Australia i Polonia

Wspomnienia z trasy koncertowej Andrzeja Cierniewskiego w Australii

Minęło kilka tygodni od ostatniego koncertu Andrzeja Cierniewskiego w Australii, a mnie wciąż brzmi w uszach „Solina”, „Rzepakowe lato” i inne przeboje piosenkarza, które wirowały i zachwycały na naszych scenach przez prawie miesiąc. Pytanie, co sprawiło, że publiczność koncertów Cierniewskiego tak radośnie i żywo reagowała (ktoś na facebooku użył słowa „szalała”) podczas jego występów? Czy to za sprawą piosenek, z których każdą można uznać za szlagier? Tekstów, które do nas przemawiają? Silnego, pięknego głosu piosenkarza? Nadzwyczajnego kontaktu z widownią, poczucia humoru? Szelmowskiej pewności swojej artystycznej wartości? Eleganckiej aparycji? Interesującej artykulacji gestów scenicznych? 

Z pewnością tak, a może jeszcze coś więcej, czego nie wychwyciłam. Faktem jest, że słuchacze wszystkich koncertów opuszczali sale zrelaksowani, z uśmiechem zadowolenia na twarzy. I wciąż te same głosy „Jaka szkoda, że nie wszyscy mogli ten koncert zobaczyć.” Artysta otrzymał pod swoim adresem mnóstwo komplementów. Największą niespodzianką i najpiękniejszym wyrazem uznania dla Andrzeja Cierniewskiego był wzruszajacy list jego fanki, pani Urszuli z Bathurst, osobiście odczytany ze sceny i przekazany artyście na koncercie w Ashfield. Pozwalam sobie przytoczyć poniżej jego krótkie fragmenty: 
„Andrzeju,
Twoje życie, Twoja twórczość to podróż do najbardziej egzotycznej i fascynującej krainy jaką jest Twoje własne wnętrze, bo to czego szukamy, za czym tak bardzo tęsknimy kryje się w krainie wnętrza człowieka – tam, gdzie mu w duszy gra. A właśnie nikt inny jak tylko Ty najlepiej potrafisz odszyfrować te zawiłe nuty, słowa naszych dusz i przełożyć je na wielobarwne dźwięki Twoich przepięknych utworów, w których każdy z nas znajdzie odrobinę siebie…”
„Nasza wdzięczność do Ciebie za to, że jesteś dzisiaj z Nami jest jakby pomostem, gdzie znika odległość, bo przecież los rzucił Nas na tak odległy kontynent …”
„To co posiadasz, tego żadna szkoła nie nauczy. Ty się z tym urodziłeś i to jest Twój dar, dar dany Ci od Boga i dzięki Bogu za to, że go nie zagłuszyłeś, że ciągle jest w Tobie, ciągle żyje”
– wdzięczna Urszula.

Przy okazji tej wypowiedzi trochę splendoru spadło na organizatorów imprezy, a byli nimi: Andrzej Krawczyński – inicjator całego wydarzenia i Barbara Henclewska – organizator trasy koncertowej. W całym projekcie ponadto udział wzięli: znani sydnejscy muzycy Mirosław Boguszewicz (keyboard) i Janis Polkas (gitara) oraz piękne dziewczyny z obsługi Małgorzata Boguszewicz, Barbara Kosowska i Eliza Adamiak. Z boku pomogli nam Rafal Doboszyński i Sara Henclewska. Nie bez znaczenia w tym wydarzeniu jest rola polonijnych mediów: Radia 2000 FM, Radia SBS, Expressu Australijskiego, Pulsu Polonii, Bumeranga Polskiego, jak również znakomitego fotografa Tomka Koprowskiego i Eli Celejewskiej.

  • Andrzej Cierniewski podczas występu w Klubie Polskim w Ashfield (Sydney) fot. Tom Koprowski

Na koniec kilka naszych spostrzeżeń i uwag związanych z organizacją trasy koncertowej artysty z Polski. Bez wątpienia jest to bardzo kosztowne i niełatwe przedsięwzięcie, szczególnie jeżeli chce się je przeprowadzić na przyzwoitym poziomie.
Często zadawano nam pytanie, kiedy sprowadzimy do Australii następnego artystę? Mhhh… w obecnych czasach bez wsparcia organizacji i placówek polonijnych lub prywatnych sponsorów podobne przedsięwzięcie wydaje się dość ryzykowne. Gdyby tylko zarządy klubów doceniły tego typu wydarzenia artystyczne (promocja polskiej kultury na emigracji, integracja Polonii, umilanie czasu wolnego naszym rodakom, ściąganie ludzi do klubów – zwiększone dochody barów, restauracji, sklepików klubowych) i zwolniły organizatorów od opłat za sale można by częściej podejmować takie inicjatywy.

Tymczasem my mieliśmy szczęście otrzymać scenę gratis tylko w Essendon (Melbourne) i Plumpton (Sydney). Miło zaskoczył nas Prezes Klubu w Kanberze kiedy po koncercie nie przyjął wcześniej ustalonej opłaty. Odnieśliśmy wrażenie, że jest to gest wdzięczności za frajdę jaką sprezentowaliśmy Polonii tego miasta. Drugim bardzo miłym ukłonem pana Prezesa była ekspresowa wycieczka z piosenkarzem po stolicy. Dziękujemy za te serdeczności. 

I jeszcze dwa spostrzeżenia w temacie polonijne kluby – ogólna kondycja i estetyka naszych placówek kulturalnych i polska gościnność. Z tym bywało różnie, ale w większości wypadków ocena wypada „blado”– ot, smutne i czasami wstydliwe wspomnienia, ale to chyba temat na oddzielną, publiczną wypowiedź.

Dziś krótko: po doświadczeniach z trasy marzą nam się czyste, bez pajęczyn, wywietrzone z naftaliny kluby z dobrym sprzętem nagłaśniającym, światłami, nie zagraconym przejściem za sceną, z odkurzonymi, bez dziur kotarami, garderobą z wieszakami, pionowym lustrem, koszem, ręcznikiem papierowym lub chusteczkami i szklanką wody na stole. Tak dużo i zarazem tak niewiele jak na placówki kulturalne funkcjonujące od dziesiątków lat. 

Które z tych miejsc najbardziej przypominało nam polski dom? Bez wątpienie Klub Sportowy „Polonia” w Plumpton. Serdeczne WELCOME na każdym kroku. Zadbany budynek i otoczenie, sala przygotowana do koncertu, kawa w garderobie, zapalone świeczki (symbol oczekiwania na gości), kwiaty i pamiątkowy prezent dla artysty, troska i gościnność gospodarzy okazywana zgodnie z przysłowiem „Gość w dom, Bóg w dom”. Wielkie dzięki, trzymajcie tak dalej i promieniujcie wokół dobrym przykładem. 
Największe jednak podziękowania, tak od artysty jak i organizatorów należą się naszej spontanicznej, wspaniałej publiczności. Publiczności wszystkich miast, które odwiedziliśmy, byliście SUPER! Dziękujemy za Waszą obecność i wsparcie.

Barbara Henclewska