Na Waszym Wydziale trwają obecnie przygotowania do jubileuszu wyższego szkolnictwa ekonomicznego na Pomorzu Zachodnim …
Jakie były początki wyższego szkolnictwa ekonomicznego na Pomorzu Zachodnim? Dziś na Uniwersytecie Szczecińskim są aż dwa wydziały ekonomiczne…
– Nie dwa, ale trzy: Wydział Zarządzania i Ekonomiki Usług, obecnie z siedzibą w kampusie akademickim Cukrowa/Krakowska, drugi – Wydział Nauk Ekonomicznych i Zarządzania przy ul. Mickiewicza i trzeci – zamiejscowy Wydział Społeczono-Ekonomiczny w Gorzowie Wielkopolskim. Świadczy to o dużym jeszcze zapotrzebowaniu na ekonomistów w naszym regionie.
Cała zresztą ekonomia w Szczecinie wyrosła z naszego Wydziału Inżynieryjno-Ekonomicznego Transportu. I ta na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technicznym, Akademii Morskiej i wszystkie inne. Likwidacja któregokolwiek z naszych wydziałów ekonomicznych byłoby oddaniem pola konkurencji zewnętrznej. A przy konkurencji wewnętrznej mamy do czynienia wyłącznie z rywalizacją czyli z nieustannym podnoszeniem poziomu oraz poziomu naukowego.
My skupiamy się obecnie na sektorze usługowym. Drugi wydział ekonomiczny naszego uniwersytetu, przy ul. Mickiewicza, bardziej na sektorze produkcyjnym. Wydział, którym obecnie kieruję jest silnie ukierunkowany na transport, logistykę i turystykę. A są to atuty regionu, które należy dobrze wykorzystać.
Myślę, że także nie do przecenienie jest wkład naszego wydziału, wkład transportowców w rozwój infrastruktury i to zarówno tej na ulicy Mickiewicza jak i nowego kampusu Cukrowa/Krakowska.
Przez ostatnie 10 lat do kasy naszego uniwersytetu wpłynęło 530 mln zł z tytułu czesnego. Z tego prawie połowa tj. 40% została zatrzymana na wspólne potrzeby uniwersyteckie. A kto te fundusze wypracował? W zdecydowanej większości my ekonomiści i nasze dwa wydziały ekonomiczne. Nie zapomnijmy też o wydziale humanistycznym, który jest obecne liczebnie największym wydziałem na uczelni i jako jedyny posiada pozytywne wyniki finansowe.
W ostatnich latach Wydział Zarządzania i Ekonomiki Usług zrealizował ciekawy projekt nowoczesnego ośrodka wsparcia innowacyjności przedsiębiorstw…
– To był duży projekt. Centrum Transferu Wiedzy i Innowacji dla Sektora Usług – SERVICE INTER-LAB (SIL) zrealizowane zostało przez nasz uniwersytet dzięki m.in. dotacji ze środków Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Zachodniopomorskiego na lata 2007-2013. Wartość tej inwestycji wyniosła 66 mln zł. Przyznana zaś nam dotacja opiewała na kwotę ponad 50 mln zł.
Projekt uczelni był jednym z kluczowych projektów realizowanych na terenie naszego województwa. Sam budynek ma 9 tys. m kw powierzchni i posiada różnego rodzaju laboratoria. Paradoks, przy powstawaniu tego obiektu teoretycznie, wkład własny miał wynieść 17 mln zł.
Z kwoty 17 mln zł udało się nam uzyskać ponad 10 mln zł z Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego i ponad 2 mln zł z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Ponadto ponad 300 tys. zł z PFRON (Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych). Z tych 17 mln zł. zostało więc nam do zapłacenia 5 mln zł z kas wydziałowych.
Trzeba tu jeszcze dodać, że w ramach tego projektu wydaliśmy 2 mln zł na książki, 2 mln zł na komputery i 2 mln na bazę biblioteczną. A wszystkie te pieniądze i tak trzeba byłoby wyłożyć, aby normalnie funkcjonować, niezależnie od projektu – czy by był, czy by go nie było.
Podstawą funkcjonowania Centrum Transferu Wiedzy i Innowacji dla Sektora Usług (SIL) jest zaawansowane zaplecze infrastrukturalne, które łączy w sobie funkcje jednostki naukowej, placówki edukacyjnej, ośrodka badawczo-rozwojowego, centrum transferu wiedzy i technologii, inkubatora przedsiębiorczości, instytucji otoczenia biznesu. Jego zaś misją jest wzmocnienie edukacji, nauki i biznesu dla rozwoju sektora usług, wymiany wiedzy oraz kształtowania ich zrównoważonego rozwoju i budowa między nimi silnych powiązań.
Nasze Centrum gwarantuje dostęp do zaawansowanej technologicznie infrastruktury, a także do najbardziej aktualnej wiedzy. Ma służyć praktykom życia gospodarczego, studentom umożliwiać naukę przez praktykę, A pracownikom naukowym zapewniać dogodne warunki do tworzenia wiedzy.
Były też inne jeszcze projekty, które udało się już zrealizować. Jednym z nich był remont Waszego biurowca…
– … przy ul. Cukrowej 8. Projekt ten zrealizowano za kwotę prawie 10 mln zł. Gdybym go nie przeprowadził, to budynek zostałby zamknięty, tak samo jak Dom Marynarza, z powodu braku odpowiednich zabezpieczeń. Musieliśmy wymienić w nim systemy bezpieczeństwa przeciwpożarowego, systemy informacji przeciwpożarowej, suchy pion, dodatkowy agregat prądotwórczy i dodatkową windę ewakuacyjną. Przy okazji udało się też sklimatyzować cały budynek.
Udało się nam jednak zdobyć: 3,8 mln zł z Unii Europejskiej, 1,2 mln zł. z Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Remont biurowca kosztował nas więc nie 10 mln zł lecz tylko 5 mln zł.
Pokazuje to, że nie należy bać się kosztów i inwestycji które pozwolą realizować procesy dydaktyczne i naukowe we współczesnych standardach. Uczelnia musi tylko chcieć oraz wykonać odpowiednią dokumentację, dostosowując ją do oczekiwań władz regionalnych i innych instytucji finansujących projekty. Władze lokalne i regionalne zdają sobie bowiem sprawę, że w polskim Szczecinie potrzebny jest silny i sprawny uniwersytet.
Udało się nam ostatnio, w styczniu br., nadać sali nr 104 imię auli prof. Władysława Górskiego, w pierwszą rocznicę jego śmierci i 99 rocznicę jego urodzin. Profesor był dziekanem i kierownikiem Katedry Prawa Transportowego. Międzynarodowe Centrum Biograficzne w Cambidge ujęło jego osobę i dorobek naukowy w publikacji „Who’s Who In Education” w roku 1987, zaś dwa lata później zaliczyło go do grona pierwszych pięciuset osobistości na świecie. W 1990 roku Rada Amerykańskiego Instytutu ogłosiła go Człowiekiem Roku, dwa lata później – człowiekiem dekady. Międzynarodowy Instytut w Delware uhonorował go tytułem doktora honoris causa. W latach 1982-88 był prezesem Szczecińskiego Towarzystwa Naukowego, a w latach 1982-85 – wice przewodniczącym Komitetu ds. Powołania Uniwersytetu w Szczecinie. W roku 1993 otrzymał tytuł doktora honoris causa naszego uniwersytetu.
A jak widzi Pan przyszłość uczelni i wydziału w okresie demograficznego spadku liczby studentów? Co w systemie nauczanie warto byłoby w związku z tym zmienić?
– Dawniej wyższe szkolnictwo było elitarne. My stawiamy dziś na masowe, co niesie ze sobą pewne plusy i minusy. Z tym się jednak należy pogodzić. Każdy medal ma bowiem zawsze dwie strony. Studia masowe mają swoje konsekwencje. Nadrabialiśmy zaniedbania ostatnich lat, które polegały na dostarczaniu usługi na rynek.
Dziś rynek ten się przetasowuje. Wszystkie uczelnie myślące o swojej przyszłości muszą więc postawić na laboratoria i ćwiczenia. Tu możemy mieć do czynienia z pewną barierą. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: kto będzie prowadził takie zajęcia?
I wracamy tu do dawnego systemu. Do istotnej roli asystentów i adiunktów w systemie akademickim. Natomiast rola profesorów budowanie zespołów, weryfikacja ich pracy naukowej, dydaktycznej, inspirowanie do podejmowania wyzwań, kreowanie swoich następców z szerokich zastępów młodych adeptów nauki tj. studentów, asystentów
Na uczelniach będzie teraz rosło znaczenie ćwiczeń i laboratoriów. Będzie się natomiast, w moim odczucie, zmniejszała rola wykładów. Dziać się tak będzie, bo współczesne techniki dają możliwość zapoznania się z teoria poprzez książkę, nagrany wykład czy prezentację filmową. Te nowe media, czy Internet, zrewolucjonizowały dostęp do informacji. I wykład, który był kiedyś sprawdzonym sposobem przekazywania informacji, dziś staje się zdecydowanie mniej potrzebny. Nie znaczy to, że wykłady przestaną być potrzebne. Ale będzie ich mniej i będą mniej powtarzane.
Tu spotykamy się z dużym paradoksem, bo oczekuje się, że wszystkie zajęcia mają mieć duży stopień powtarzalności co w pewnym zakresie wynika prób zbyt dużej formalizacji naszej pracy. A wykłady, moim zdaniem, powinny zawierać dużą dozę nowości i autorskiego podejścia do tematu i zdecydowanie mniej szablonowości.
Czy nacisk na laboratoria i ćwiczenia wymuszony został przez nowe czasy czy zmusza do tego polityka ekonomiczna uczelni?
– Obecne czasy to wymuszają. Dziś problemem nie jest fakt posiadania wiedzy, lecz jak to coś zrobić, czy przeprowadzić. Co z tego, że ja wiem jak np. rozliczyć Pita, jeżeli go fizycznie nigdy wcześniej nie rozliczałem.
Mamy tu do czynienie z wiedzą i jej praktycznymi umiejętnościami. Wiedza nie zawsze przekłada się na umiejętności. Aby je zdobyć musimy coraz więcej czasu spędzać na jej praktycznym wykorzystaniu, łączyć teorię z praktyką. A przecież nowe – to jest dawno zapomniane stare. I to nie jest wcale prawdą, że my odkrywamy coś nowego. Tak jak mówimy teraz np. o klastrach czyli o specyficznej formie organizacji produkcji. Dawniej istniały przecież zjednoczenia i też budowano systemy współpracy pomiędzy przedsiębiorcami.
I wracając do laboratoriów, to trzeba pamiętać, że w różnych naukach, różnie to może być realizowane. Duży stopień różnego rodzaju laboratoriów był zawsze m.in. w naukach technicznych. Każdy z nas się zgodzi, że jest to system standardowy.
Zupełnie inaczej było w naukach społecznych. Tam podstawą zajęć były głównie tablica i kreda. Wymyślenie natomiast w naukach społecznych laboratoriów jest dość trudne. W jaki sposób, w jakiej formule, pewne umiejętności przekazać studentowi? Wymaga to podglądania, jak robią to inni, bo nie trzeba tu wcale nic nowego wymyślać czy odkrywać.
Co jeszcze warto w metodach nauczania zmienić, dostosowując te zmiany do nowych warunków demograficznych?
– Ważne będzie obniżanie kosztów edukacji. Chcemy zaangażować m.in. przedsiębiorców w nasz proces nauczania. Oni też zaczynają rozumieć, że proces dydaktyczny nie jest wcale taki łatwy. Tak dzieje się np. z UniCredit Business Integrated Solutions Oddział w Polsce, który poprowadzi u nas zajęcia i który je sam finansuje. Jeśli na tę współpracę w ramach specjalności w ramach specjalności Bankowość i Finanse Centrów Finansowych SSC, planujemy 300 godzin i 100 godzin mamy bezpłatnych, bo zajęcia prowadzą ich fachowcy, za ich pieniądze, to nasze koszty się zdecydowanie obniżają. I w taki sposób koszty prowadzenia kierunku, dzięki udziałowi finansowemu podmiotów, są dużo dla nas mniejsze.
Rozpoczęliśmy też rozmowy nt. studiów dualnych, we współpracy z przedsiębiorcami ze Świnoujścia i Kołobrzegu, posiadającymi tam bazę hotelowo-sanatoryjną, ale nie posiadającymi ludzi do pracy. Pracodawcy ci są zdeterminowani przyjazdem np. Ukraińców, aby ktoś u nich pracował, tak aby zapewnić obsługę ich klientów na odpowiednim poziomie.
I mój pomysł jest taki, abyśmy ściągnęli tu młodzież z Ukrainy na studia – np. na kierunek turystyka i rekreacja i zrobili to w ramach studiów dualnych. I np. przez dwa dni mieli by zajęcia dydaktyczne, a w pozostałe dni pracowali w Świnoujściu, zdobywając praktyczne doświadczenie w zawodzie. Za noclegi w Szczecinie płaciliby pracodawcy. To przecież tylko jedna noc w tygodniu.
A jeśli ci studenci przejdą normalną procedurę, to mogą też dostać legalną pracę. Pracodawca może wtedy wystąpić o fundusz szkoleniowy dla swoich pracowników i może sfinansować nasze studia z funduszu szkoleniowego. Trzeba tu tylko teraz połączyć różne instrumenty, co jednak nie jest wcale takie łatwe. To jest jednak jakiś pomysł, oczywiście do dyskusji i uszczegółowienia. Nasuwa się tylko pytanie: czy chcemy go wdrożyć?
Zdaję sobie sprawę, że kiedyś dydaktyka była łatwiejsza. Na zajęcia przychodziły tysiące studentów, którzy płacili za studia czesne. Dziś uczelnie nie są przygotowane do tego, aby operować na małych grupach. Jeśli mamy np. 25 studentów, to się nie opłaca otwierać nowego kierunku. Kiedyś, jak były duże grupy, to uważaliśmy, że musi być co najmniej 150-200 osób na kierunku, aby opłacało się go prowadzić. Widać jednak pewne pozytywne zmiany. Od kiedy liczba studentów zaczęła spadać, to jesteśmy w stanie obniżyć grupę nawet do 60 osób. Jest to dowód na to że uniwersytet ma zdolność dostosowywania się do warunków zewnętrznych…
A czy na Waszym Wydziale prowadzone są studia w obcych językach? Jeśli tak, to w jakich?
– Przyjeżdża do nas wielu profesorów wizytujących. Przykładowo w poprzednim roku akademickim mieliśmy czterech profesorów wizytujących z Niemiec, Kosowa, Słowacji, Bułgarii, którzy realizowali zarówno zajęcia dla doktorantów i studentów na kierunkach FiR, Logistyka, Turystyka, Zarządzanie a także wykłady gościnne dla kadry a w bieżącym roku akademickim dwóch z Łotwy i Bułgarii.
Nasi studenci z obawą podchodzą do nauki w językach obcych. Może dlatego, że nauczanie w języku obcym nie jest celem w samym sobie.
Naszym celem głównym jest stworzenie grupy międzynarodowej, którą tworzą studenci obcokrajowcy. Kilka lat temu uruchomiliśmy na naszym wydziale business economics -potok anglojęzyczny.
Dziś w każdym kraju Unii Europejskiej studia prowadzone są bezpłatnie. Co innego dla studentów z poza UE. Uważam, że w rekrutacji na studia w Polsce zaniedbaliśmy trochę kierunek wschodni. Mam tu na myśli takie kraje jak: Ukraina, Rosja czy Białoruś. Powinniśmy stworzyć takie warunki, które pozwoliłyby ściągnąć do Szczecina większą ilość studentów ze wschodu tak jak ośrodki akademickie Wrocławia, Krakowa, Warszawy.
Próbuję nawiązać dobre kontakty z Ukrainą. Myślę o uruchomieniu wspomnianych już studiów dualnych – czyli wiedza plus doświadczenie w dwupaku. Wymogi współczesnego rynku pracy sprawiają, że sama wiedza to za mało – potrzebuje dopełnienia w postaci praktyki zawodowej. Ten pionierski w skali kraju projekt kształcenia zintegrowanego pozwala pogodzić naukę i pracę, zapewniając w ten sposób najlepsze praktyczne przygotowanie do zawodu i kwalifikacje cenione na rynku pracy.
Mamy w tym roku przygotowane bloki przedmiotów obcojęzycznych – angielskie i niemieckie. W regionie jest wielka luka w nauce języka niemieckiego. Ludzie wolą uczyć się angielskiego. Także nasi maturzyści chętniej wybierają dziś język angielski.
Powstają więc zaległości językowe, które trudno nam potem nadrobić w kształceniu akademickim. Podjęliśmy ostatnio inicjatywę odpowiadając na oczekiwania rynku pracy, w tym naszego partnera UniCredit Business Integrated Solutions Oddział w Polsce wprowadzenia dodatkowych godzin niemieckojęzycznych. Także rok przed wyborem przez studentów specjalności Bankowość i Finanse Centrów Finansowych SSC z modułami niemieckojęzycznymi, chcemy zmotywować i zachęcić studentów do nauki języka niemieckiego.
A jak wygląda współpraca z innymi uczelniami Szczecina?
– Z ubolewaniem należy stwierdzić, że żadna ze szczecińskich uczelni nie zakwalifikowała swoich projektów na mapę drogową infrastruktury badawczej, pomimo że podjęto duży wysiłek i współpracę środowiskową w zakresie biogospodarki, gdzie wiodącą role odgrywa ZUT i prof. Artur Bartkowiak, młody i dynamiczny profesor z wizją celu takiego centrum. Próbuję też doprowadzić do porozumienia pomiędzy innymi uczelniami – m.in. naszego uniwersytetu i Akademii Morskiej.
Chcę wprowadzić na polską mapę drogową infrastruktury badawczej, a może i na europejską, infrastruktury badawczej – tzw. Europejskie Centrum Badań i Szkoleń Symulacyjnych w Transporcie i Logistyce. Projekt ten szacuje się na kwotę ok. 150 mln zł. – po stronie Uniwersytetu Szczecińskiego. Myślę, że można będzie zdobyć znaczną, przeważającą część tej sumy jako dofinansowanie z kilku różnych źródeł.
Jest wstępna wola i zainteresowanie Akademii Morskiej, aby wspólnie realizować ten projekt realizować razem z nami.
Będzie on polegał na wykorzystaniu wielu urządzeń symulacyjnych do badań w zakresie budowy, eksploatacji i przeznaczenia urządzeń symulacyjnych i ich produkcji do szkoleń w transporcie i logistyce. Chcemy, aby Akademia Morska zajęła się szkoleniami na morzu. Akademia Morska już obecnie wybudowała i eksploatuje trzy unikatowe symulatory tj. symulator terminala LNG, symulator wejścia do portu oraz symulator mostka nawigacyjnego na statku. Mamy też nawiązaną współpracę z Wyższą Szkołą Oficerską Sił Powietrznych w Dęblinie, która ma ogromne doświadczenie, nie tylko w wykorzystaniu różnych symulatorów do szkolenia kadr dla transportu lotniczego – w tym dla sił zbrojnych, ale także duże doświadczenie w pracach koncepcyjnych nad budową symulatorów wykorzystywanych do szkolenia personelu lotniczego (nie tylko pilotów, ale i pozostałych służb) na różnych etapach szkoleń.
To może być pewnego rodzaju nowy element, który jest u nas ciągle niedoceniany. Przykładowo: jeżeli strzelamy, to czy musi się to dziać na poligonie czy strzelnicy – czy wystarczy tylko wirtualna strzelnica? Mamy bowiem symulatory pola walki. Czy rozmawiając o naprawie silników, musi się ona odbyć w warsztacie czy być może na urządzeniu symulującym? Podkreślić tu należy, że w Szczecinie mamy innowacyjną firmę, która ma ogromne doświadczenie w projektowaniu i realizacji symulatorów z różnych obszarów, w tym z obszaru militarnego
I kolejną rzeczą, którą ostatnio obserwujemy to wykorzystanie tzw. grywalizacji lub gryfikacji np. grach fabularnych i komputerowych, do modyfikowania zachowań ludzi w sytuacjach nie będących grami, w celu zwiększenia ich zaangażowania i konkurencyjności w zespołach. Trzeba jednak także umieć rywalizować z innymi zespołami, bo coraz bardziej liczy się nie osoba, tylko zespół. Ważne jest więc zbudowanie w miarę sprawnego zespołu.
Podam przykład. Nasi studenci maja na logistyce różnego rodzaju gry decyzyjne. I był w grudniu 2015 roku konkurs gier transportowych, w którym na 10 miejsc pierwszych – 5 miejsc zdobyli nasi studenci. Zdobyliśmy pierwsze, trzecie, czwarte, piąte i siódme miejsce. Całość patentu polegała na tym, że trzeba było grać zespołowo, dwójkami. Potrzebne było wspomaganie decyzyjne. Gra indywidualna nie dawała praktycznie żadnych szans.
A jak wygląda współpraca międzynarodowa?
– Prowadzimy ją od lat. Podam ostatni przykład – projekt Mobile & Digital Elearning Toolkit – MODERN Toolkit”, który rozpoczęliśmy we wrześnie 2015 roku. Ten międzynarodowy projekt realizujemy w partnerstwie 6 organizacji z 5 krajów Unii Europejskiej, do których należą, obok naszego wydziału także: Canice Consulting Limited (Wielka Brytania); Momentum Marketing Services Ltd (Irlandia); European Universities Continuing Education Network – EUCEN (Belgia); European Forum of Technical and Vocational Education and Training – EfVET (Belgia) i Universitat Politecnica De Valencia (Hiszpania).
Realizacja tego projektu ma zmienić postrzeganie urządzeń mobilnych i wskazać ich użyteczność w procesie edukacyjnym oraz zakorzenić w trenerach, nauczycielach pewność siebie związaną z użytkowaniem tabletu czy smartfona.
W ramach projektu powstaną: raport przedstawiający dostępne środki uczenia mobilnego; pedagogiczna ocena najbardziej obiecujących cyfrowych zasobów mobilnych; darmowy zestaw narzędziowy zawierający materiały oparte o najbardziej obiecujące zasoby uczenia mobilnego i darmowy kurs szkoleniowy stanowiący kompendium wiedzy dotyczącej wprowadzenia mobilnego nauczania do szkolnictwa wyższego i instytucji kształcenia przy wykorzystaniu innowacyjnych strategii. Projekt dopiero ruszył i ma się zakończyć w roku 2017. Jest mały, ale ciekawy.
Na wszelkie tego typu działania i normalne funkcjonowanie uniwersytetu potrzebne są pieniądze.
Skąd one pochodzą? Jak dziś zdobywa się fundusze na dydaktykę?
– Jeszcze nie tak dawno pieniądze pochodziły z 2 głównych źródeł: z czesnego, o którym musimy obecnie zapomnieć, bo to się już skończyło oraz z dotacji zasadniczej. Są to m.in. pieniądze na etaty.
Władze uczelni kierują się kluczem kosztowym. Tak więc jeśli jednostka ma 100 tys. kosztów i zrobi oszczędność na 20 tys., a będzie wydawać 80 tys., to w następnym okresie programowania dostanie 80 tys. Ukarają ją za to, że oszczędza.
Ja uważam, że tak być nie powinno. Jeśli ktoś zaoszczędzi jakieś pieniądze, to trzeba mu zostawić znaczącą ich część, po to, aby jednostka mogła lepiej funkcjonować.
Pojawia się tu też problem młodej kadry niezbędnej do zapewnienia rozwoju ale i prawidłowego funkcjonowania uczelni. Nie można zakładać, że będziemy wszystko robić doktorantami, którym się nie płaci. Każdy przecież młody człowiek musi mieć jakąś perspektywę. On może przez jakiś czas, pół roku czy nawet rok, funkcjonować za niewielkie pieniądze, zakładając, że za rok będzie miał już lepiej. Nie da się budować życia za marne pieniądze.
Nie można też przesadzać w druga stronę, dając mu godziny i wysoką pensję. W ten sposób zepsujemy go moralnie. Musimy dać mu możliwość wyboru – czyli zajęcia plus inne aktywności. Jeżeli umie robić badania czy projekty, to zarobi dodatkowo.
Nasze wynagrodzenie, tak jak nasze obowiązki, możemy podzielić na 3 obszary: obszar dydaktyczny, organizacyjny i naukowy. My utożsamiamy nasze wynagrodzenie głównie z obszarem dydaktycznym. Nie dostrzegamy związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy naszą jakością naukową i naszą działalnością organizacyjną. Ba, nawet paradoksalnie w systemie, który obowiązuje, także i u nas na uniwersytecie, ten który dużo pracuje się udziela, to mu się jeszcze dokłada, ale wcale nie pieniędzy, tylko obowiązków. Powstaje negatywna spirala, bo żadne normalne mechanizmy tu nie działają. Ja także, w takich warunkach, nie jestem w stanie docenić pracownika, aby dać mu odpowiednio więcej, aby go motywować oraz zapewnić środki na godziwe życie.
Najlepiej wszystko to widać z zewnątrz. Kto z rozsądnych podejmie się obecnie dużych projektów, jeśli za to jest się ukrzyżowanym? W jaki więc sposób możemy to zmienić? Poprzez przykład. Bycie pierwszym jest obarczone dużym ryzykiem. Tak też powinno być i w naszym środowisku. Ktoś pierwszy musi dać dobry przykład. Wreszcie ktoś musi powiedzieć, że obowiązujący obecnie system nie zdaje egzaminu i jest dużym ograniczeniem dla dalszego rozwoju. Jeżeli nie stworzymy silnego, nowoczesnego uniwersytetu, dobrze zarządzanego, to nasz region będzie się zdecydowanie wolniej rozwijał.
Jesteśmy w takiej sytuacji, że jeżeli nie wsiądziemy teraz do pociągu, który nazywa się okres programowania, to on odjedzie, ale bez nas. Jest pewne okienko czasowe, okres w którym trzeba pewne rzeczy wykonać. Minął pierwszy taki okres. Czym nasz uniwersytet może się pochwalić? Jakie ma inwestycje w zakresie swej infrastruktury? Bo bez nowoczesnej infrastruktury nie ma nowoczesnej edukacji. Nie ma też nowoczesnych badań.
A dziś jest już okres programowania 2014-2020 i fundusze zostały rozdane. I jeśli my się nie załapiemy na duże pieniądze, a są one zdecydowanie trudniejsze niż w poprzednim okresie programowania, to niewiele się nam uda i zostaniemy daleko z tyłu w stosunku do innych uczelni. I aby nie stało się tak, jak z planem Marshall’a.
Rozmawiał Leszek Wątróbski