Historia, Kultura, Polska, Życie i społeczeństwo

Kornel Makuszyński – pisarz ze słońcem w herbie

Przekonywał swoich czytelników, że nie ma ludzi złych, są tylko nieszczęśliwi: „Uśmiechnij się do bliźniego, a bliźni serce wyjmie z piersi i ofiaruje ci je na dłoni”. I dodawał: „Uśmiech wyrównuje wszystkie sprawy”. 70 lat temu 31 lipca 1953 roku zmarł twórca Koziołka Matołka – Kornel Makuszyński.

Kornel Makuszyński w 1931 r. Fot. Wikipedia

Kornel był siódmym dzieckiem w rodzinie skromnego urzędnika gminnego z okolic Krosna. Rodzina klepała biedę, zwłaszcza od czasu, gdy ojciec osierocił dwunastoletniego chłopca. Wtedy to w ramach prezentu gwiazdkowego otrzymał obietnicę, że mama kupi mu skarpetki. Nigdy ich się zresztą nie doczekał. A naturę miał niespokojną. Z gimnazjum w Stryju został relegowany za złośliwy wierszyk o katechecie, który zabraniał ślizgać się po zamarzniętym stawie. Z gimnazjum w Przemyślu wyleciał z hukiem, gdy próbował pojedynkować się z kolegą na rewolwery o pewną klasową piękność. Po studiach polonistycznych i romanistycznych we Lwowie zaczął się udzielać jako publicysta, kierownik literacki teatrów, z czasem – pisarz. Egzemplarze jego powieści Bezgrzeszne lata (1925) krążyły z rąk do rąk aż do kompletnego zaczytania i śmierci technicznej. Podobnie było z wydanymi na krótko przed II wojną światową powieściami Awantura o Basię i Szatan z siódmej klasy. Posypały się nagrody i splendory: przez prezydenta Francji zostaje odznaczony krzyżem kawalerskim Legii Honorowej, otrzymuje Złoty Wawrzyn Polskiej Akademii Literatury, a także honorowe członkostwo Związku Górali. A to stąd, że jego pobyty w Zakopanem stawały się coraz częstsze i dłuższe. Czas dzielił tam między pisanie, biesiadowanie i grę w karty, a także udzielanie się w sprawach publicznych. „Wołałem o światło, o szkoły i szpitale, o bruki i o taki drobiazg, żeby krowy nie przechadzały się po ulicach” – wspominał. Zakopane opisywał tak: „Po lewej Giewont, po prawej Gubałówka, a w środku deszcz”. Miasto go pokochało. „Przechadzał się w splendorze po Krupówkach i kłaniał z umiejętnością podkomorzego, połączoną z kunsztem ochmistrza własnego dworu” – wspominał jeden z przyjaciół.

Jednak jeden z najważniejszych pomysłów jego życia zrodził się nie w Zakopanem, lecz w sanatorium w Otwocku pod Warszawą, gdzie pisarz próbował zaleczyć cukrzycę. Zjawił się tam rysownik Marian Walentynowicz z propozycją, by Kornel wymyślił historyjkę komiksową dla dzieci, a on już ją zilustruje. Zdecydowano, że bohaterem będzie koziołek. Kiedy artyści się naradzali nad miejscem akcji, dostrzegli przy stoliku obok ogromnie smutnego kuracjusza. Spytali o przyczynę przygnębienia, a ten odrzekł, że smutno mu, bo pochodzi z miasteczka, o którym nikt nie słyszał, mianowicie z Pacanowa. „Postaramy się, proszę pana, aby o Pacanowie usłyszeli wszyscy” – obiecali. Po zaledwie sześciu dniach ogromnie intensywnej pracy pierwsza księga 120 przygód Koziołka Matołka była gotowa. Ukazała się na gwiazdkę 1932 roku i dzieciaki wprost oszalały na jej punkcie. Opowiadała, jak to „wszystkie mądre polskie kozy” uradziły wyprawić koziołka o imieniu Matołek, aby sprawdził, czy w miasteczku Pacanów kozom podkuwają kopytka. I czy warto się temu poddać. Koziołek jednak zamiast ruszać do Pacanowa wikła się w nieskończone awantury na całym świecie. Bywa wsadzany na pijanego słonia, a potem na jeża, zostaje nawet wystrzelony na Księżyc. „Myśli kozioł: Coś dla ciebie ta zabawa nie jest zdrowa. Idź ty lepiej, koziołeczku, szukać swego Pacanowa” – konkluduje Koziołek po każdej kolejnej przygodzie.

Ostatnie sześć lat życia po II wojnie światowej spędził Makuszyński w Zakopanem – w biedzie i zapomnieniu. Jego książek nie wznawiano, stare egzemplarze usuwano z bibliotek. Zarzucano mu, iż w przedwojennych powieściach „negował temat walki klasowej”, a jego Przygody Koziołka Matołka przemycały na polski grunt „idee imperialistycznego komiksu amerykańskiego”.

A jednak proza Kornela Makuszyńskiego otrzymała drugie życie, okazała się bowiem bardzo filmowa. Na ekran przeniesiono nie tylko komiks o Koziołku Matołku (serial wyprodukowany w latach 1969–71), ale też liczne powieści, w tym O dwóch takich, co ukradli księżyc (1962, w roli Jacka i Placka bliźniacy Jarosław i Lech Kaczyńscy) oraz Szatana z siódmej klasy (nawet dwukrotnie – 1960 i 2006).

Tego pierwszego Szatana, z 1960 roku, w reżyserii Marii Kaniewskiej, liczne kanały telewizyjne przypominają do tej pory. Widzowie mają wrażenie, że natknęli się na znaleziony przypadkiem kwiat, zasuszony w pamiętniku z lat szkolnych. Ten film najzwyczajniej w świecie pogodnie usposabia do życia. Zawiera wszystko, co wciąga młodych ludzi, niezależnie od epoki: wspomnienie „naszej kochanej, starej budy”, także profesorów niby to surowych, ale w gruncie rzeczy „do rany przyłóż”, stary pałac, śledztwo detektywa amatora, bandę rabusiów, obóz harcerski nad jeziorem, brawurowy pościg milicyjny i najważniejsze – pierwszą miłość nastolatków.

Tu mała dygresja. W tym filmie zadebiutowała Pola Raksa, która od razu ujęła widzów wdziękiem i delikatnością. Dla roli zrezygnowała ze studiów polonistycznych na rzecz studiów aktorskich w Łodzi. Szatan z siódmej klasy okazał się nadspodziewanym sukcesem i aktorka mogła przebierać w propozycjach. Długo zastanawiała się nad przyjęciem roli Marusi w Czterech pancernych. Obawiała się, że polska publiczność ją znienawidzi. Bo – jak to? Przecież ta „ruska” odbija chłopaka polskiej dziewczynie, Lidce! Ale jej dziewczęcy wdzięk spowodował, że Polacy pokochali radziecką sanitariuszkę. „Za jej Poli Raksy twarz każdy by się zabić dał…” – zaśpiewa po latach rockowy zespół Perfekt.

I jeszcze – przez film kilkakrotnie przewija się piosenka i czyni jego atmosferę jeszcze bardziej beztroską:

Już za parę dni, za dni parę,

Weźmiesz plecak swój i gitarę.

Pożegnania kilka słów:

„Pitagoras, bądźcie zdrów”.

Do widzenia wam, canto, cantare!

Lato, lato, lato czeka,

Razem z latem czeka rzeka.

Razem z rzeką czeka las,

A tam ciągle nie ma nas.

Muzykę do słów Ludwika Jerzego Kerna, rymopisa z tygodnika „Przekrój”, napisał Witold Krzemieński. Był profesorem dyrygentury i kompozytorem licznych utworów muzyki poważnej. Jego dzieła poszły jednak w zapomnienie, a napisana od niechcenia piosenka Lato czeka bywa grywana w radiach do dziś. Zresztą za kompozytorskie tantiemy, która przynosiła, pan profesor wybudował sobie willę pod Poznaniem.

Kiedy Kornel Makuszyński zmarł (31 lipca 1953 roku) w Zakopanem – a jeszcze przed wojną został honorowym obywatelem tego miasta – władze odmówiły udziału w pogrzebie, tłumacząc się nawałem pracy w trakcie „kampanii żniwnej”. Dopisali za to górale. Trumnę wieźli na wozie wyścielonym świeżą jedliną. Kondukt ruszył z kościoła na Krupówkach na historyczny cmentarz na Pęksowym Brzyzku. Przygrywała kapela Obrochtów. Pisarz spoczął obok poety Kazimierza Przerwy-Tetmajera i bajarza Jana Krzeptowskiego „Sabały”. Jego wnuk pożegnał „Honornego Gazdę” słowami: „Godnie se zasłużył na tym świecie. Swojom gwarom i swoim piórem umilał ludziom życie…”.

 

Wiesław Kot

 

Żródło: dlapolonii.pl