Australia i Polonia, Kultura

O polskości… Malczewski/Majewski w Muzeum Narodowym w Poznaniu

Gen polskości nie istnieje, ale polskość cechowana romantyzmem zmartwychwstańczej martyrologii i łaską spolszczonego boga, jego syna i boskiej jego matki ciągle wydaje się częścią narodowego DNA. Czy w definicji polskości brak tych elementów to jej zaprzeczenie? Co to jest polskość? Próbę zmierzenia się z tematem podjął Lech Majewski w Muzeum Narodowym w Poznaniu.

Lech Majewski, multiinstrumentalista artystycznej wypowiedzi (film, malarstwo, poezja, proza…) dyskutuje/tłumaczy/uzupełnia „polskość” Jacka Malczewskiego (1854-1929) naczelnego malarza-symbolisty Młodej Polski. Osią jego wypowiedzi jest znany obraz Malczewskiego z 1894 roku, „Melancholia”, a składa się na nią 13 kilkuminutowych etiud filmowych (wideoarty) prezentowanych w otoczeniu innych dzieł malarza, bogato cytowanych w kompozycji Majewskiego.

Twórczość Malczewskiego podsumował niegdyś Józef Czapski, pisząc: “Tematyka jego obrazów jest tak silna, że człowiek zapomina o malarskości”. W „Melancholii” kunszt malarski zdecydowanie eksponuje temat – kobieta w czerni samotnie osuwa się w zieleń ogrodu z parapetu okna malarskiej pracowni, tuż za nią, słaniają się niezdolni do pójścia w jej ślady śmiertelnie zmęczeni weterani wojenni, napierają na nich młodzi, zapaleni do walki z rozwianymi sztandarami i kosami na sztorc, rozmodlone nadzieją kobiety, uniesieni przesłaniem wiary i zwycięstwa duchowni, natchnieni artyści, studenci w mundurach, cierpiący w kajdanach, a za nimi patriotycznie już przybrani chłopcy stadnie schodzący z płótna, przy którym zapamiętale pracuje artysta; to on tworzy zastępy zasilających ten niekończący się korowód straceńców zmierzający do „ziemi obiecanej”, do której dociera tylko ona, kobieta, czernią żałoby opłakująca zatraconych po drodze. „Melancholia” to zmaganie się z mitem polskich romantyków, z polskością jako wspólnotą smutku, rozpaczy, śmierci, modlitwy… nieustającej walki o niepodległą Ojczyznę… polskości tragicznej, niezdolnej spełnić się dziełem skończonym i szczęśliwym. „Polskę zawsze tworzyły słowa, które nie mogły się spełnić”, pisał Kazimierz Brandys, aby zaraz dodać: Ale tworzyły ją, nie byłoby Polski bez tych słów”.

Jacek Malczewski – “Melancholia”. (fot. Marian Radny)

U Malczewskiego słowotwórcę zastępuje pracujący przy płótnie arysta-malarz. Majewski wizualizuje ten wątek w etiudzie „List” (nr 4) – twórca w przepastnej pracowni, świątyni niemal, zasiada przed sztalugą. Kobiece uosobienie natchnienia zasłania mu oczy, pojawia się wizja wnętrza uchodźczego baraku, gdzie kobiety w czerni opłakują swoich mężczyzn, jedna z nich wyciąga ukradkiem list, czyta go i całuje z nadzieją. Ta nadzieja spływa na artystę, trzyma ją jak złowioną w garści ptaszynę, gdy uwalnia ją niczym wolną myśl, ona rośnie, jej ogromniejący cień przemyka po wysokich ścianach, a trzepot wielkich skrzydeł zrzuca ze sztalug gotowe, jakby niepotrzebne już dzieła, nieporuszona zostaje tylko „Melancholia”.

Jacek Malczewski/Lech Majewski – wystawa wideoartów; Muzeum Narodowe w Poznaniu Malczewski_Majewski

W swojej „Melancholii” (etiuda nr 7) Majewski nie powiela narracji Malczewskiego, ekstrapoluje ją w obszary dla niego niedostępne. Najpierw każe artyście poruszyć malowane przez niego postaci „tańcem chocholim”, zatrzymać je potem, by z nadzieją wyczekiwały kolejnej jego wizji. Realizuje ją w „Ogrodzie” (nr 8) – korowód z „Melancholii” opuszcza pracownię artysty i prowadzony przez kobietę w czerni wychodzi pod bronią i sztandarami do ogrodu. Pozostały w pracowni malarz zamyka okno, a patriotyczny pochód odbija się w szybie niczym odległe echo oryginalnego, artystycznego tworu. To jakby spełnienie, koniec koszmaru „Melancholii” i traumy jego twórcy. Jednak  społeczna, narodowa szczęśliwość, pogodna i syta zastawionym w słonecznym polu stołem („Obiad”, nr 9) nie trwa długo – do biesiadujących zbliża się niemieckie i sowieckie żołdactwo, krwawo dzielą stół na pół, Niemców przeganiają Sowieci, a ocalałych biesiadników wodzą na paskach po polu zatopionym w krwawej czerwieni ich sztandarów. To najbardziej historycznie czytelny wideoart w kompozycji. Majewski szybko jednak wychodzi poza historyczną dosłowność. W „Supermarkiecie” (nr 10) wartości komercyjne to towar ze skończonym terminem ważności, kończą więc na śmietniku i nie uświęci go wygrywający na drutach sklepowego wózka uduchowiony anioł, nie ośmieszy też chowający się w lodówce faun. W „Błocie” (nr 11) bezkształtna masa hasającej młodości zanurzona w subkulturze głuchej hałasem  i ślepej bezbarwnym światłem nie jest  w stanie wyrwać się z objęć trywialnej śmierci. W „Biurze” (nr 12) pozorna wspólnota korporacyjna zamyka ludzi w biurowych klatkach, brak więzi i tęsknota do nich odradza te z przeszłości.

W ostatniej etiudzie cyklu – „Po Etapie/Powrót” (nr 13) – dla stłoczonych w mroku, rozjaśnionych telefonami milczących twarzy i wytatuowanych ciał wirtualny świat nie oferuje niczego poza iluzją. Ale iluzją żyją również we wspólnocie śmierci, milczenia i modlitwy uwięzieni weterani powstań narodowych (etiuda nr 1, „Na Etapie/Syberia”), i gdy mrok się rozrzedza, jedni przemieniają się w drugich. Zatem korowód z „Melancholii” domyka się w wirujący krąg postaci pozornie tylko zmieniających swoje oblicza i tożsamość, bo uwięzione i powielane w obracającym się kręgu doznają jedynie pozorów zmiany i postępu. Podobną wizję stworzył Malczewski w swoim „Błędnym Kole” (1895-97). U Majewskiego jednak błędny krąg romantycznej martyrologii to rodzaj „chocholego tańca”, gdy zredukowany do jednostki, obnaża jego niemoc, zagubienie, ociera się o szaleństwo.

Jacek Malczewski/Lech Majewski – wystawa wideoartów; Muzeum Narodowe w Poznaniu. (fot. Marian Radny)

Pozory życia i dosłowność śmierci obecne są w całej kompozycji Majewskiego. W „Portretach” (nr  2), milczący aktor, przystrojony jak Malczewski na swoich narcystycznych autoportretach, pozuje w niezliczonych sytuacjach często w otoczeniu kobiet-symboli, w tym tej najważniejszej, Thanatos. Ta młoda kobieta kusi i uwodzi swoimi wdziękami nie po to, by w uniesieniu i rozkoszy dać życie, ale by je zabrać, uosabia doczesny koniec człowieka, śmierć. W „Thanatos” (nr 5) żołnierze tropią w lesie i murach twierdzy swoich wrogów; nie rozumieją, że szukają jej, Thanatos. W „Kołowrocie” (nr 6) Thanatos zwycięsko przygląda się poległym, nie protestuje, kiedy wskazaniem ręki anioła unoszą się ku niebu, bo gdzie by nie byli i tak należą do niej.  W „Zbożu” (nr 4) na polu oczekującym żniwiarzy, pojawia się procesja pod bogobojnymi sztandarami. Jej uczestników nie obchodzi bogactwo pola, wypatrują niebezpieczeństwa. Kiedy padną strzały, w zbożu poszukają schronienia, a gdy od kolejnej salwy ginie żołnierz, mija i zagrożenie, chociaż wybawcą jest śmierć…

Etiudy obfitują w cytaty z dzieł Malczewskiego i jak one przemawiają wyłącznie obrazem i symboliką. Ta stylistyka przypomina film „Młyn i Krzyż” (2011), w którym Majewski opowiada „Drogę Krzyżową” Petera Bruegla z 1564 roku. Głos zza ekranu dochodzi tylko w etiudzie „Portrety”, gdzie Majewski mówi m.in.: – „Drogi Jacku… przedłużyłeś swoje życie o życie twoich obrazów… ale to nie my patrzymy na nie, to one patrzą na nas…” Czy karcą nas brakiem lub nadmiarem wyrazów hołdu dla narodowej boleści, polskości martyrologicznej, bogobojnej, malkontenckiej, bo nieskończonej w swoim patriotycznym niespełnieniu? Czy uznanie takiej polskości za pierwszorzędne doświadczenie narodu nie dewaluuje wartości innych, które zapisała historia? W tej kwestii Majewski milczy. Ale gdy zauważyć, że na miejsce spotkania z Malczewskim wybrał Poznań, stolicę polskiej wspólnoty o wolnościowych tradycjach pozytywistycznych, nie tragicznie heroicznych, wykreowanie tego świata symboli i znaczeń w sercu Wielkopolski może nie być zwykłym przypadkiem.

Marian W Radny

Jacek Malczewski/Lech Majewski – wystawa wideoartów; Muzeum Narodowe w Poznaniu; od 26 lipca 2024 do 26 stycznia 2025.