Historia, Polska, Życie i społeczeństwo

Mija 80 lat od zamachu na Kutscherę – jednej z najbardziej spektakularnych akcji Polaków w czasie wojny

Udany zamach Polaków na Franza Kutscherę – jednego z największych nazistowskich sadystów w czasie wojny – przeszedł do historii z powodu dramatyzmu przebiegu. Strzelanina, pościg, skoki do Wisły – to wszystko jak w sensacyjnych filmach akcji naprawdę rozegrało się 1 lutego 1944 r. na ulicach Warszawy.

Zamach na Kuczerę – kadr z inscenizacji Fot. Internet

Podczas II wojny światowej na terenie okupowanej Polski istniały prężnie działające i rozbudowane struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Do ich zadań należało m.in. organizowanie akcji bojowych wymierzonych w funkcjonariuszy niemieckiego aparatu represji. Jedno z najsłynniejszych i najbardziej spektakularnych przedsięwzięć tego typu miało miejsce 1 lutego 1944 r. Mowa o akcji „Kutschera”.

Kryptonim akcji pochodził od nazwiska Franza Kutschery, dowódcy SS i Policji na dystrykt warszawski Generalnego Gubernatorstwa, na którego Kierownictwo Walki Podziemnej (jeden z organów AK) wydało wyrok śmierci. Kutschera był jednym z najwyżej postawionych niemieckich oficjeli na terenie okupowanej Polski. Choć funkcję objął na krótko przed zamachem – we wrześniu 1943 r. – dał się poznać jako sadysta, który wprowadził na terenie dystryktu warszawskiego terror o niespotykanej dotąd skali. Już z początkiem października liczba łapanek i brutalnych egzekucji uległa zwielokrotnieniu. Do lutego 1944 r. w ich wyniku śmierć poniosło kilka tysięcy osób. Celem Kutschery było zastraszenie społeczeństwa i sparaliżowanie działań polskiego ruchu oporu. Historia pokazała, że osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego.

Wyrok śmierci na dowódcę SS i Policji zapadł w listopadzie 1943 r. Misję jego wykonania powierzono Kedywowi (Kierownictwo Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej) – jednostce specjalizującej się w podobnych operacjach. Początkowo polskie podziemie dysponowało ograniczonymi informacjami na temat Kutschery. Nie wiedziano jak wygląda ani gdzie mieszka. Wywiad AK znał jedynie jego nazwisko, stopień wojskowy i przybliżony wiek. Prowadził jednak obserwacje willi Gawrońskich – siedziby dowódcy SS i Policji. W grudniu 1943 r. Aleksander Kunicki ps. „Rayski” ustalił, że każdego ranka na dziedziniec willi wjeżdża czarna limuzyna, z której wysiada niezidentyfikowany dotąd oficer, posiadający własnego szofera. Śledząc trasę samochodu Kunicki poznał również adres zamieszkania tajemniczej postaci (al. Róż 2). W kolejnych dniach wywiad AK wszedł w posiadanie zdjęcia Franza Kutschery, dzięki czemu potwierdzono, że mężczyzna z czarnej limuzyny to właśnie on. W toku obserwacji konspiratorzy zdobyli ponadto szereg informacji kluczowych podczas planowania akcji likwidacyjnej.

Rozkaz przygotowania i wykonania operacji otrzymał Bronisław Pietraszewicz ps. „Lot” – dowódca I plutonu oddziału dywersji bojowej „Agat” (w styczniu 1944 r. przemianowanej na „Pegaz”). Zgodnie z założeniami w akcji miało wziąć udział 11 osób. „Lot” dobierał kandydatów starannie, kierując się ich doświadczeniem, wzajemną znajomością i zaufaniem. O wyborze miejsca zadecydowały względy logistyczne. Postanowiono, że wyrok na Kutscherze należy wykonać rankiem – w momencie, kiedy samochód generała będzie przejeżdżał przez Aleje Ujazdowskie, kierując się do siedziby dowództwa SS i Policji.

Pierwszą próbę realizacji celu podjęto w piątek 28 stycznia 1944 r. Okazało się jednak, że tego dnia Kutschera wyjechał z Warszawy, co od momentu rozpoczęcia obserwacji w grudniu poprzedniego roku niemal mu się nie zdarzało. Wobec tego „Lot” wyznaczył nowy termin na wtorek 1 lutego. Zdecydował również, że do 11-osobowego zespołu „Pegaza” dołączył nowy członek. Ostatecznie grupa składała się więc z 12 osób. Trzy z nich, w tym „Lot”, odpowiadały za wykonanie wyroku. Cztery osoby miały ubezpieczać wykonawców i wesprzeć ich w przypadku wystąpienia nieprzewidzianych okoliczności. Kolejne trzy osoby zajmowały się sygnalizacją – miały obserwować samochód Kutschery i informować pozostałych członków grupy, gdzie znajduje się w danym momencie. Ostatnich trzech członków akcji stanowili kierowcy, z czego jeden był jednocześnie trzecim wykonawcą wyroku.

Rankiem 1 lutego wydarzenia potoczyły się zgodnie z planem. Około godz. 9:00 Kutschera ruszył spod mieszkania. Trzy konspiratorki odpowiadające za sygnalizację – „Kama”, „Hanka” i 14-letnia „Dewajtis” (najmłodsza z uczestników akcji) – przy pomocy umówionych znaków przekazały pozostałym, że samochód z generałem niebawem wjedzie na Aleje Ujazdowskie. Na spotkanie jadącej z naprzeciwka limuzynie wyjechał jeden z kierowców i trzeci wykonawca – „Miś”. Początkowo, by nie wzbudzać podejrzeń, jechał powoli i kierował się swoim pasem. W odpowiedniej chwili zmienił stronę i zablokował samochód Kutschery. Wówczas podbiegli do niego pozostali wykonawcy – „Lot” i „Kruszynka”. Ten pierwszy otworzył ogień z najbliższej odległości przez opuszczone szyby boczne. Drugi obiegł samochód generała i posłał w jego kierunku serię z karabinu. By mieć pewność, że Kutschera nie przeżyje akcji, kilka strzałów oddał do niego również „Miś”.

W tym samym czasie grupa odpowiedzialna za ubezpieczenie – „Olbrzym”, „Cichy” i „Juno” – ostrzeliwali pobliski budynek dowództwa SS i Policji, by dać czas grupie wykonawców i uniemożliwić Niemcom wysłanie odsieczy. Czwarty z ubezpieczających – „Ali” – musiał wycofać się z akcji, ponieważ nie mógł otworzyć teczki z granatami. Na miejscu niebawem pojawili się żołnierze Wehrmachtu. Niemiecki ostrzał z kilku stron był silny i na tyle skuteczny, że zdołał poważnie ranić „Lota”, „Misia”, „Cichego” i „Olbrzyma”. Dzięki doskonałej koordynacji działań wykonawców i ubezpieczenia, wszystkim udało się jednak wycofać do podstawionych nieopodal samochodów, którymi kierowali dwaj ostatni uczestnicy akcji – „Bruno” i „Sokół”. Żołnierze „Pegaza” mimo dalszego niemieckiego ostrzału zdołali odjechać z miejsca zdarzenia.

Atak na Kutscherę trwał ok. 1 minutę i 40 sekund. W wyniku odniesionych ran śmierć ponieśli „Lot” (4 lutego) i „Cichy” (6 lutego). Życie „Misia” i „Olbrzyma” udało się uratować. Ten pierwszy dożył wolnej Polski i zmarł w 2012 r. Drugi poległ bohaterską śmiercią w powstaniu warszawskim. W dniu akcji – 1 lutego – zginęli „Sokół” i „Juno”. Ich zadaniem było zabranie samochodu noszącego ślady walki sprzed szpitala Przemienienia Pańskiego na Pradze, gdzie wcześniej przetransportowali rannych kolegów, a następnie porzucenie pojazdu w dogodnym miejscu. Kierując się mostem Kierbedzia (obecnie Śląsko-Dąbrowski) na lewy brzeg rzeki zauważyli, że wylot z mostu został już obstawiony przez Niemców. Próbując zawrócić na Pragę – zahaczyli o metalowe barierki i utknęli. Aby nie wpaść w ręce hitlerowców zdecydowali się na desperacki skok z mostu do Wisły – niskutej mimo zimy lodem. Niestety po przepłynięciu kilku metrów zostali w jej nurtach zastrzeleni. Do dziś na moście znajduje się oznaczone miejsce ich skoku i w rocznicę akcji zapalane są tam znicze. .

W akcie zemsty za zamordowanie Franza Kutschery 2 lutego Niemcy rozstrzelali 300 Polaków – 100 na Alejach Ujazdowskich i 200 w ruinach getta warszawskiego. Egzekucje odwetowe powtarzały się również 10, 11 i 15 dnia tego miesiąca. Na Warszawę oraz gminy powiatu warszawskiego nałożono olbrzymią kontrybucję w wysokości 100 mln złotych. Zawieszono wszystkie polskie przedstawienia w kinach, kabaretach, teatrach i innych lokalach rozrywkowych. Zamknięto również restauracje inne niż niemieckie, zakazano osobom niebędącym Niemcami prowadzenia samochodów i motocykli na terenie Warszawy, a także przesunięto początek godziny policyjnej z 20:00 na 19:00. Finalnie jednak śmierć Kutschery okazała się być wytchnieniem dla mieszkańców stolicy. Terror okupacyjny odczuwalnie zelżał. Do wybuchu powstania warszawskiego Niemcy nie zorganizowali na ulicach miasta żadnej publicznej egzekucji.

Zarówno dowództwo Armii Krajowej, jak i sami Niemcy, wysoko oceniali sposób przeprowadzenia akcji przez żołnierzy „Pegaza”. Wilhelm Koppe – Wyższy Dowódca SS i Policji w Kraju Warty i Generalnym Gubernatorstwie (przełożony Kutschery) – stwierdził, że zamach na generała był tak precyzyjny, że „można go nazwać koronkową robotą”.

Różnie potoczyły się dalsze losy uczestników akcji „Kutschera”. Niemal wszyscy, którzy ją przeżyli, wzięli udział w powstaniu warszawskim (za wyjątkiem „Alego”, który zginął w lipcu 1944 r. oraz „Misia”, który w maju 1944 r. trafił do KL Stutthof). Podczas powstania śmierć poniósł jednak jedynie „Olbrzym”. Dwie uczestniczki akcji dożyły 2016 r. – „Kama” (zm. 5 lutego) i „Dewajtis” (zm. 4 kwietnia).

Patryk  Palka

 

 

Źródło: DlaPolonii