Australia i Polonia, Edukacja, Świat

Doktor Karl

Express Australijski, Polish-Australian Express, polish news, Polonia, polska gazeta, wiadomości polskie w Australii, polish language papers in Australia, polish newspaper in Australia, Australia’s Polish newspaper, Polish ethnic group in Australia
Dr Karl Kruszelnicki podczas wykładu w Klubie Polskim w Ashfield

– „Chciałbym mieć w mózgu 30 gigabajtów pamięci RAM”
Z dr. Karlem Kruszelnickim specjalnie dla Expressu Australijskiego rozmawia Darek Jedzok

Zbliżając się do gabinetu słyszę strzępek rozmowy: „Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. I to prawda, tyle, że tą przyczyną jest z reguły fizyka albo biologia”. Przy telefonie siedzi najbardziej barwna – dosłownie i w przenośni – postać australijskiej nauki. Dr Karl, czyli Karl Kruszelnicki, jak zawsze ma na sobie ekstrawagancką, kolorową koszulę, która bezbłędnie komponuje się z równie ekstrawaganckim wystrojem gabinetu. Tu zdjęcie fizyka podczas wykładu, tam tekturowa postać Taylor Swift z gitarą elektryczną. Tu stosy naukowych publikacji, tam skórzana kurtka. Na stole laptop z Królewną Śnieżką trzymającą nadgryzione jabłko Apple.
Dr Karl od lat utrzymuje status najbardziej znanego popularyzatora nauki w Australii, a listą jego osiągnięć można by obdzielić parę osób. Tytuły naukowe z kilku dziedzin, kilkadziesiąt książek, setki audycji, Australijski Ojciec Roku i nagroda IgNobel za badania nad składem… brudu w ludzkim pępku. Wywiady z takimi osobami robią się same.

Zanim przejdziemy do naukowych spraw, po prostu muszę zapytać o Pana polskie korzenie. Czy nadal czuje Pan jakąś więź z Polską? Czy odwiedził Pan kiedyś ojczyznę swoich rodziców?

– Wybrałem się do Polski przy okazji mojego miesiąca miodowego w 2006 roku. Braliśmy ślub w Norwegii, w kręgu polarnym, i na dzień ceremonii celowo wybraliśmy najdłuższy dzień w roku, gdy nie zachodzi słońce. Oczywiście miała to być metafora – aby tak samo, jak nie znika słońce, miłość nie znikła z naszego małżeństwa. Moja ośmioletnia córka, która była z nami, powiedziała: „Tato, przecież to bez sensu, jak to możliwe, że słońce nie zachodzi?” Więc wyjaśniam: „O północy słońce będzie nadal na niebie, nad horyzontem.” „No co ty, oszalałeś!”. Ale zobaczyła na własne oczy. Wracając przejeżdżaliśmy przez Polskę, odwiedziliśmy Warszawę, ale też Gdańsk, skąd pochodziła moja mama oraz Lwów, miasto mojego ojca. A więc zaledwie trochę posmakowałem tego kraju. Nie znam polskiego, ale na szczęście miałem przyjaciół, którzy pokazali mi Warszawę. Chciałbym wrócić i zobaczyć Kraków, który jest podobno przepiękny.
To prawda, podczas drugiej wojny światowej nie uległ on takim zniszczeniom, jak Warszawa.
Właśnie, słyszałem, że to zasługa pewnego niemieckiego dowódcy. Otrzymali rozkaz zniszczenia każdego miasta, z którego się wycofywali, ale akurat ten człowiek nie posłuchał rozkazu, ponieważ miasto było po prostu zbyt czarujące.

W wywiadach często opowiada Pan o swoich kochających i oddanych rodzicach, jednak w dzieciństwie doświadczył Pan też wielu nieprzyjemnych sytuacji – szykany, nieprzychylnego stosunku wobec imigrantów ze Wschodniej Europy. Wielu ludzi po takich zajściach zamyka się w sobie, gorzknieje, ale nie Pan. W jaki sposób udało się to Panu przełamać?

– Po pierwsze trzeba sobie uświadomić, że ksenofobia, czyli niechęć do ludzi, którzy odrobinę różnią się od Ciebie, to płytkie, ale powszechne doświadczenie. Jest ona wręcz niedorzecznie przewidywalna. Pewna generacja przybywa do kraju, ludzie ich nie lubią, potem żenią się między sobą, wszyscy poznają się i pokochają, a potem odwrócą się i nie lubią kolejnej generacji. I tak w kółko. Dlaczego nie potrafimy tego przeskoczyć, od razu się polubić i stwierdzić, że „oni” są właściwie „nami”? To zachowanie ma ciekawe tło – około 1% mężczyzn i 2% kobiet odznacza się psychopatycznymi tendencjami. Nie interesują ich inni ludzie, są nieczuli na emocje, nie zarażają się też ziewaniem. 

Nie zarażają się ziewaniem?

– Tak. Niektórzy nie mają takiego odruchu, co może oznaczać jedną z następujących rzeczy: być może taka osoba nie odczuwa emocjonalnej więzi z rozmówcą, być może ma problemy z wyrażaniem własnych emocji, być może jest odrobinę autystyczna, albo – właśnie – ma tendencje psychopatyczne. A więc w każdej grupie ludzi, zarówno miejscowych, jak i imigrantów, znajduje się pewna ilość osobników, których utrzymują w ryzach prawa danej społeczności. Jeżeli masz małą społeczność plemienną z niewielką ilością ludzi, około 120 osób, psychopaci nie wychodzą poza szereg. W dużej, anonimowej grupie – na przykład dużym mieście – codziennie spotykasz innych ludzi, a Twoja reputacja nie idzie za Tobą jak zły cień. Możesz ciągle robić złe rzeczy, dzień za dniem, i zawsze Ci się upiecze. A więc także wśród imigrantów znajdą się tacy ludzie  o psychopatycznych tendencjach, którzy przyciągną wiele uwagi, a miejscowi powiedzą „Patrzcie, oni wszyscy są tacy!” 
W Marrickville widziałem afisz skierowany do muzułmańskich imigrantów. Widniał na nim napis: „Muzułmanie won!” napisany po… wietnamsku. Wietnamczycy byli poprzednią falą imigrantów w Marrickville, a więc teraz można przewidywać, że gdy tylko nazbiera się tam trochę Muzułmanów, zaczną się pojawiać napisy „Hindusi won!” – pewnie napisane po arabsku. I tak w kółko. A więc ja staram się to przeskoczyć. Jednym z powodów jest mój ojciec, który zawsze był dla mnie wzorem do naśladowania. Wiele lat później opowiedział mi historię o tacie jednego z moich kolegów szkolnych. Mój ojciec przeszedł przez kilka różnych radzieckich i niemieckich obozów koncentracyjnych, i w jednym z nich spotkał strażnika, który zachowywał się bardzo brutalnie, jak zresztą wielu z nich – zostali zbrutalizowani przez system, przez trening. A akurat ten gość był wyjątkowo paskudny. Po przybyciu do Australii ojciec pracował w mieście Wollongong, około 80 km na południe od Sydney. Znał 12 języków i był wykształconym człowiekiem, obieżyświatem, posiadał tytuł magistra, co było wówczas bardzo rzadkie, a więc stopniowo awansował w firmie z robotnika aż do działu kadr, gdzie zatrudniał nowych ludzi. I wtedy przyszedł ten strażnik. Szukał pracy. Mój ojciec natychmiast go rozpoznał, ale pozostał niewzruszony, przeprowadził go przez cały proces, wypełnił dokumenty. „Dobra, zaczynasz od poniedziałku, będziesz robił to i to.” Gdy skończyli i mężczyzna właśnie podnosił się z krzesła, ojciec powiedział: „Byłeś moim stróżem w Sachsenhausen i robiłeś tam naprawdę okropne rzeczy.” Facet zbladł jak ściana i usiadł. Pyta: „Co mi zrobisz? Ujawnisz moją tożsamość? Co ze mną będzie?” A ojciec na to: „Nic nie zrobię, dam Ci pracę.” „Ale jak to? Po co?” „To nie dla Ciebie, tylko dla Twoich dzieci. Aby nie były biedne, aby miały szansę na uzyskanie odpowiedniej edukacji – aby zamknąć to koło nienawiści.” 
Sam wiesz, w Europie – zwłaszcza w Środkowej, na Bałkanach, w Polsce też – niektóre waśnie trwają od stuleci. „Kilkaset lat temu Twoi pradziadkowie robili złe rzeczy moim pradziadkom, a więc będę Cię nienawidził.” Mój ojciec chciał zamknąć to koło, a ja pomyślałem – to dobra lekcja, zrobię to samo. Wiele lat później dowiedziałem się, że syn tego mężczyzny był moim szkolnym kolegą w podstawówce i szkole średniej, kilka razy odwiedzałem jego rodzinę nie wiedząc, że ojciec kolegi był strażnikiem w obozie. Zawsze był dla nas miły i uprzejmy, koło nienawiści zostało przełamane. Syn studiował ze mną na uniwersytecie, a następnie otrzymał świetną pracę, osiągnął sukces w życiu, założył rodzinę. Nic z tego nie musiało się wydarzyć, gdyby mój ojciec ujawnił przeszłość jego ojca. A więc doszedłem do wniosku, że tak najlepiej dla wszystkich, trzeba po prostu przerwać tę linię – i dlatego nie wpłynęły na mnie moje własne negatywne doświadczenia.

Express Australijski, Polish-Australian Express, polish news, Polonia, polska gazeta, wiadomości polskie w Australii, polish language papers in Australia, polish newspaper in Australia, Australia’s Polish newspaper, Polish ethnic group in Australia

Przeglądając Pana biografię odkryłem kolejny ciekawy fakt – podobno był Pan pierwszym hipisem w Wollongong. Jaki był wpływ „Flower Karla” na Doktora Karla?

– Kiedy zacząłem pracować w hucie w Wollongong jako fizyk, w wieku 19 lat, byłem już na etapie pewnych zmian. Zacząłem studia jako szesnastolatek i już wtedy miałem pewne problemy z niektórymi wierzeniami religijnymi – molestowanie seksualne dzieci, hipokryzja księży, fakt, że religia nie sprawiała, że ludzie byli lepszymi osobami. Niektórzy wierzący byli dobrzy, inni byli bardzo źli. Nie stałem się ateistą, ale agnostykiem, więc już na uniwersytecie opuściłem klimaty, w których zostałem wychowany. A w hucie natknąłem się na „flower power”, Woodstock, sex and drugs and rock and roll, głośna muzyka! Słuchałem nagrania z Woodstock i byłem zauroczony. Hendrix, Cream, wszystkie te zespoły. Pomyślałem, że to nowy, dla mnie całkowicie nieznany świat. Później dostałem pracę na Papui-Nowej Gwinei, i tam kontynuowała się moja ewolucja. Gdy po raz pierwszy przyszedłem do pracy, miałem na sobie garnitur, a po przybyciu na Nową Gwineę miałem już długie włosy, przepaskę na czole – więc prawdopodobnie byłem pierwszym hipisem nie tylko w Wollongong, ale też na Papui. Po kilku latach wróciłem do Australii i całkowicie zanurzyłem się w kulturze hipisów. Pracowałem na trasach zespołów rockowych, byłem taksówkarzem, robotnikiem, filmowcem i tak dalej. We wczesnych latach 70. założyłem też pierwszą telewizję kablową w Australii.  Miałem starego Chevroleta z ogromnym bagażnikiem, do którego załadowałem pół tony kabli koncentrycznych. Musieliśmy użyć wózka widłowego. Wywoziliśmy to w pole, ustawialiśmy czarno-białe kamery, nagrywaliśmy zespoły w naszym studio nagrań – i tak oto stworzyliśmy pierwszą kablówkę w Australii. A więc robiłem mnóstwo rzeczy jako hipis, ale byłem raczej takim techno-hipisem. Myślę, że gdyby nie było Flower Karla, zostałbym w hucie aż do śmierci.

Express Australijski, Polish-Australian Express, polish news, Polonia, polska gazeta, wiadomości polskie w Australii, polish language papers in Australia, polish newspaper in Australia, Australia’s Polish newspaper, Polish ethnic group in Australia

Porozmawiajmy o obecnych technologiach. Na początku Internet miał ułatwić dostęp do informacji, miał być tanim i dostępnym źródłem edukacji dla wszystkich. Tymczasem ostatnio pojawiają się coraz to nowe fale pseudonaukowych i antynaukowych ideologii – ruch antyszczepionkowy, klimatyczni denialiści, kreacjoniści, nawet zwolennicy „teorii płaskiej Ziemi”. Co poszło nie tak – i jak możemy to naprawić?

– Po pierwsze – Internet nie przyniósł tych informacji, były tutaj od zawsze. Słyszałeś o Wielkim pożarze Londynu w 1666 roku? Pożar szalał przez trzy dni, 80 procent mieszkańców straciło dach nad głową, a żar był tak wielki, że w ulicach płynęły strugi metalu ze stopionych stalowych łańcuchów. Oczywiście szukali kozła ofiarnego i znaleźli idealną osobę – francuskiego katolika. Anglia walczyła w tym czasie z Holandią, a Francuzi byli sprzymierzeńcami Holendrów. Złapali podejrzanego, torturowali go przez jakiś czas, aż mężczyzna przyznał się do podłożenia ognia w Westminster. Tyle, że pożar nigdy nie dotarł do Westminster. Torturowali więc dalej, aż Francuz przyznał się do wrzucenia zapalonych przedmiotów przez frontowe okno piekarni, od której zaczął się pożar. I znowu kilka problemów. Mężczyzna miał zdeformowane ramiona, więc tak naprawdę nie mógł niczym rzucać. Po drugie – piekarnia nie miała od frontu żadnych okien. Po trzecie – w czasie pożaru biedak nie był nawet w Anglii, tylko na pokładzie statku płynącego z Francji. Ale to nie miało znaczenia, został skazany i po sprawie. 
A więc takie dezinformacje zawsze tutaj były, teraz Internet wspomaga je na dwa sposoby – po pierwsze, dzięki niemu dezinformacje szybciej się szerzą. Jeżeli przed wynalezieniem telegrafu Europejczycy twierdzili, że Ziemia jest płaska, to Amerykanie dowiedzieli się o tym dopiero po dwóch miesiącach. Teraz zajmuje to kilka sekund. Po drugie – straciliśmy „miejski rynek”. Pozwól mi wyjaśnić. W dawnych czasach mieszkalibyśmy w dwóch różnych wioskach, jednak raz na tydzień udalibyśmy się do miasta i w końcu wpadli na siebie na rynku. No i rozmowa, piwko, herbatka, mieszają się ludzie i idee. Oczywiście w Internecie też możesz dowiedzieć się rzeczy, o których nie miałeś pojęcia, jednak wiele usług ustawionych jest tak, aby zaoferowały Ci to, czego chcesz. A więc jeżeli obaj jednocześnie wpiszemy do wyszukiwarki te same hasła, to otrzymamy zupełnie inne, spersonalizowane wyniki. Jeżeli ktoś z Teksasu googluje coś na temat ewolucji, to dociera do innych informacji, niż ja. Na Facebooku wszystko, co słyszysz, pochodzi tylko od Twoich znajomych – spotykasz tylko Twoich przyjaciół, ludzi o podobnych poglądach. A więc jeżeli jesteś zwolennikiem Trumpa, to możesz żyć w przekonaniu, że KAŻDY w Internecie popiera Trumpa. Jeżeli popierasz Hillary Clinton, to każdy w Twojej internetowej bańce ją popiera. Internet ma ten podwójny efekt – szerzy dezinformacje szybciej i nie przedstawia Ci opozycyjnych faktów. Podobnie jak z muzyką w Spotify (przyp. aut.: usługa do słuchania muzyki) – algorytm proponuje Ci nowe utwory na podstawie tego, czego słuchasz. W moim przypadku Spotify uważa, że kocham muzykę bluesową. I to prawda, uwielbiam bluesa i rocka! Ale Spotify nie proponuje mi żadnej muzyki klasycznej, żadnego Szopena, żadnego Beethovena, których przecież też bardzo lubię. A więc muszę spróbować i przez jakiś czas słuchać tam klasyki, aby algorytm zaczął mi proponować też utwory z tego obszaru. Na tym więc polega problem serwisów internetowych – Facebook, Google, Spotify etc. dają Ci to, co ich zdaniem chciałbyś wiedzieć. Dlatego zawsze uwielbiałem biblioteki. Spacerujesz między półkami i – bam! – książka zawierająca koncepcje, o których istnieniu nie miałeś pojęcia. W Internecie też możesz to znaleźć, tyle, że niektórzy ludzie aktywnie tego nie robią. Ale nie martwi mnie to. Ta sytuacja wyewoluuje, i to z dwóch powodów: po pierwsze – każda nowa generacja ma o 9 punktów wyższy iloraz inteligencji od poprzedniej. Po drugie – w miarę naszego rozwoju, ewolucji w czasie, stajemy się coraz bardziej pokojowi, obecnie żyjemy w najbardziej spokojnym okresie w historii ludzkości. Tutaj gorąco polecam książkę Stevena Pinkera „Zmierzch przemocy. Lepsza strona naszej natury”.

Jedna z moich ulubionych!

– Żartujesz? Świetnie, a więc wiesz, o co mi chodzi! Czyli – jak wspominałem – dalej ewoluujemy. Ty jesteś bardziej inteligentny ode mnie, Twoje dzieci będą bardziej inteligentne od Ciebie… Jestem bardzo optymistycznie nastawiony, ostatecznie wszystko będzie dobrze.

Właśnie do sklepów trafia pana najnowsza, 40. książka – to nie lada osiągnięcie! Jak długo zajmuje Panu napisanie jednej publikacji i jak wygląda gromadzenie materiałów? Podobno w ciągu miesiąca pochłania Pan stos literatury naukowej o wysokości jednego metra.

Express Australijski, Polish-Australian Express, polish news, Polonia, polska gazeta, wiadomości polskie w Australii, polish language papers in Australia, polish newspaper in Australia, Australia’s Polish newspaper, Polish ethnic group in Australia
Najnowsza książka dr. Kruszelnickiego "The Doctor"
– Mam za sobą 28 lat edukacji, w tym 15 lat na uniwersytecie – i to za darmo, za co dziękuję australijskim podatnikom. Niestety tak już nie ma, co uważam za wielki błąd. Dzisiaj mamy system, w którym edukacja postrzegana jest bardziej jako nieznośny ciężar finansowy niż jako mądra inwestycja w przyszłość. Po drugie – przegryzam się przez literaturę naukową i znajduję dziwaczne rzeczy. Nie jestem wybitnie inteligentny, mój iloraz inteligencji wynosi tylko 110, ale mam smykałkę do wyszukiwania dziwnych rzeczy, więc staram się o tym opowiadać. Na przykład – dlaczego psy przechylają głowę, gdy do nich mówisz? Jedną z możliwych odpowiedzi jest to, że nie widzą Twoich ust, ponieważ zakrywa je ich nos, a więc przechylają głowę, aby widzieć całą Twoją twarz. 
Wiele historii zawartych w książkach pochodzi z mojego cyklu artykułów „Great Moments In Science”, które ukazują się na portalu ABC (możecie je też przeczytać na mojej stronie drkarl.com). Przygotowanie audycji radiowych zajmuje od 3 do 50 godzin. Ostatnio przygotowałem audycję o kryptowalucie Bitcoin – musiałem zrozumieć pojęcia „technologii łańcucha bloków”, szyfrowania przy użyciu klucza prywatnego i klucza publicznego – i to właśnie zajęło mi około 50 godzin. Przetransformowanie tego na potrzeby książki zajmuje w przybliżeniu kolejnych 10 godzin. A więc od 3 do 50 godzin, a 50 godzin to przecież cały tydzień roboczy! Do tego dochodzą inne moje projekty, a nie chciałbym się tym zajmować w czasie, który mam wyznaczony dla rodziny, więc staram się robić mniej niepotrzebnych rzeczy w pracy, a więcej pisać.

Podczas audycji radiowej na Triple J odpowiada Pan na pytania słuchaczy i spontanicznie przywołuje informacje z różnych obszarów nauki. Jednocześnie nieraz Pan wyznał, że ma bardzo kiepską pamięć. Jak to możliwe?

– Tak jest, niestety. Mam słabą pamięć, jeżeli chodzi o tworzenie list. W medycynie istnieją symptomy danej choroby – wysypka, gorączka, zmiany w paznokciach, tak zwana pałeczkowatość palców, o której wspomina już Hipokrates 2000 lat temu. Jeżeli zadasz mi pytanie: „podaj 10 przyczyn pałeczkowatości”, podam Ci może trzy. Pod tym względem moja pamięć jest słaba. Jeżeli wyślesz mnie do kawiarni i powiesz – „dla mnie zwykłą czarną, dla niego espresso, dla niej latte macchiato, dla niego kawę z mlekiem…”, muszę to spisać, mam paskudną pamięć. W przypadku książek polegam na triku, którym dysponuje ludzki mózg, czyli na zapamiętywaniu historii. Twój mózg jest skonstruowany tak, że zapamiętuje rzeczy w bardzo specyficzny sposób. Jeżeli widzisz twarz swojej matki, to nie skanujesz trzy miliony fragmentów informacji zawartych w fotografii – jasny, ciemny, jasny, niebieski, brązowy…  Po prostu patrzysz, błyskawicznie zestawiasz to z informacją zapisaną w Twojej pamięci i Twój mózg zgłasza „O, to moja mama!”. Rozpoznasz ją spośród 7,5 miliarda ludzi na świecie. Jesteśmy zwierzętami społecznymi i musimy nimi być, ponieważ w pojedynkę jesteśmy bardzo słabymi wojownikami. Może z wyjątkiem Jasona Bourne’a. Mamy beznadziejne szpony, zęby też do niczego, nie potrafimy biegać… Nasza siła jest w grupie, a częścią tego jest język i właśnie historie. Jeżeli opowiem Ci o Kim Kardashian, która pojechała do Europy, a tam jacyś kolesie przebrani za policjantów włamali się do pokoju, napadli ją i związali, ukradli biżuterię, wykąpali się z nią nago w błotnej kąpieli, a następnie uciekli w helikopterze, który czekał na dachu, to bez problemu zapamiętasz tę opowieść. Gdybym opowiedział tę historię w 1000 słów ułożonych w porządku alfabetycznym i poprosił o powtórzenie, nie byłbyś w stanie tego zrobić – jednak potrafisz mi dać tych tysiąc słów ułożonych w narrację. Opracowując nowy temat staram się go zrozumieć, stworzyć taką historię i zapisać ją w pamięci jako pojedynczy blok wiedzy. Oczywiście czym dłużej ten blok leży odłogiem, tym bardziej się rozmywa. W swojej książce piszę o ludziach, którzy nie pamiętają własnej przeszłości albo – przeciwnie – zapamiętują wszystkie wspomnienia. Ludzi z tej drugiej grupy możesz zapytać: „Co stało się 26 listopada 2008 roku?”, a oni na to: „Padało, więc ubrałem kurtkę przeciwdeszczową, podczas nakładania skarpet jedna się rozpruła, więc wziąłem z innej pary. W drodze do pracy piorun uderzył w drzewo, a to spadło i zablokowało drogę.” Możesz to sprawdzić w dokumentach i wszystko będzie pasowało. Znaleziono 50 takich ludzi – pamiętają każdy dzień i każde wydarzenie swojego życia. Różnica miedzy nimi a Tobą czy mną polega na tym, że nasze wspomnienia zaczynają się rozmywać po upływie około jednego miesiąca. A u nich nie. Mogą wracać i odświeżać swoje wspomnienia. W przypadku najnowszej książki wyparowało mi z głowy wiele informacji związanych z tematami, które opracowywałem wcześniej. Na przykład historia z wampirami – jak długo trwałoby odsączenie wystarczającej ilości krwi, aby dana osoba straciła przytomność? Wychodzi na to, że 6 i pół minuty. Tymczasem w filmach wampiry wgryzają się na minutę czy kilka sekund, a ich ofiary od razu mdleją. Podczas pisania książki musiałem odświeżyć te wspomnienia, ponieważ znalazły się poza tym obszarem jednego miesiąca. W audycjach mogę odpowiadać spontanicznie, ponieważ czytam dużo literatury naukowej, co pomaga mi odświeżać pamięć. Jeżeli z kolei znajdę coś ciekawego podczas przeglądania Internetu, zapisuję pdfa z informacją w odpowiednim folderze pod odpowiednią książką, co pomaga mi ją później przywołać. Stosuję triki ludzi z superpamięcią, ponieważ moja jest tak słaba.

Express Australijski, Polish-Australian Express, polish news, Polonia, polska gazeta, wiadomości polskie w Australii, polish language papers in Australia, polish newspaper in Australia, Australia’s Polish newspaper, Polish ethnic group in Australia

Co uważa Pan za największe osiągniecie naukowe ostatnich 100 lat?

– 100 lat? Czekaj, w tym czasie już mieliśmy szczepionki i czystą wodę, mieliśmy środki znieczulające… Wiem – antybiotyki! Generalnie rzeczy, które utrzymują ludzi przy życiu są dobre. W ubiegłym wieku ospa zabiła pół miliarda osób, a więc także pozbycie się ospy. Grypa istnieje zarówno u ludzi, jak i u ptaków czy świń, a więc jeżeli pozbędziesz się jej u nas, to prędzej czy później wróci od zwierząt. Ospa istniała tylko u ludzi, więc udało się ją zbić do zera, co jest ogromnym osiągnięciem. Jeszcze coś? Fale grawitacyjne były ważne. O, i czy wiedziałeś, że przy pomocy naszej technologii potrafimy zmierzyć odległość mniejszą niż jedna dziesięciotysięczna średnicy protonu? Nie miałem o tym pojęcia! Wydawało mi się, że spokojnie możemy zmierzyć atom, może jedną dziesiątą, jedną setną atomu… Ale jedna dziesięciotysięczna średnicy protonu? Boże, nie wiedziałem, że jesteśmy aż tak dobrzy! Bozon Higgsa, to było wielkie. Ciemna materia, ciemna energia. „Prawo i porządek”. Stopniowe wprowadzanie pokoju na świecie… Ale mógłbym tak w nieskończoność, wybieram antybiotyki. Gdyby nie one, straciłbym obie stopy i jedną dłoń z powodu choroby o nazwie „zapalenie tkanki łącznej”. Miałem do wyboru amputację, śmierć albo antybiotyki. I jestem wdzięczny za tę możliwość.

A która z obecnych technologii zmieni życie nas wszystkich w najbliższych latach?

– Sztuczna inteligencja i łańcuch bloków. I jakakolwiek technologia, która powstanie dzięki odkryciu bozonu Higgsa, ciemnej materii i ciemnej energii. Sztuczna inteligencja już teraz używana jest do rozpracowania tego, co lubisz czy nie lubisz. Ostatnio opowiadałem o tym, że została też wykorzystana w sądownictwie – otrzymała te same materiały, co sędzia i wydała identyczny wyrok. Problem polega na tym, że nie wiemy, co dokładnie ona robi. Niedawno przeprowadzono eksperyment, podczas którego sztuczna inteligencja sama nauczyła się odróżniać człowieka od banana, doszła do stuprocentowej skuteczności. Jednak gdy poproszono ją o przedstawienie, jak wygląda banan, a jak człowiek, wypluła kompletny nonsens. Banan wcale nie wyglądał jak banan, jakieś tam kolory i bohomazy na ekranie. Pomimo tego sztuczna inteligencja na podstawie tego bałaganu odróżnia człowieka od banana – i jeżeli coś w tym zmienisz, to zacznie się mylić. Teraz uczy się prowadzić samochody, musi odróżniać rower od samochodu czy człowieka lub pustej drogi. Jeżeli się pomyli, może kogoś zabić. A więc pojawia się mnóstwo problemów, sztuczna inteligencja może być zarówno naszym przyjacielem, jak i wrogiem. 

Express Australijski, Polish-Australian Express, polish news, Polonia, polska gazeta, wiadomości polskie w Australii, polish language papers in Australia, polish newspaper in Australia, Australia’s Polish newspaper, Polish ethnic group in Australia

Taki inteligentny samochód może zostać zmuszony do rozwiązywania tzw. „dylematu wagonika”, „dylematu zwrotnicy”.

– Dokładnie! Mogą powstać sytuacje podobne do tego eksperymentu myślowego. Twój samochód jedzie po moście, z naprzeciwka nadjeżdża autobus pełny dzieci. Nagle pęka opona autobusu, pojazd traci balans i samochód musi podjąć decyzję – albo jedzie dalej i strąci autobus z mostu, albo strąci i zabije Ciebie, ratując 40 innych ludzi. Ot, taki zabawny świat.

Kto jest Pana ulubionym naukowcem lub myślicielem – nie tylko ze względu na jego dokonania, ale także jako człowiek?

– Prawdopodobnie fizyk Richard Feynman. Einstein był dobry, ale zrobił błąd i nigdy się po tym nie pozbierał – tym błędem było odrzucenie mechaniki kwantowej. Wcześniej ktoś wyperswadował mu teorię rozszerzającego się wszechświata, która ostatecznie okazała się słuszna, więc Albert obiecał sobie, że już nigdy nie będzie zmieniał zdania. Bez względu na to, ile informacji pojawiało się w tym obszarze wiedzy, nigdy jej nie uznał, a więc właściwie zmarnował ostatnich 40 lat swojego życia. Tymczasem Feynman zawsze był dynamiczny, żywy i żwawy, pozostając jednocześnie głębokim myślicielem. Chociaż chyba nie aż takim, jak Einstein, który w 1905 roku przedstawił pięć prac, a każda z nich zasługiwała na Nobla. Tego nie zrobił nikt – ani wcześniej, ani później.

Czy myśli Pan, że istnieje limit ludzkiej wiedzy – że w końcu dotrzemy do jakiejś koncepcji, która będzie dla nas całkowicie nieuchwytna, niepoznawalna?

– Nie, ponieważ rozwija się inżynieria genetyczna, możemy się ulepszać. Może jeszcze nie dzisiaj, ale właśnie dokonujemy pierwszych kroków na tej drodze. Potrafię sobie wyobrazić ludzi z implantowanymi układami pamięciowymi, sam chciałbym mieć 30 gigabajtów RAMu, aby w moim mózgu zmieściły się wszystkie moje książki, cała Encyklopedia Britannica i cała Wikipedia. Zaczniemy od pamięci RAM, później będzie mały komputer, a w końcu – komputer kwantowy. Już teraz istnieje około 100.000 ludzi, w których mózgi wbudowane są komputery pomagające im radzić sobie z chorobą Alzheimera, Huntingtona czy Parkinsona. A więc dopóki nie dotrzemy do komputerów kwantowych, nie osiągnęliśmy jeszcze swoich limitów.

Na koniec krótka piłka: trzy książki, które powinna przeczytać każda osoba zainteresowana nauką?

– Wspomnienia Richarda Feynmana pt. „Pan raczy żartować, Panie Feynman!”, „Krótka historia prawie wszystkiego” Billa Brysona i – po trzecie – moja najnowsza książka.

Dziękuję Panu za rozmowę. […]

Darek Jedzok
Foto. EA