Ziemia obiecana czy pułapka (4)
Przeklęte koło Aborygenów
W latach 1750-1900 liczba ludności Europy powiększyła się z 140 mln do ponad 400 mln, co w znacznym stopniu przyczyniło się do wzrostu emigracji. W poszukiwaniu chleba, wolności religijnej lub politycznej, ze Starego Kontynentu wyemigrowało w latach 1850-1900 ponad 20 mln osób, z tego połowę stanowili mieszkańcy Wysp Brytyjskich. Główne kierunki emigracji to Afryka, obie Ameryki, zwłaszcza Stany Zjednoczone, gdzie w około 1900 roku docierało po 15 tysięcy osób dziennie, podczas gdy do Australii około 30 emigrantów; nadto niewielka liczba rolników, którzy byli tu bardzo pożądani. Do głównych przyczyn zniechęcających do wybrania Australii zaliczano odległość i związaną z tym niebezpieczną podróż, koszta przejazdu (40 funtów od osoby; do USA – 7 funtów), co w przypadku kilkuosobowej rodziny stanowiło ogromny wydatek, oraz świadomość, że była to kolonia kryminalistów. Stopniowo liczba wolnych osadników wzrastała, co zmuszało władze kolonii do poszukiwania nowych terenów nadających się pod uprawę i hodowlę i wypierania czarnych na coraz to bardziej jałowe ziemie, gdzie przymierali głodem.
Z literatury, z której wyziera niepotwierdzony nigdzie optymizm wynika, że przed przybyciem obcych na ten kontynent myśliwy bez trudu dostarczał rodzinie w ciągu tygodnia około dwudziestu upolowanych oposów, mięso kangurów często piekło się w ognisku, nie brakło ryb, jadalnych korzeni, owoców, miodu. Tysiące mieszkańców kolonii, zadeptało ziemię na dużej przestrzeni pełną jadalnych korzeni i robaków. Niebawem wypłoszyli zwierzynę, odcięli drogę do zarybionych łowisk, zablokowali dostęp do wody źródlanej. W sumie więc, pobożne zamierzenia wzajemnej, pokojowej egzystencji już na wstępie nie wytrzymały próby życiowej. Z drugiej strony, niestety, obopólnej tolerancji nie sprzyjało niesłychane zacofanie Aborygenów, prymitywizm i ubóstwo w codziennym życiu. Na przykład, nie znając garncarstwa, nie zdawali sobie sprawy z prostego procesu gotowania, stąd młody tubylec w kotle z kipiącą wodą ręką próbował „złowić” kawałek ryby. Koczujący krajowcy często zmieniali obozowiska nawet, jak w okolicy znajdowali dostateczną ilość pożywienia i wody. Jednym z powodów był niewiarygodnie lekceważący stosunek do higieny. Odpadki, resztki pożywienia, odchody ludzkie – wszystko to zalegało wokół obozowiska tworząc ścianę odoru nie do zniesienia i sprowadzając chmarę natrętnych owadów. Mieszane uczucia Europejczyków wzbudzały również sposoby ochrony nagiego ciała przed kąśliwymi owadami. Na obszarach nadmorskich na głowę kładziono rozciętą, tłustą rybę lub płat mięsa, z której spływający po ciele tłuszcz zmieszany z gliną, popiołem od biedy chronił ciało.
Podstawową trudnością nawiązania dialogu z krajowcami była obustronna nieznajomość języka. W tej sprawie gubernator Phillip podjął decyzję odpowiadającą duchowi epoki. Kazał pojmać trzech krajowców, zakuć w kajdany, dobrze karmić, życzliwie obchodzić się z nimi i uczyć języka, słowem – przysposabiać do funkcji tłumaczy. Eksperyment nie zdał egzaminu, bowiem jeden z nich zmarł, drugi zbiegł, pozostał Bennelong, który jako pierwszy Aborygen przyzwyczaił się do noszenia odzienia i picia rumu w ilościach zagrażających zdrowiu. Egzotycznego „dzikusa” wraz z innym pojmanym, o imieniu Vemmerrawannie, wysłano na dalszą edukację do Anglii, gdzie chłopak zmarł, a Bennelong po powrocie (1795) zamieszkał w chatce kamiennej na cyplu nazwanym jego imieniem, gdzie obecnie stoi gmach opery. W sumie nie przystosował się on do białej społeczności, wyobcował z rodzinnego środowiska, okazał się marnym negocjatorem i zginął w jakiejś bójce z krajowcami.
Błękitne Góry – płaskowyż ponad 1000 m n.p.m. w odległości ok. 100 km na zachód od Sydney obecnie stanowi atrakcję turystyczną. W roku 1813 trzech śmiałków: G. Blaxland, W. Ch. Wentworth i W. Lawson wytyczyło drogę do żyznych terenów leżących po drugiej stronie tych gór. Obszary te, z reguły zasiedlało nowe pokolenie, które podobnie jak rodzice zaliczało tubylców do rasy o zerowym poziomie cywilizacji, mieszczącej się pomiędzy istotą dwunożną i pewnym gatunkiem małp.
Na najbardziej wysuniętych przyczółkach białego osadnictwa pojęcie litości, moralność, prawo nie były w wielkiej cenie. Egzystencję dyktowała pogoda, a powtarzające się susze doszczętnie rujnowały osadników. Do tego dochodził brak rąk do pracy i stałe niebezpieczeństwo zagrażające ze strony Aborygenów. W okolicach Sydney wojna o zdobycie żyznych ziem wzdłuż rzek Hawkesbury i Parramatta (w języku aborygeńskim „Wiele węgorzy”) trwała bez mała sześć lat i pochłonęła wiele ofiar, głównie Aborygenów. Co z tego, że liczbowo przewyższali najeźdźców, skoro nie byli rasą wojowniczą, działali w rozbiciu, nie mieli nowoczesnej broni. Słabiutkie grupy napadały na pasterzy, leżące na odludziu osady, podróżnych. W odpowiedzi byli masakrowani przez wojsko, policję, uzbrojonych osadników, w szeregach których nie brakło skazańców. W procesie unicestwiania „czarnuchów” sprzymierzeńcem białych były choroby przywleczone z Europy, wobec których ich biologiczne systemy obronne były bezsilne.
W miarę zaostrzenia się konfliktu, ekipy pacyfikacyjne otrzymywały z urzędów pisemne zezwolenie na odstrzał „dzikusów”. Tę politykę pokojowymi metodami, próbował rozładować jeden z największych reformatorów kolonii, gubernator Lachlan Macquarie (1762-1842), doświadczony dowódca, biegły administrator zmierzający do przekształcenia kolonii w samowystarczalny organizm gospodarczy. Już w czasie jego panowania (1809-1821), angielskie idee, postawy, rozrywki, moralność, ubiór, prawa, obyczaje, piśmiennictwo, jednostki miary, system edukacyjny – stanowiły nienaruszalną świętość. Artyści malowali tutejsze eukaliptusy, bardziej podobne do angielskich dębów. Nadto wszystko w sztuce, kulturze, administracji opierało się na wzorach angielskich. Macquarie w polityce z Aborygenami próbował zastosować liberalne metody, zachęcić ich do porzucenia koczowniczego trybu życia wymagającego ogromnych przestrzeni, na rzecz osiadłego. W tym celu zjednał mającego poważanie tubylca Bungarre, nadał mu tytuł „Króla Czarnych”, w okolicy dzisiejszego Blacktown przydzielił mu szmat ziemi, zbudował chatę, podarował zwierzęta co miało być zaczątkiem gospodarstwa. Bliżej Sydney w Parramacie założył szkołę dla dzieci aborygeńskich, ubierał je, żywił, by stwierdzić, że obie inicjatywy, podobnie jak inne próby, nie zdały egzaminu. Tubylcy w swej apatii nie przejawiali żadnego zainteresowania, nie podejmowali żadnych prób przystosowania się. Dzieliła ich głęboka przepaść, spowodowana brakiem w ich kulturze pojęcia pracy, gromadzenia dóbr, pojmowania znaczenia własności, braku ambicji przewodzenia, awansu społecznego, wreszcie tak ważnego w kulturze europejskiej dążenia do rozwoju umysłowego.
Pierwsze osady brytyjskie na Tasmanii założono w 1803 r. i miały one stanowić przyczółek przeciwko inwazji francuskiej, której się obawiano. Gubernator G. Arthur (1824-1836) parał się z trzema problemami: utrzymanie dyscypliny wśród krnąbrnych więźniów, likwidacji band busz randżerów oraz wyeliminowania tubylców z życia powiększającej się kolonii. Nie zdawano sobie sprawy, że Aborygeni poruszali się w pewnym obszarze jak w zamkniętym kręgu, w którym o różnych porach roku znajdowano rozmaite pożywienie. Wyrzucenie ich z tego zaklętego koła, w którym znali każdą piędź ziemi, zmuszało ich do przekroczenia terytorium innego plemienia, co groziło dalszym konfliktem. Nie mając gdzie się podziać, wracali, by walczyć o prawo do swojej ziemi. Na Tasmanii traktowano ich ze szczególnym okrucieństwem. Władze, nie tylko chętnie wydawały zezwolenie na odstrzał „dzikusów”, lecz również za schwytanych wypłacały spore nagrody pieniężne, za mężczyznę 7 funtów, kobietę lub dziecko po 2 funty. Z czasem z zamkniętych rezerwatów niedobitków wywieziono na niegościnną Flinders Island (1830 r.), gdzie wymarli. W polityce wyniszczania czarnej rasy na antypodach inne stany nie pozostawały w tyle.
Warto zaznaczyć, że krwawe akcje odwetowe przeciwko Aborygenom zarządzane były m.in. przez wybitnych ludzi, którzy pełnili funkcje gubernatorów. Na przykład sir T. N. Brisbane, któremu dzisiejsza półtoramilionowa stolica stanu Queensland zawdzięcza swoje istnienie, a który za swoje osiągnięcia naukowe w astronomii w Londynie (1830 r.) otrzymał tytuł baroneta. Gubernator sir J. Stirling, późniejszy admirał Wielkiej Brytanii, osobiście prowadził karne ekspedycje, w których nie oszczędzano kobiet i dzieci. W tych barbarzyńskich aktach niemałą rolę odegrali Aborygeni, pozostający na usługach policji, którzy wsławili się wieloma aktami okrucieństwa wobec swoich braci. Poprawy sytuacji nie przyniosła również powszechna akcja spędzania ich do rezerwatów, gdzie zatracili umiejętność zdobywania pożywienia, gnuśnieli, szybko umierali, lub ulegali kompletnej społecznej degradacji. (cdn)
Dr Roman Korban
Urodził się w 1927 r. w Nadwórnej na Huculszczyźnie. Pod koniec wojny brał udział w ruchu oporu. Po jej zakończeniu w Klubie Sportowym Spójnia Gdańsk (obecnie SLA Sopot) zetknął się ze sportem, któremu poświęcił wiele lat życia. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie. Stopień doktora uzyskał za pracę o historii sportu polonijnego w USA. W latach 1947-1952 bronił barw reprezentacji Polski w biegach na średnim dystansie. Był kilkakrotnie rekordzistą Polski oraz czterokrotnym mistrzem Polski. Olimpijczyk z Helsinek (1952). Po zakończeniu kariery sportowej rozpoczął pracę trenerską. Pełnił funkcję Szefa Szkolenia Polskiego Związku Lekkiej Atletyki oraz przewodniczącego Centralnej Rady Trenerów. W Sydney, gdzie zamieszkuje od szeregu lat swą uwagę skupił również na polonijnym ruchu sportowym, historii Australii, a zwłaszcza ich pierwotnym mieszkańcom Aborygenom. Publikacja, w której obecnie przygotowuje ten temat, w polemiczny sposób traktuje wybrane fragmenty historii najstarszych mieszkańców kontynentu, skłoni do dysputy i wymiany poglądów.