Australia i Polonia, Kultura

Pierwszy dzień PolArt i “Surreal life of Dali”

Pierwszy dzień PolArt to przedsmak tego, co przez następne 10 dni proponuje nam festiwal polskiej sztuki i kultury w Australii. Już od rana otwarcie trzech galerii sztuki, w których do 6 stycznia będziemy mogli podziwiać prace polskich artystów: Stanley, COMA i Cooee Art Gallery. W tej ostatniej odbyło się wczoraj oficjalne otwarcie festiwalu z udziałem zaproszonych gości, przedstawicieli Komitetu Organizacyjnego i liderów grup występujących na PolArt.

W polskim ośrodku w Marayong, tradycyjny koncert kolęd przyciągnął tłumy, a zaraz po nim teatr Scena’98 z Perth zaprezentował pierwsze, z czterech zapowiadanych wcześniej przedstawień: Jasełka na wesoło. W tym samym czasie w Konsulacie RP, Teatr Fantazja wystąpił z przygotowaną specjalnie na PolArt, jedyną sztuką teatralną, wystawioną w języku angielskim. “I ja tam byłam” jak mawiał klasyk, stąd moje refleksje o wydarzeniu.

“Surreal life of Dali”, autorstwa James’a Domeyko, w reżyserii Joanny Borkowskiej-Surucic i autora sztuki, to krótka historia miłości ekscentrycznego malarza i Gali. Jej prawdziwe, od dawna nie używane nazwisko, to Jelena Dimitriewna Diakonowa. Parę poznajemy w momencie ich pierwszego spotkania w 1929 roku. Wówczas Gala była jeszcze żoną poety Paula Eluarda, z którym wybrała się na wakacje do Hiszpanii, na zaproszenie młodego Salvadora. 

Marta Kieć-Gubała i James Domeyko. Fot Tomek Koprowski

Już pod koniec wyjazdu kobieta była pewna, że chce być z młodszym od siebie o 10 lat malarzem. Sama została na słonecznym wybrzeżu, a Paula i ich córkę Cécile odesłała do domu. Odtąd żyła wspólnie z Dalim. Pięć lat później została też jego żoną, choć zarówno ona jak i Dali, nie przywiązywali  większej wagi do małżeńskiej wierności. Od samego początku ich wspólnego życia Gala miała olbrzymi wpływ na Dalego. Organizowała mu życie, pilnowała aby nie marnował czasu, tylko malował. Handlowała jego obrazami, dogadując się z galeriami i wszystkimi możliwymi marszandami sztuki. Była nie tylko jego muzą, ale i menadżerką. W sztuce, w postać Gali wcieliła się Marta Kieć-Gubała. Jej Gala to kobieta pełna temperamentu, niezależna, chwilami czuła i zakochana, ale potrafiąca podnieść głos i postawić na swoim. Natomiast Dali, to kreacja Jamesa Domeyko.

James Domeyko. Fot Tomek Koprowski

Podziwiając aktora na scenie konsulatu, myślałam: James to jest Dali. Ekscentryczny, nieprzewidywalny o magnetyzującym spojrzeniu aktor czarował widownię całym sobą. Nawet, gdy luzacko, w kolorowych skarpetkach, leżał na kanapie rozmawiając z Picassem czy udzielając wywiadu dziennikarzowi. W obie role wcielił się znakomity Andrzej Świtakowski. Aktor podszedł do ról ze znaną sobie solidnością. Był zupełnie inny jako dziennikarz, gdy paląc papierosa nonszalancko zadawał malarzowi pytania i inny jako Picasso, gdy sprzeczał się z kolegą po fachu, poruszając nurtujące go tematy.

Andrzej Świtakowski i Jamę Domeyko.Fot. Tomek Koprowski

Cudowną klamrą spektaklu było pojawienie się na scenie młodego Dali. W tej roli Sebastian Banasiak-Adaji, którego gra na skrzypcach na początku i na końcu przedstawienia,  przywoływała melancholię, nie tylko w dojrzałym artyście, ale i wśród licznie zgromadzonej widowni.

Przed rozpoczęciem przedstawienia Konsul Generalny RP w Sydney, dr Monika Kończyk powitała widownię i opowiedziała o historii PolArt, oraz o ogromnym znaczeniu festiwalu, nie tylko dla australijskiej Polonii ale i dla Australijczyków.

A po przedstawieniu owacje na stojąco, gratulacje dla aktorów i reżyserów, rozmowy, fotografie i przepyszna zupa pomidorowa, którą poczęstowała nas MasterChef konsulatu. Dziękujemy.

Ela Chylewska.