługiwałam Davida Chapelle i jego ekipę! To już jest sława.
Jakie masz perspektywy? Jakie cele? Zdradź nam namiastkę z Twojego codziennego życia i planów na przyszłość? Jak dalece planujesz swoją karierę?
Na razie najważniejszym celem dla mnie jest skończyć trasę stand-upów we wszystkich miastach w Australii, w których są Polskie Kluby. Myślę, że wtedy okaże się, czy taka forma rozrywki sprawdza się wśród Polonii w Australii, czy ja się sprawdziłam w stand-upie i czy z obu stron jest chrapka na więcej. Na razie mam stałą pracę w branży eventowej, która pozwala mi zdobywać doświadczenie w zarządzaniu eventami na australijskich warunkach. Więc robię popcorn i sobie poobserwuję, w którą stronę tym razem pójdzie moje życie zawodowe.
Co Ci jeszcze w duszy gra? Czy masz inne talenty, które chciałabyś pokazać światu? A może jest coś co już jest w procesie kreowania i niebawem zobaczymy owoce Twojej pracy?
Moim marzeniem jest zrealizować tutaj interaktywny spektakl dla dzieci, bo to głównie tym zajmowałam się zawodowo przez ostatnich kilka lat. Od 2014 roku pełniłam funkcję kierownika Centrum Edukacji Filharmonii w Szczecinie, gdzie pod skrzydłami dyrektor Doroty Serwy, wraz z zespołem Edukacji i zespołem Orkiestry Symfonicznej, tworzyłam, produkowałam i prowadziłam spektakle muzyczne dla dzieci. Edukacja jest moją religią i z niej się składam, więc, znając życie, prędzej czy później coś w tym kierunku tutaj wykombinuję. Ale takich dużych i odpowiedzialnych projektów nie robi się w pojedynkę, więc na razie jestem na etapie badania możliwości.
Wielkie dzięki za rozmowę. Gdzie powinniśmy się udać, żeby spotkać się z Tobą kolejny raz?
Zapraszam wszystkich na moje najbliższe stand-upy: 19/10/2023 – Polish White Eagle Club/ Canberra, 22/10/2023 – Polish Club Bankstown/ Sydney, 25/11/2023 – Polish Club Albion/ Melbourne.
Bardzo dziękuję za rozmowę i do zobaczenia!
Rozmawiała Anita Gierczyk