Z okazji przypadającej 14 lipca 170. rocznicy urodzin Jacka Malczewskiego warto na moment pochylić się nad dziedzictwem i współczesną recepcją jego dorobku. Jakie to malarstwo niesie dla nas przesłanie? Czy jego przekaz jest uniwersalny, czy może bardziej nadaje się do ilustracji dziejów i opowiadania przeszłości, niż odzwierciedla prawdę o nas samych niezależnie od czasów?
Jacek Malczewski jest jednym z najbardziej cenionych, rozpoznawalnych i zarazem najdroższych malarzy polskich. Jego obrazy po dziś dzień osiągają rekordowe ceny na aukcjach dzieł sztuki. Weszły do naszej wyobraźni zbiorowej niemal na równi z pracami Jana Matejki. Bo któż z nas nie zna omawianych w podręcznikach szkolnych „Melancholii”(1890-1894), czy „Błędnego Koła” (1895-1897)? Według samego Malczewskiego oba te dzieła stanowiły inspirację dla Stanisława Wyspiańskiego do napisania „Wesela” i najczęściej obok wypisów do tego arcydramatu narodowego są reprodukowane. Inne obrazy Jacka Malczewskiego, przedstawiające tragiczny los Sybiraków, malowane w latach 80. XIX wieku, czy „Śmierć Ellenai” (1883, 1907), „Polonia” (1914), czy cykl „Zatruta studnia” (1905-1906) weszły na stałe do kanonu polskiego malarstwa.
Artysta urodził się w Radomiu. W dzieciństwie pod okiem pisarza i pedagoga, Adolfa Dygasińskiego (1839-1902) pobierał pierwsze nauki, wprowadzające go w świat sztuki i budzące artystyczną wrażliwość. Jednak jako malarz w pełni rozwinął się w Krakowie, dokąd przyjechał mając lat 17, w 1871 roku. Pozostał w tym mieście z nielicznymi przerwami na podróże i ekspedycje do końca swoich dni. Początkowo kształcił się w gimnazjum świętej Anny. Szybko jednak przeniósł się do Szkoły Sztuk Pięknych. Jego pracami zainteresował się sam Mistrz Jan Matejko (1838-1893). Studiował w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, m.in. w pracowniach Władysława Łuszczkiewicza (1828-1900) i wspomnianego Jana Matejki oraz w paryskiej École des Beaux-Arts u E. Lehmanna.
Początek pełnej kariery artystycznej Jacka Malczewskiego datuje się na lata 80. XIX wieku. Wtedy powstają wspomniane sceny z Sybiru, związane z martyrologią Polaków po powstaniu styczniowym. Dzieje się tak za przyczyną dzieła literackiego Teofila Lenartowicza (1822-1893) pt. „Cienie syberyjskie” oraz budzi się fascynacja Ellenai, bohaterką poematu Juliusza Słowackiego (1809-1849), „Anhelli”. Sięgnięcie po tę tematykę przyniosło mu wielkie uznanie. Jacek Malczewski zaczął wtedy rozwijać twórczość bogatą w wątki mitologiczne i nie zawsze jasne dla odbiorców dzieł symbole.
Jego prace intrygowały współczesnych nie tylko symboliką, lecz także kolorem oraz wrażliwością na sprawy polskie. Był człowiekiem mocno wpisanym w czasy, w których przyszło mu żyć. Tym znalazł uznanie wśród innych czołowych artystów epoki, krytyków sztuki, marszandów i społeczeństwa, widzącego w dziełach odbicie kondycji utraconej ojczyny oraz umiłowanie polskości, tęsknotę za wolną Polską. „Jest to głęboki poeta i ogromny, do samego dna oryginalny talent malarski, złączeni w jednym człowieku” – pisał Stanisław Ignacy Witkiewicz o Malczewskim. Zaś Stanisław Wyspiański w liście do Lucjana Rydla dodawał: „Malczewskiego obrazy bardzo ładne, mistyczno-realistyczne, ogromnie śliczne, wiesz mi, są to po prostu cudowne rzeczy”.
Jacek Malczewski „chorował” na polskość. Jego obsesją mentalną i artystyczną była ojczyzna, rodzimy pejzaż, w który chętnie wplatał baśniowe figury m.in. fauna, chimery, satyra, rusałek. Interesowała go kultura ludowa. Uwagę poświęcał wszystkiemu, co związane było z polskością, by później przenieść to na kanwę swoich dzieł. Świat wyobraźni Jacka Malczewskiego to również Anioły, symbolizujące wędrówkę życia, śmierć, pielgrzymowania, a także będące stróżami człowieka.
Salwator to jeden z najpiękniejszych zakątków Krakowa i jednocześnie miejsce bardzo ważne w życiu Jacka Malczewskiego. To na pobliskim dla Salwatora Zwierzyńcu, przy ul. Księcia Józefa w willi „Pod Matką Boską” mieszkał wraz z żoną w latach 1896-1910, w intensywnej fazie rozwoju swojego życia artystycznego. I to na Salwatorze już w innej, istniejącej po dziś dzień willi przy ul. Anczyca 7 dożył kresu swych dni. Mieszkał tu w latach 1926-1929. Był odbierany wtedy jako człowiek spełniony. Miał wszystko, czego pozazdrościć mu mógł niejeden artysta: stanowisko profesora i rektora krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, obszerne wystawy z lat 20. XX w. w Krakowie i Lwowie, Warszawie, Poznaniu, prezentujące jego dorobek, uznanie społeczne i miejsce w kanonie. Jednak ze wspomnień i listów przebija postać człowieka samotnego i schorowanego, cierpiącego na postępującą utratę wzroku, ciężkie jarzmo dla malarza.
Choć relacje artysty z jego żoną były od początku chłodne, burzliwe stały się około 1900 roku, gdy Malczewski poznał swoją muzę i kochankę, bogatą ziemiankę Marię Kingę Bal, zwaną Kinią. W chwili spotkania ona miała 23 lata, on 46. W plotkarskim Krakówku mówiono, że Kinia nigdy nie wychodziła z jego głowy. Poświęcił jej szkice i obrazy. Gdy portretował się obok niej, jego wygląd był zawsze młodzieńczy. Romans ten trwał z przerwami do ok. 1914 roku i zakończył się depresją artysty. Do końca swoich dni nie dźwignął się w pełni po tym rozstaniu. Po latach, w 1922 roku nazwał Balową „obłąkaniem artysty”. Przewartościowanie życia na starość zaowocowało pojednaniem z żoną i podjęciem próby naprawienia dawnych zranień.
Jacek Malczewski zmarł 8 października 1929 roku. Został pochowany w habicie trzeciego zakonu św. Franciszka, do którego należał jako osoba świecka. Pochowano go w krypcie zasłużonych kościoła na Skałce przy dźwiękach dzwonu Zygmunta. Żegnali go przedstawiciele świata kultury i nauki, bohema artystyczna, a także tłumy zwykłych krakowian, których poruszał pięknem swoich dzieł.
Obrazy Jacka Malczewskiego są trwałym elementem naszego narodowego dziedzictwa. Obecne są właściwie w każdej z większych polskich kolekcji muzealnych, w tym w Muzeum Narodowym w Krakowie. Doceniane są od wielu lat przez kolekcjonerów prywatnych. W rodzinnym mieście artysty, Radomiu oprócz muzeum jego imienia, działa szlak murali, poświęcony temu malarzowi. Jego dzieła przetrwały próbę czasu i są dla nas inspiracją, okazją do spotkania z wielką sztuką.
Maria Wąchała-Skindzier
Źródło: DlaPolonii