Kultura, Polska

Ze Szczecina w Bieszczady

W galerii rzeźby plenerowej „Quo Vadis” w Tyrawie Wołoskiej

Pan Bogusław Iwanowski jest laureatem wielu międzynarodowych i krajowych nagród. Swoje prace wystawiał m.in. USA, Szwajcarii, Francji i Niemczech. Jego rzeźby znajdują się również w wielu muzeach etnograficznych oraz w zbiorach prywatnych w Polsce i za granicą.

Urodził się w roku 1934 we wsi Dorguń na terenie dzisiejszej Zachodniej Białorusi. Tam reżim komunistyczny był bezwzględny. Zdaniem Stalina Zachodnia Białoruś i Zachodnia Ukraina były najbardziej antyradzieckie. Dlatego tam aresztowania ludzi za ich przekonania polityczne były najczęstsze, wystarczyło np. być Polakiem.

Młody jeszcze Boguś, razem z kolegami powiesił na pomniku Lenina w Grodnie końską torbę. Zwolniono za ten czyn milicjantów odpowiedzialnych za pilnowanie porządku, a naszego bohatera skazano na 5 lat ciężkich robót i wysłano do Kujbyszewa, na budowę elektrowni, gdzie karmiono więźniów zupą z rybich kości i kaszą. Były też i pewne plusy. Liczono im, za każdy dzień pracy przy budowie elektrowni, trzy dni. Dochodziły także inne bonusy. Łącznie więc zamiast 5 lat siedział tam „tylko” 9 miesięcy. Z Kujbyszewa, w ramach repatriacji, trafił do Szczecina, gdzie pracował i mieszkał, na Osiedlu Barnima, przy dawnym kinie „Polonia”. W Szczecinie, na Zamku Książąt Pomorskich, wystawił swoje pierwsze rzeźby. Profesor Emilia Toruńska, nauczycielka rzeźby w liceum plastycznym, doradzała mu, aby nie przestawał pracować nad swoim warsztatem. Widziała bowiem w jego pracach duży talent.

  • Bogusław Iwanowski

Uczestnicząc w plenerze rzeźbiarskim w Bieszczadach, w roku 1986, postanowił zamieszkać tam na stałe. Mógł to zrobić, bo przeszedł właśnie na emeryturę. A Bieszczady, w przeciwieństwie do dużych miast ówczesnej Polski, także do Szczecina, były dużo spokojniejsze i można tam było żyć zupełnie bez większych stresów, tak charakterystycznych dla środowisk zurbanizowanych. Spełniło się także wcześniejsze marzenie artysty, który przez lata marzył o życiu wśród natury, na łonie przyrody. Nic więc dziwnego, że zaraz po przejściu na emeryturę zamieszkał w Bieszczadach w Tyrawie Wołoskiej.

Odwiedziłem go tam kilka tygodni temu. Zawiózł mnie tam jego serdeczny przyjaciel Marek Pantuła — honorowy członek i pełnomocnik Towarzystwa Polskiej Kultury „Jasna Góra” w Naddniestrzu. Powitanie odbyło się przed domem i wejściem do galerii rzeźby plenerowej „Quo Vadis”.

… Naród trwa jeśli posiada znamiona przeszłości. Przedwojenną Polskę odrodzoną i dzisiejszą łączą trzy postacie: marszałek Józef Piłsudski, kard. Stefan Wyszyński i Ojciec Święty Jan Paweł II oraz Bóg, Honor i Ojczyzna — powiedział na powitanie Bogusław Iwanowski. Takie jest credo twórczości pana Bogusława: Ojczyzna i Kościół. Takie też motywy towarzyszą niemal wszystkim jego rzeźbom — nawet historia, ale ta tragiczna z września 1939 roku — Polska rozłupana przez najeźdźców.

Dawniej na jednej mojej rzeźbie — opowiadał dalej — stawiałem razem swastykę oraz sierp i młot. Ale niektórych to raziło, mieli zastrzeżenia, że zbyt politycznie, bo przecież sztuka nie powinna być polityczna. A nasi sąsiedzi spod znaku swastyki co nam zafundowali? Oświęcim, Treblinkę i Majdanek. Natomiast spod znaku sierpa i młota Katyń, Charków i Miednoje. Dwaj też nasi sąsiedzi budowali dla nas obozy śmierci.

Tu jest w ogrodzie jedyna na świecie taka kolekcja, poświęcona dziejom naszego wielkiego patrioty i papieża — św. Jana Pawła II. Chciałem odtworzyć jego życiorys i ukazać tu jego wielką dobroć i miłość skierowaną do całego świata. Pokazuję jego dzieciństwo i pierwsze kroki, pierwszą komunię a następnie lata gimnazjalne. Potem lata seminarium, które w okresie wojny było nielegalne i można było trafić do więzienia czy obozu koncentracyjnego, z którego już się nie wychodziło. Następnie pracę w kamieniołomach. Potrącenie przez niemiecki samochód wojskowy, kiedy jechał rowerem. Wreszcie, gdy został biskupem, kardynałem i papieżem. A następnie z jego wędrówek i pielgrzymek. I w końcu spotkanie z kard. Wyszyńskim, matką Teresą, Dalajlamą, rabinem i patriarchą prawosławnym.

Jego droga życia zaczyna się od Wadowic i prowadzi przez dwa systemy faszyzm i komunizm. Komunizm związany był z próbą jego zabicia i opierał się wyłącznie na kłamstwie i bezwzględności wobec człowieka. Znam to z autopsji. Byłem jako więzień polityczny w Kujbyszewie, gdzie budowałem elektrownie. I gdzie zamordowano 120 tys. więźniów.

W roku 1980 miałem wystawę swoich prac w Nowym Jorku, kiedy przebywał tam polski papież. W programie jego wizyty było m.in. spotkanie z hipisami, którzy podarowali papieżowi dżinsy i gitarę. Za dżinsy podziękował, a na gitarze, zaraz po jej nastrojeniu, zagrał i zaśpiewał popularną amerykańską pieśń. Śpiewała ją z nim cała sala i wszyscy, którzy tam przybyli.

Wybór tematów moich rzeźb nie był przypadkowy. Wszystko miało na to wpływ — i Syberia także. Tym bardziej, że te okropne czasy minęły. A młodzież tego zupełnie nie zna. Trzeba jej to przypominać. Np. zaraz po wojnie, kiedy w ZSRR był głód i kiedy ludzie umierali tam z głodu. I z każdego wagonu, w którym przewożono więźniów politycznych, na każdej stacji, wyrzucano kolejne trupy. Nie bardzo mogłem się pogodzić z faktem, że w tym samym czasie, najlepszą mąkę i zboże, wysyłano z ZSRR do Francji i Włoch bezpłatnie. Twierdzili, że mają tyle zboża, że nie wiedzą co z nim zrobić i wystarczy, że kraje te zapłacą tylko za jego transport. A własny, rosyjski naród umierał w tym czasie z głodu. Przeważnie było inaczej. Kraje zabierały innym, aby dać swoim. A tu było odwrotnie. Rozdawali innym, a nie dbali o swoich.

Udało mi się stworzyć galerię rzeźby plenerowej nazwaną „Quo Vadis”. Rzeźbię od 1985 roku. Galeria powstawała stopniowo. Umieszczałem w niej różne prace o różnej tematyce. Moje zbiory eksponowane są na zewnątrz — w ogrodzie i w domu, we wszystkich pokojach. Ułożone są tematycznie.

W pierwszym dziale są np. dzieje marszałka Józefa Piłsudskiego czy historia życia polskiego papieża św. Jana Pawła II. Wszystkie one powstały już tu w Tyrawie Wołoskiej po roku 1986, już po przeprowadzce ze Szczecina.

Moje eksponaty z ogrodu chcieli odkupić ludzie z zagranicy. To było wiele lat temu, dlatego szczegółów nie pamiętam. Zapamiętałem jedynie, że byli to dwaj biskupi. Nie chciałem się jednak pozbywać swoich prac. Chciałbym, aby po mojej śmierci powstało tu muzeum imieniem Bogusława Iwanowskiego. Ja nie wracam do przeszłości. Bo złe dzieje nie warte są wspomnień, ale warto też o nich wiedzieć. Trzeba zatem wypracować pokój ducha, aby żyć bez nerwów. To jest największy sukces, jaki może osiągnąć człowiek na tej ziemi. Trzeba więc rozpocząć walkę z sobą samym. I dopiero zwycięstwo nad sobą samym daje nam największe zwycięstwo…

Rozmawiał, notował i fotografował
Leszek Wątróbski