Artur Brand – holenderski poszukiwacz zaginionych dzieł sztuki wpadł na trop skradzionego z Muzeum Narodowego w Gdańsku w 1974 r. obrazu Petera Brueghela Młodszego. W tle są komunistyczne tajne służby, tajemnicze morderstwo i prywatny kolekcjoner.

Ta historia mogłaby być znakomitą fabułą powieści detektywistycznej. Jest tu wszystko – kradzież drogocennego dzieła holenderskiego mistrza, tajne służby, morderstwo, przypadkowe odkrycie i zagraniczny detektyw, który wszystko umie poskładać w całość. Wydarzyła się jednak naprawdę i zagościła na czołówkach mediów z całego świata, od BBC poczynając, na CBS kończąc.
Wszystko zaczęło się w czerwcu 2024 r. kiedy dziennikarze poświęconego sztuce holenderskiego magazynu „Vind” pisali o wystawie otwartej w niewielkim muzeum w Goudzie. Wśród pokazywanych wówczas dzieł ich uwagę zwrócił obraz Petera Brueghela Młodszego „Kobieta niosąca żar”, podpisany przez muzeum „wystawiony publicznie po raz pierwszy od 40 lat”. Zaintrygowani tym odkryciem zaczęli przeszukiwać internet, próbując dociec historii nieznanego im wcześniej obrazu wielkiego mistrza z Holandii, ale jedyne co odnaleźli, to wzmianki w polskich mediach mówiące o kradzieży podobnie wyglądającego obrazu jeszcze w latach 70. XX w.
Postanowili sprawą zainteresować Artura Branda – znanego im historyka sztuki, od lat specjalizującego się w poszukiwaniu zaginionych w odmętach historii dzieł i z tej racji porównywanego do filmowej postaci Indiany Jonesa.
Brand przyjął wyzwanie i dość szybko ustalił, że obraz, który nagle wypłynął jako tajemnicze dzieło w Muzeum w Goudzie to słynna „Kobieta niosąca żar”, która została skradziona w kwietniu 1974 r. z Muzeum Narodowego w Gdańsku, obok równie drogocennego szkicu Antona van Dycka „Ukrzyżowanie”.
Artur Brand ustalił, że wówczas fakt kradzieży odkryła przypadkowo sprzątaczka wycierająca kurze z ram w gdańskim Muzeum Narodowym. Niechcący trąciła ramę z dziełem Brueghela Młodszego, ta spadła, ale zamiast płótna wysunęła się z niej zwykła fotografia. Obraz ma jedynie 17 cm średnicy, więc nietrudno mogło być o niezauważenie podmiany. Kobieta zaalarmowałą dyrekcję, ta policję i ruszyło śledztwo.
Ustalono, że złodzieje mogli wejść przez zainstalowane wówczas na elewacji budynku rusztowanie. W międzyczasie do gdańskiej policji zgłosił się celnik, pracujący w porcie w Gdyni, który odkrył próbę nielegalnego wywiezienia z Polski dzieł sztuki. Zanim jednak został przesłuchany – znaleziono go martwego, do tego zamordowanego przez podpalenie. Śledztwo wkrótce zostało umorzone, a po Trójmieście rozeszła się plotka, że obrazy skradli z muzeum tajni agenci pracujący dla polskiego wywiadu. Do dziś nie wiadomo, czy była to prawda, na czyje zlecenie mogli ewentualnie działać ewentualni agenci i czy to oni sprzedali dwa drogocenne dzieła sztuki prywatnemu kolekcjonerowi w Holandii.
Artur Brand przekazał swoje ustalenia holenderskiej policji, ta zaś zabezpieczyła obraz umieszczając go w jednym z muzeów w holenderskiej prowincji Limburgia. Od razu skontaktowała się także z policją z Polski oraz z polskim Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego. 2 marca 2025 r. rzecznik MKiDN potwierdził, że odnaleziony w Holandii obraz jest rzeczywiście skradzionym z naszego muzeum 40 lat temu dziełem i że trwają starania o ponowne przekazanie je Polsce.
– Mam nadzieję, że obraz Bruegla wkrótce powróci do Gdańska, aby znów być wystawionym w muzeum, gdzie jego miejsce – mówił holenderski poszukiwacz Artur Brand w rozmowie z agencją AFP.
Anna Druś
Źródło: DlaPolonii