Po zakończeniu II wojny światowej Święto Pracy 1 maja było jednym z głównych świąt celebrowanych przez władze komunistyczne w Polsce. Celem monumentalnych nierzadko pochodów w czasie tego dnia była konsolidacja narodu, wzmacnianie międzynarodowej solidarności oraz ukazanie sprawności organizacyjnej państwa. Towarzyszyły temu jednak kontrmanifestacje – pisze dr hab. Sebastian Ligarski, naczelnik Biura Badań Historycznych IPN w Szczecinie.

Nie oznaczało to jednak, że pierwszomajowych obchodów nie uznawano wśród różnych środowisk nieakceptujących komunizmu w Polsce za dobrą okazję do zamanifestowania swojej niezgody na proponowany porządek. Świadczą o tym choćby ulotki z lat 40. XX w. W jednej z nich, sygnowanej przez Narodowe Siły Zbrojne (NSZ), pisano: „Pytamy się obecnego ustroju Polski Ludowej, dlaczego to Święto 1 maja, które jest nazywane szczęściem mas pracujących oraz obchodzone tak «zabawnie» na ulicach miast i wsi, a dlaczego zapomina się o Bogu?”. I wzywano: „Obudźcie się z letargu i walczcie razem z nami o Prawdziwą Demokratyczną Niepodległą Polskę!”. W wielu miejscach w kraju w czasie pochodów księża organizowali procesje czy nabożeństwa, które – jak narzekała władza – odciągały ludzi od udziału w manifestacjach. W Kielcach 1 maja 1949 r. młodzież (50 osób) ze Szkoły Przemysłowej przy fabryce „Granat” zamknęła się w jednym z lokali i oświadczyla, że na pochód nie pójdzie. Dwie trzynastolatki w Radomiu zrywały plakaty propagandowe, a w Warszawie aresztowano dziesięcioosobową grupę młodzieży, która gotowała się do rozrzucenia środków zapalających w czasie pochodu w 1949 r. O tym, jak można było nie pójść na obowiązkowy pochód, pisała jedna z uczennic: „dziś, aby nie brać udziału w defiladzie w czerwonym krawacie, nagle zachorowałam na żołądek, to znaczy udałam, że mnie boli […] W piątek była u nas akademia, a po akademii próbny marsz [..], za to dziś odpoczywam sobie, leżę w łóżku, na mszę św[ietą] pójdę dopiero wieczorem”.
Do największych kontrmanifestacji doszło w maju 1968 r. i 1971 r. Przed 1 maja 1968 r. władze wspierane przez Służbę Bezpieczeństwa doskonale zdawały sobie sprawę, że pochód może zostać wykorzystany do działań przeciwko nim. I tak też się stało. Ulotki i wezwania do protestów odnotowano w Warszawie, Wrocławiu, Kętrzynie, Olsztynie, Szczecinie i Gdańsku. W tym ostatnim mieście dyrektor Zjednoczenia Portów Polskich sam doniósł SB, że podwożąc studenta Politechniki Gdańskiej, usłyszał, iż studenci zamierzają zaprotestować 1 maja w czasie pochodu poprzez tzw. milczący sitting przed trybuną honorową. Bezpieka potraktowała sygnały o planowanym kontrpochodzie bardzo poważnie i przeprowadziła ponad 400 rozmów ostrzegawczych, z czego w samym środowisku studenckim ponad 150. 400 osób wytypowano do inwigilacji. Podobne akcje przeprowadzono w Gdyni, Krakowie czy Wrocławiu. Mimo prowadzonych działań operacyjnych z wykorzystaniem kadry naukowej bezpiece nie udało się zapobiec antypochodowi w stolicy Dolnego Śląska. Jego organizatorem byli studenci Politechniki Wrocławskiej. W jego czasie eksponowali hasła: „Uwolnić aresztowanych studentów” i „Aresztowani studenci to jedni z nas”, które również skandowali. Niektóre z haseł odnosiły się też do mediów, np. „Prawdę dziś mówi tylko «Miś»” i „Czytajcie «Świerszczyk»”. Profesor Karol Jonca wspominał: „Idzie Politechnika zwartą, ogromną kolumną! O dziwo, nie mają żadnych czerwonych sztandarów! Na wysokości ulicy Bałuckiego studenci Politechniki maszerują całą szerokością jezdni. Ależ mają niezwykłe transparenty! Na jednym z pierwszych transparentów czytam: »podstawą sukcesów – prawda«, a na kilku innych transparentach: »więcej zaufania do studentów«. Jakiś ormowiec pilnujący trasy podskakuje do najbliżej maszerującego studenta i wyrywa mu mniejszy transparent”. Warto wspomnieć, że po raz kolejny podobnemu kontrpochodowi udało się dotrzeć we Wrocławiu przed trybunę honorową 1 maja 1983 r. Ale o tym niżej.
Studenci Politechniki za swoją akcję zostali surowo ukarani. Postępowanie dyscyplinarne przeprowadzono w stosunku do 103 osób. Jak ustalił Włodzimierz Suleja, z uczelni wydalono 51 studentów, skreślono 3, a 28 zawieszono w prawach studenta (poza jednym przypadkiem – na 2 lata). Zgoła odmiennie rzecz wyglądała na Uniwersytecie, gdzie kadra naukowa pod przewodnictwem rektora prof. Alfreda Jahna robiła wszystko, aby ustrzec studentów przed karami. W efekcie skończyło się jedynie na naganach i upomnieniach.
1 maja 1968 r. odbył się też protest w Olsztynie, gdzie licząca 40–50 osób grupa studentów Wydziału Rolnego Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie, wkraczając na plac, na którym odbywała się oficjalna manifestacja, głośno skandowała: „Niech nam władza nie przeszkadza”.
Tradycyjny pochód pierwszomajowy w 1971 r. w Szczecinie stał się okazją do zamanifestowania przez grupę stoczniowców swojej niezgody na brak rozliczeń osób odpowiedzialnych za zbrodnię Grudnia ’70. Wyróżnikiem tego pochodu były czarne transparenty z żądaniami ukarania sprawców masakry grudniowej, trumna niesiona przez kilku mężczyzn oraz charakterystyczny symbol tego protestu: czarna rękawica trzymana przez Henryka Toczka, brata zastrzelonego 17 grudnia 1970 r. Zygmunta. W czasie pochodu, po dotarciu przed trybunę honorową manifestujący na chwilę się zatrzymali, odwrócili w stronę notabli, a Toczek wyciągnął w górę rękę ubraną w czarną rękawicę. Ten kilkusekundowy protest niósł w sobie niezwykle emocjonalne znaczenie. Ale nie został zrozumiany i doceniony przez mieszkańców miasta. Wielu uważało go za niepotrzebny wybryk i eskalowanie emocji, inni uważali, że znów zwracał uwagę na stocznię, powodując, że pozostałe zakłady pracy i ich robotnicy czuli się pozostawieni sami sobie. Na taką formę protestu źle reagowali też starsi stoczniowcy nawołujący do tonowania nastrojów. Do podobnej kontrmanifestacji doszło w Gdańsku. Szeroko zakrojone działania operacyjne SB spowodowały, że pomimo podjętych przygotowań nie udało się zakłócić przebiegu 1 maja w Gdyni.
Do największych i najliczniejszych kontramanifestacji pierwszomajowych dochodziło w latach 80. XX w. W 1981 r. władze PRL podjęły przed 1 maja rozmowy z kierownictwem „Solidarności”. Związek miał wówczas problem ze świętem i różne pomysły na jego uczczenie – najbardziej kontrowersyjnym był ten zgłaszany przez Lecha Wałęsę o przepracowaniu w tym dniu czterech godzin na rzecz rolnictwa. Ostatecznie działacze NSZZ „Solidarność” wybrali własny wariant – okolicznościowe nabożeństwa, których w całym kraju SB naliczyła 92. Niekiedy towarzyszyć im miały „negatywne akcenty” (najczęściej transparenty, np. o treści „Socjalizm bez demokracji to faszyzm” czy „Mordercy z 1970 r. pod sąd”), rzadziej wypowiedzi.
Po wprowadzeniu stanu wojennego oczywiście nie było już mowy o legalnych obchodach robotniczego święta przez działaczy opozycji, co nie znaczy, że podziemie (głównie solidarnościowe) nie organizowało tego dnia własnych imprez. Najczęściej były to nielegalne manifestacje.
Na w miarę spokojny przebieg manifestacji w stolicy i kilku innych miastach (nie wszędzie, np. w Toruniu doszło do regularnych walk z funkcjonariuszami ZOMO) wpływ miały niewątpliwie wytyczne ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka, który przed 1 maja 1982 r. nakazywał swym podwładnym, aby w celu godnego obchodzenia tak bliskiego peerelowskim władzom robotniczego święta reagowali spokojnie, a przed kolejną rocznicą uchwalenia konstytucji 3 maja rzucali w grupy demonstrantów granatami z gazem łzawiącym ze śmigłowców. Notabene co najmniej w jednym przypadku oficjalne obchody organizowane przez władze PRL w 1982 r. przekształciły się w manifestację opozycyjną. Tak było w Grodkowie, gdzie trasę pierwszomajowego pochodu wyznaczono niedaleko miejscowego więzienia, w którym internowano działaczy opozycji. Jak potem relacjonował jeden z osadzonych tam – Przemysław Lazarowicz: „Kiedy internowani stanęli w oknach i zaczęli śpiewać pieśni bogoojczyźniane, cały pochód, zamiast iść wyznaczoną trasą, skręcił oraz udał się pod więzienny mur i «pensjonariusze internatu» odebrali manifestację ku swojej czci”. Ale do protestu młodzieży doszło w Szczecinie.
Tomasz Panfil, wówczas uczeń technikum samochodowego, wspominał: „Władze szkoły postawiły rzecz jasno. Byliśmy wówczas w klasie maturalnej i powiedzieli tak: »Idziecie na pochód, a jak nie, to was nie dopuszczamy do matury«. I takie samo ultimatum dostawali uczniowie w innych szkołach. Więc owszem uczniów na pochodzie przeciągającym tutaj ulicami Szczecina było całkiem sporo. Chcieliśmy to już mieć z głowy, więc idziemy na pochód, wszyscy idą na ten pochód zmuszeni. Po czym następuje rzecz zupełnie nieoczekiwana, do dzisiaj się zastanawiam, ile w tym było premedytacji, a ile spontaniczności. W przypadku naszej klasy na pewno to było absolutnie spontaniczne. Mianowicie przed trybuną honorową kolejne klasy robiły swoiste happeningi, czyli, pamiętam, szła przed nami klasa jakiegoś innego technikum i wszyscy raptem przed trybuną honorową zakładali ciemne okulary i maszerowała taka kolumna Jaruzelskich. Myśmy z kolei przed trybuną honorową wszyscy rozpięli czarne parasole, nie było nas widać, jednolita czarna masa. Do dziś mam przed oczami obraz naszego dyrektora, nauczyciela matematyki i pierwszego sekretarza podstawowej organizacji partyjnej w naszej szkole; był jak taki mini Jaruzelski, wszystko trzymał w swoim ręku, jak biegał wzdłuż naszej kolumny i się wydzierał, że mamy natychmiast te parasole złożyć i przestać się wygłupiać. Myśmy przeszli obok trybuny i potem klasy skręcały w różne miejsca, a większość ludzi szła jednak pod stocznię złożyć kwiaty”.
Również w kolejnych latach działacze opozycji organizowali własne obchody pierwszomajowe. Od 1983 r. do udziału w nich nawoływały władze podziemnej „Solidarności” (Tymczasowa Komisja Koordynacyjna). W pierwszym apelu dotyczącym tej kwestii stwierdzały one m.in.: „Robotnicy, organizując przed rokiem niezależne manifestacje, dowiedli, że dla polskiego świata pracy 1 Maja stał się dniem walki o prawa społeczne”. I rzeczywiście, np. dwa lata później TKK, wzywając do udziału w niezależnych obchodach, zgłaszała żądania: podwyżek płac, przestrzegania 8-godzinnego dnia pracy i uwolnienia więźniów politycznych, a rok później godnych wynagrodzeń”. Innym stałym właściwie postulatem były „wolności związkowe”. I to nie tylko w PRL – przed 1 maja 1986 r. przedstawiciele kilku warszawskich struktur podziemnych we wspólnym oświadczeniu deklarowali: „Będziemy obchodzić to święto z myślą o wszystkich, którzy walczą o swoje podstawowe prawa pracownicze i ludzkie, a także bezpośrednio z komunistyczną przemocą zbrojną – w Afganistanie, Angoli, Etiopii”.
W kolejnych latach niezależne obchody pierwszomajowe stawały się coraz skromniejsze, co nie znaczy wcale, że spokojniejsze. Przyczyniało się do tego wiele czynników – od działań profilaktycznych Służby Bezpieczeństwa (rozmów ostrzegawczych, zatrzymań na 48 godzin, przeszukań, konfiskaty ulotek itp.), poprzez obawy o represje (SB listy zatrzymanych za udział w kontrmanifestacjach przekazywała do kierownictw poszczególnych resortów, a także zakładów pracy, uczelni i szkół), aż po spadające poparcie dla działaczy opozycji i narastające (szczególnie od połowy lat 80.) zniechęcenie społeczeństwa… A co trzeba podkreślić, milicjanci z nielegalnie demonstrującymi „chuliganami” się nie patyczkowali. I tak np. we Wrocławiu w 1983 r., kiedy to niezależna manifestacja włączyła się w trasę pochodu oficjalnego, pociski z gazem łzawiącym spadły nawet na trybunę honorową wypełnioną peerelowskimi notablami. Niestety nie obyło się bez ofiar śmiertelnych – na zawał zmarł 51-letni Bernard Łyskawa. Tego samego dnia w Nowej Hucie zginął trafiony w szyję pociskiem gazowym 29-letni Ryszard Smagur.
Według z całą pewnością mocno zaniżonych danych MSW najwyższa frekwencja podczas nielegalnych manifestacji pierwszomajowych odbyła się w 1983 r. – około 63,5 tys. uczestników (rok wcześniej rzekomo 36,7 tys.).
Na koniec warto wspomnieć o tym, że 1 maja 1989 r. władze zrezygnowały z tradycyjnych pochodów na rzecz wieców, które miały konsolidować robotników. Własne pochody zorganizowało zatem kilka organizacji opozcyjnych, jak „Solidarność Walcząca” czy Polska Partia Socjalistyczna – Ruch Demokratyczny wolnych wyborów. Żądały wówczas m.in. zlikwidowania nomenklatury i usunięcia PZPR z zakładów pracy; godziwej płacy i warunków pracy. Hasła te pojawiły się na ulotkach, które w olbrzymiej ilości propagowane były po całym mieście, ale i w kraju. Do pochodów doszło we Wrocławiu, Poznaniu, Gdyni, Gdańsku, Jastrzębiu-Zdroju i Wałbrzychu. Najgwałtowniejszy przebieg miały w stolicy Dolnego Śląska.
Władze Wrocławia, bastionu „SW”, bardzo jej się obawiały. Służba Bezpieczeństwa na bieżąco, dzień po dniu, zbierała wszelkie informacje na temat przygotowań do niej i przekazywała do władz partyjnych. Powołano specjalny sztab, którego głównym celem było wyizolowanie tej społeczności politycznej, jej kontrolowanie, przeciwstawienie jej rozsądnej opozycji, za jaką uważany był Komitet Obywatelski „Solidarności”, przedstawienie jako grupy awanturników i szkodników politycznych burzących ustalony kompromis na linii władze – opozycja i prowadzących kraj na skraj przepaści i anarchii. Do rozmów nad zagadnieniami bezpieczeństwa i organizacji zaproszono też przedstawicieli KO „S”, którzy przyjęli postawę neutralną. Zresztą w tym czasie zorganizowali swój legalny wiec wyborczy.
Mimo to 1 maja doszło do walk z ZOMO, Zbigniew Wojtczak został brutalnie przejechany przez milicyjną nyskę, a wiele osób zostało rannych. Według różnych szacunków wzięło w nich udział od 8 do 10 tys. ludzi. Następnego dnia we wrocławskiej prasie pojawiły się krótkie artykuły na ten temat, umieszczone pod obszernymi relacjami ze spokojnych festynów majówkowych zorganizowanych przez władze partyjne i wojewódzkie. Tytuły brzmiały: „Zamieszki we Wrocławiu”, „Awantury we Wrocławiu”, i opisywały walkę na ulicach miasta.
Tego samego dnia swoją manifestację zorganizowała też „Pomarańczowa Alternatywa”, która notabene wypożyczała sprzęt nagłaśniający od PPS–RD i zbierała podpisy pod kandydaturą Waldemara „majora” Fydrycha na fotel senatorski. Ponadto w całym kraju doszło jeszcze do kilku innych manifestacji. Kolejne Święta Pracy miały już inną historię.
Sebastian Ligarski
historyk, dr hab., naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Szczecinie. Autor książek
Żródło: dlapolonii.pl