Marianna Łacek
POMAGAĆ — CZY NIE POMAGAĆ?
Jeśli od najmłodszych lat nawiążemy bliski kontakt ze swoim dzieckiem i zadbamy, by ten kontakt utrzymywać, wtenczas pomożemy dziecku przetrwać trudny okres dojrzewania. Nasz syn czy córka będą wchodzili w dorosłość wiedząc, że mają za sobą silne oparcie najbliższych osób — a więc rodziców. Jednym ze sprawdzonych sposobów utrzymywania bliskiego kontaktu z dzieckiem jest wspólne odrabianie zadań domowych. Proszę nie mylić tego z odrabianiem lekcji za dziecko. Tego absolutnie robić nie wolno.
Tutaj posłużę się własnym przykładem. Dzieci miały swoje pokoje i swoje biurka. Jednak odrabianie lekcji odbywało się przy dużym stole, sprzątniętym po wspólnym obiedzie. Wszyscy czworo rozkładali swoje zeszyty a my obydwoje z mężem byliśmy w pobliżu aby służyć radą lub pomocą, jeśli któreś tego potrzebowało… Dzieci pomagały sobie także nawzajem. Różnica między najstarszą a najmłodszym wynosiła siedem lat.
W niższych klasach uczniowie otrzymują do wykonania różne projekty. Dla rodziców jest to niepowtarzalna okazja, aby włączyć się do wspólnej z dzieckiem pracy. Pomóc mu zaplanować. Razem poszukać materiałów z różnych źródeł. Nie tylko z Wilkipedii. Podpowiedzieć jak się robi notatki, które później można będzie wykorzystać. Pomóc dziecku posegregować zebrane materiały. Każdy z tych etapów przygotowawczych traktować jako interesujące zajęcie, które umacniać będzie motywację dziecka do tego aby chciało dowiedzieć się jeszcze więcej.
Niezwykle ważne jest odpowiednie rozłożenie w czasie pracy, która została zadana. To, że projekt ma być oddany za trzy tygodnie, wcale nie znaczy, że należy się do niego zabrać w wieczór poprzedzający tę datę. Niestety, ale to jest najczęściej powtarzający się błąd uczniów, czyli raczej brak odpowiedniej pomocy ze strony rodziców.
W klasach maturalnych, a więc w 11 i 12 uczeń otrzymuje z dwutygodniowym wyprzedzeniem informacje o każdym egzaminie, a jest tych egzaminów, tak zwanych ‘assessment tasks’, kilka w ciągu roku z każdego przedmiotu. Te obowiązkowe dwa tygodnie to czas na dokładne zapoznanie się z wymogami danego egzaminu i powtórzenie odpowiedniej partii przerobionego materiału. Jeden czy dwa wieczory przed egzaminem, to stanowczo za mało aby się odpowiednio przygotować. Prawie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że odkładanie na ostatnią chwilę, to nagminna bolączka uczniów.
Na jednej z wywiadówek — tutejszej parent-techer nights, na to właśnie zwróciłam uwagę rodzicom jednego z moich maturzystów języka angielskiego. Największym problemem ich zdolnego syna, było odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę. Na egzaminy przychodził zmęczony, niewyspany po intensywnej nauce poprzedniej nocy i w rezultacie osiągał wyniki znacznie poniżej swoich możliwości.
O radę poprosiliśmy szkolnego psychologa, który przeprowadził szczegółowy wywiad z rodzicami. Rodzice, nie, nie Polacy, prosili, żebym ja także była obecna przy tej rozmowie. Matka wspominała, że przez całą szkołę podstawową ich syn był najlepszym uczniem. Wszystko było dla niego łatwe. Wcale nie musiał się uczyć. W ostatniej chwili napisał to co było zadane i tak dostawał bardzo dobre stopnie. Na zapytanie czy mu rodzice pomagali, matka przywołała zdarzenie, kiedy syn przygotowywał projekt. To było z angielskiego, na temat książki jaką przeczytał. Usiadł dzień czy dwa dni wcześniej i wymyślił bardzo ciekawą pracę. Siedział nad tym dosyć długo. Rysował, naklejał… Robiło się bardzo późno. Szkoda, powiedział, już nie zdążę podpisać tych obrazków. Poszedł spać. I co zrobiła dbająca mama? Wzięła notatki syna, przepisała na komputerze wszystkie podpisy, wydrukowała je, pocięła i nakleiła w odpowiednie miejsca. Praca dostała w szkole najwyższe wyróżnienie.
Przecież to była cała praca jej syna. Ona tylko pomogła w sensie fizycznym, bo już brakło mu czasu. I to był największy błąd, powiedział psycholog. Błąd, który się mści na dziecku. Tamta niewielka porażka mogła być dla ambitnego chłopca nauczką. Tymczasem on utwierdził się w przekonaniu, że sobie poradzi. Zawsze znajdzie się wyjście. Trzeba mu było pozwolić, by oddał pracę niedokończoną, lub poprosił o przedłużenie terminu, tracąc przy tym część oceny. Trzeba było porozmawiać z nim jak ważne jest odpowiednie rozłożenie pracy w czasie. I tutaj mamy namacalny dowód jak łatwo jest nam, rodzicom popełnić w najlepszej wierze błąd, który może mścić się na naszym dziecku przez długi czas. Dodajmy, na bardzo zdolnym dziecku.
Przywołam jeszcze jeden przykład. Tym razem polskiej rodziny. Znajomych odwiedziła studiująca w innym mieście córka. Poszła do swojej dawnej szkoły. — Wyobraźcie sobie, powiedziała, do tej pory wisi ten projekt o polskim Biskupinie, który ja w dziewiątej klasie zrobiłam… Wymieniłyśmy z matką porozumiewawcze spojrzenia. I ona i ja wiedziałyśmy jaki był w tym nasz udział, ale tak dyskretny, że dziecko nie zdawało sobie z tego sprawy.
I tu nasuwa się pytanie. Czy i kiedy szukać dodatkowej pomocy dla dziecka? Tematem kolejnej pogadanki będą korepetycje.
MOŻE ZAŁATWIĆ DZIECKU KOREPETYCJE?
W Polsce korepetycje nazywane są popularnie przez młodzież korkami. Wiele osób, często tych które nie mają dzieci, zadaje pytanie — Jaki ma sens wydawanie pieniędzy i zajmowanie dziecku czasu? Czy nie wystarczy, żeby uważać w szkole i na bieżąco odrabiać lekcje? Oczywiście, tak byłoby idealnie. Ale w świecie trudno znaleźć sytuacje idealne.
Na zapytanie rodziców czy posłać dziecko na korepetycje nie udzieliłabym jednoznacznej odpowiedzi. To zależy. Jeśli uczeń opuścił pewną część lekcji ze względu na chorobę, wyjazd zagraniczny, czy z jakiegoś innego powodu — na pewno kilka indywidualnych lekcji pozwoli mu szybko nadrobić luki i włączyć się z powrotem w normalny tryb lekcji.
Zastosowałabym tę samą procedurę, gdyby z jakiegoś nieznanego powodu zupełnie dobry uczeń nagle opuścił się w nauce a potem, kiedy się zorientował, ile ma do nadrobienia, ogarnęła go panika, że nie da rady. Będąc w sytuacji takich rodziców odbyłabym z dzieckiem serdeczną rozmowę — i tym razem dołożylibyśmy wszelkich starań, żeby mu pomóc się poddźwignąć. Załatwienie korepetycji byłoby jednym z rozwiązań.
Są też i inne sytuacje. Rodzice zdolnego ponad przeciętną dziecka orientują się, że ich syn czy córka traci zainteresowanie nauką. Dzieje się to często w szkołach, które nie oferują specjalnego programu dla dzieci uzdolnionych ‘gifted and talented children’. Skończyłeś tę stronę zadań z matematyki — no to zrób pięć słupków z kolejnej strony. Zamiast nagrody za szybko i dobrze wykonane zadanie, uzdolniony matematycznie uczeń, w swoim pojęciu zostaje ukarany dodatkową pracą. Nie ma głupich. Na drugi raz lepiej się nie wychylać.
Zamiast dodatkowej pracy, rodzice mogą znaleźć dla dziecka pozaszkolne zajęcia zgodne z jego zainteresowaniami — muzykę, teatr, taniec, sport… Mogą także zachęcić dziecko do poszerzania swoich umiejętności w dziedzinie w której wykazuje szczególne zdolności. Wiele szkół organizuje dodatkowe zajęcia w formie pozalekcyjnych klubów matematycznych, literackich, technicznych itp. Warto się tym zainteresować.
Kiedy widzimy, że dziecko wyprzedza rówieśników w jakiejś dziedzinie nauki — warto zainwestować w dodatkowe lekcje prywatne, czyli zorganizować korepetycje. Idealny słuch muzyczny i doskonałe warunki głosowe nie pomogą, jeśli dziecko nie dostanie teoretycznej wiedzy oraz praktycznych umiejętności gry na instrumencie. To samo dotyczy dyscyplin sportowych. Tylko doskonały trener tenisa, czy pływania może pomóc młodemu zawodnikowi osiągnąć szczyt jego możliwości. Dlaczęgo więc inaczej miałaby wyglądać sytuacja w przypadku ucznia wykazującego szczególne zdolności i zainteresowanie matematyką, historią, technologią, biologią, chemią czy fizyką? Dlaczego nie załatwić dziecku wykazującemu wybitne zdolności literackie, dodatkowych korepetycji z języka?
W większości przypadków to szkoła powinna zadbać o każdego wybitnie zdolnego ucznia. Jeśli jednak tak nie jest, a rodzice mogą sobie pozwolić, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zaangażować prywatnego korepetytora dla swojego zdolnego dziecka. Niektórzy rodzice tak czynią i to dobrze.
Niestety, ale są też i korepetycje absolutnie niepotrzebne, a nawet przynoszące szkodę.
Parę lat temu w klasie języka angielskiego analizowaliśmy jeden z niełatwych, ale obowiązkowych tekstów maturalnych. Uczniowie byli bardzo aktywni. Podawali ciekawe odpowiedzi, które ja zapisywałam na tablicy. Wszyscy skrzętnie robili notatki. Nie, nie wszyscy. Jeden nie pisał nic. Na moje zapytanie wyjaśnił — proszę pani, ja to po południu będę przerabiał z korepetytorem. Rodzice płacą mu dużo pieniędzy i on przecież musi ze mną coś robić.
Poruszyłam ten problem na radzie pedagogicznej. Okazało się, że podobne obserwacje mają także inni nauczyciele. Rodzice chcą jak najlepiej, ale nie zawsze wiedzą jak.
Prawie w każdej dzielnicy mnożą się prywatne ‘after school collages’ które oferują dodatkową pomoc od klas przedszkolnych aż do matury. Dzieci spędzają długie popołudniowe godziny a nawet wakacje szkolne nad różnego rodzaju testami, które mają otworzyć im drogę do szkół selekcyjnych i na uniwersytet.
Rodzice powinni się głęboko zastanowić co dziecko otrzymuje w zamian za zabrane mu dzieciństwo, które wypełnione powinno być zabawą z rodzeństwem i z rówieśnikami. Inteligentne dziecko poradzi sobie nie tylko z egzaminem wstępnym, ale także z nauką w szkole selekcyjnej. Dziecko wytrenowane do egzaminu, już osiągnęło szczyt swoich możliwości i nawet jeśli z sukcesem przebrnie przez egzamin, dalszy pobyt w szkole będzie dla niego łańcuchem udręk i frustracji.
Czy każda szkoła jest odpowiednia dla każdego dziecka? Więcej na ten temat w kolejnej pogadance.
Marianna Łacek
Marianna Łacek – absolwentka Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, wieloletnia nauczycielka języka polskiego i angielskiego w australijskim szkolnictwie. W r. 2004 otrzymała NSW dyplom ‘Award for Excellence in Teaching’ a rok później oficjalną nominację do ‘National Award for Excellence in Teaching’. W roku 2016 otrzymała Medal Order of Australia (OAM) za swoją działalność pedagogiczną i edukacyjną. Prywatnie jest matką czworga dorosłych, wychowanych i wykształconych w Australii dzieci.